Człowiek - zagadka, jak niektórzy nazywają Marka Falentę. To on - według sądu - zlecił kelnerom nagrywanie polityków, za co dostał 2,5 roku więzienia. Sprawca afery, która uderza w kolejny rząd, pozostaje jednak na wolności. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Marek Falenta - choć był akcjonariuszem blisko 30 spółek i znajdował się na liście 100 najbogatszych Polaków - wolał pozostawać w cieniu. Do czasu.
Był czerwiec 2014 roku. Afera taśmowa już niedługo wywoła polityczne trzęsienie ziemi, a Marek Falenta okaże się jej symbolem.
"Giełdowy rekin"
Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej" i Grzegorz Rzeczkowski z "Polityki" to dziennikarze, którzy od lat piszą o Marku Falencie. Jego życiu przyglądały się także służby specjalne.
- W pewnym okresie swojego życia obracał dużymi pieniędzmi i robił duże "deale" - zarówno w Polsce jak i za granicą - mówi o Falencie były funkcjonariusz Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
43-letni dziś Marek Falenta pochodzi z Lubina, jest absolwentem zarządzania i marketingu w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Legnicy.
W wieku 22 lat zaczyna karierę zawodową w spółkach KGHM. Trzy lata później - praktycznie bez pieniędzy - otwiera swój własny biznes. Utworzył spółkę Electus, zajmującą się handlem długami, między innymi szpital. Ten biznes okazał się tak zyskowny, że w maju 2006 roku sprzedał Electusa za 450 milionów złotych.
W 2014 roku Falenta, nazywany przez prasę "giełdowym rekinem", za 100 milionów złotych kupuje 40 procent udziałów w firmie Składy Węgla. Przedsiębiorstwo sprowadza i sprzedaje węgiel z Rosji oraz Kazachstanu, ma 350 oddziałów w całej Polsce i działała świetnie. Do pewnego momentu, gdy w firmie pojawiają się prokuratorzy.
- Ma ogromny żal do ówczesnego rządu za wchodzenie w jego interesy z Rosją. Chodziło o sprowadzanie węgla - i w związku z tym chce skompromitować ten rząd - uważa Czuchnowski.
Prokuratura doprowadza do zatrzymań w Składach Węgla i całkowicie paraliżuje ich działalność. Zarzuty prania pieniędzy, wyłudzenia VAT-u, oszustw i kolejne aresztowania oznaczają upadek firmy Marka Falenty. To duże zaskoczenie, bo z pozoru firma prosperowała bardzo dobrze.
To był czerwiec 2014 roku. Jeszcze tego samego miesiąca wybucha afera taśmowa.
Doświadczony w nagrywaniu
- Wyszło z niego cwaniactwo. Uznał, że robienie interesów legalnie nie przeszkadza w tym, żeby robić jeszcze interesy na boku i próbował podsłuchiwać towarzystwo, które spędzało czas w różnych lokalach - mówi o Falencie funkcjonariusz CBA.
Biznesmen, co dotychczas ustalił sąd, w porozumieniu z kelnerami nagrywa najważniejszych ludzi polityki. Okazuje się, że w nagrywaniu ma doświadczenie. W roku 2009 został prawomocnie skazany za pomoc w oszustwie polegającym na próbie wyłudzenia kredytu. Wyrok ten ma kolosalne znaczenie dla jego przyszłości. Zgodnie z kodeksem spółek handlowych osoby skazane za takie przestępstwo nie mogą nimi kierować.
- Będąc właścicielem jakiejś spółki, musi kogoś delegować do jej kierowania. On tym ludziom nie ufał i zaczął ich nagrywać i zobaczył, że to nieźle wychodzi - i zaczął traktować to biznesowo, żeby zdobyć informację - twierdzi Rzeczkowski.
Falenta zbiera doświadczenie. Wydaje się, że technicznie do afery taśmowej jest przygotowany.
- Nagle zobaczył, że oprócz biznesmenów, na których im zależało, zaczynali się wgrywać politycy, więc tej okazji nie mógł przegapić - wyjaśnia funkcjonariusz CBA.
Informator służb
Od początku Marek Falenta przyjmie taktykę, której nie zmieni do końca. Czuje się pewnie - ma powód. W jego życiorysie jest jeszcze jeden fakt, który tej pewności ma mu dodać.
- Przez ostatnie lata dowiedzieliśmy się o jego drugiej twarzy, czyli wieloletniego informatora służb specjalnych - najpierw ABW, a potem CBA - przypomina Czuchnowski.
- Biznesmen, który wie, co służby o nim wiedzą, może czuć się nietykalny i pewny. I on taką pewność miał, uważając, że służby rozpięły nad nim parasol ochronny - dodaje Rzeczkowski.
Pod koniec ubiegłego roku Falenta zostaje prawomocnie skazany za zlecenie nielegalnego nagrywania rozmów polityków i biznesmenów. Za kratami ma spędzić dwa i pół roku. Kelnerzy dostają wyroki w zawieszeniu.
Związki z Rosjanami
Grzegorz Rzeczkowski od kilku miesięcy bada jeszcze jeden trop związany z Markiem Falentą i aferą podsłuchową. - Powołam się na słowa Donalda Tuska: odpowiedź można by spisać w obcym alfabecie - wyjaśnia dziennikarz.
Trop prowadzić ma na Syberię do Kuźnieckiego Zagłębia Węglowego - jednego z największych zasobów węgla na świecie. Tam działa Kompania Paliwowa KTK. Przed wybuchem afery taśmowej Falenta handlował węglem z Rosji.
Zdaniem dziennikarza "Polityki" Falenta na przełomie 2013 i 1014 roku pojawia się na Syberii i dostaje od Rosjan węgiel o wartości 20 milionów dolarów, za który nie płaci. Po powrocie ma kontaktować się z Rosjanami z KTK i z ludźmi z otoczenia Mariusza Kamińskiego, ówczesnego koordynatora służb specjalnych.
- Jeden z kontaktów miał na dwa dni przed wybuchem taśm i jedzie po raz drugi na Syberię, co wiemy z zeznań jednego z kelnerów. Po czym dwa tygodnie później pojawiają się taśmy - zauważa Rzeczkowski.
Wspomniany Mariusz Kamiński i jego ludzie nie są jedyni politykami PiS-u, z którymi Falenta miał się kontaktować.
- Według naszych ustaleń była taka sytuacja, że w grudniu 2013 roku, czyli na kilka miesięcy przed wybuchem afery, Falenta spotkał się na przyjęciu opłatkowym ze skarbnikiem PiS Stanisławem Kostrzewskim i powiedział mu, że ma takie materiały. Opozycja chwyciła ten temat i został on doskonale wykorzystany w kampanii wyborczej - podkreśla Czuchnowski.
Strategia Falenty
Adwokaci Marka Falenty zrobili wszystko, żeby nie trafił za kraty, choć wyrok 2,5 roku więzienia uprawomocnił się w grudniu. Powodem ma być zły stan zdrowia Falenty.
2 października warszawski sąd okręgowy orzekł, że Falenta jednak musi odbyć karę. Jego obrońcy złożyli zażalenie. Decyzja sądu znana będzie w najbliższych dniach i będzie decyzją ostateczną. Do tego czasu jest na wolności.
Biznesmen nie chciał się spotkać z reporterem "Czarno na białym". Przesłał jedynie krótkie oświadczenie:
"Mam poważne problemy ze zdrowiem, ale to moja absolutnie prywatna sprawa (...) Poza tym mój stan zdrowia jest tym gorszy, że zostałem niesłusznie skazany nie tylko przez sądy, ale i przez opinię publiczną. Czuję się niewinny i walczę o wyjaśnienie tej sprawy i oczyszczenie mojego nazwiska" - napisał.
- Bardzo wygodna strategia: zostałem skrzywdzony pomówiony, zostały zniszczone moje biznesy. Marek Falenta zachowuje się jak przestępca, którego złapano za rękę, a on krzyczy, że to nie moja ręka - ocenia Rzeczkowski.
Jednocześnie pełnomocnicy Falenty wystąpili o kasację wyroku do Sądu Najwyższego. Decyzja będzie znana 25 października.
Autor: momo//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24