Komisji Macierewicza nie chodziło o zbadanie realnej przyczyny katastrofy smoleńskiej w sposób naukowy, ale na podparcie politycznej tezy argumentami (pseudo)naukowymi - powiedział Marek Michalewicz, były szef Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Dodał, że wbrew twierdzeniom Macierewicza "nigdy nie było żadnej współpracy pracowników naukowych ICM z podkomisją". - Oni byli klientem ICM - dodał.
W poniedziałek odbyła się konferencja podkomisji smoleńskiej, na której Antoni Macierewicz przedstawił kolejny raport dotyczący katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Członkowie podkomisji podtrzymali tezę o wybuchu w samolocie i eksplozji przed rozbiciem się maszyny o ziemię.
Czytaj więcej na Konkret24: Kolejny raport podkomisji Macierewicza o katastrofie w Smoleńsku. Weryfikujemy tezy
"Nigdy nie było żadnej współpracy pracowników naukowych ICM z podkomisją"
Marek Michalewicz, były szef Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW, w rozmowie z Agnieszką Kublik z "Wyborczej" zaprzeczył słowom Antoniego Macierewicza, który prezentując raport podkomisji smoleńskiej, twierdził, że współpracował m.in. z tym ośrodkiem. "Absolutnie nigdy nie było żadnej współpracy pracowników naukowych ICM z podkomisją" - przekonywał. Dodał, że podkomisja była "klientem ICM".
Michalewicz powiedział, że komisja smoleńska złożyła "komercyjne zamówienie przeprowadzenia obliczeń na superkomputerze należącym do ICM przez zewnętrznych konsultantów", którzy byli wynajęci i opłaceni przez komisję. Zaznaczył, że obliczeń nie wykonywali pracownicy ICM, ale "wskazani przez komisję ludzie, którym ICM zapewniło odpłatny dostęp".
Według byłego szefa ICM podkomisja Macierewicza zgłosiła się do Centrum pod koniec stycznia 2020 roku, a dwa miesiące później otrzymała ofertę usługi dostępu do zasobów obliczeniowych oraz komercyjnego wykorzystania licencji oprogramowania LS-DYNA. Program ten - jak wyjaśnia "Wyborcza" - służy do tworzenia symulacji komputerowych.
Siedem dni na przeprowadzenie "niezmiernie skomplikowanych i czasochłonnych obliczeń"
Michalewicz wyjawił w rozmowie z "Wyborczą", że kilkukrotnie spotykał się z Macierewiczem. Zapewnił jednak, że był to "całkowicie czysto komercyjny układ", który polegał na udostępnieniu komisji komputerów. "Jako zleceniodawca nienaukowy musieli płacić nie tylko za użycie serwerów, maszyn, ale również za licencję oprogramowania LS-DYNA" - wyjaśnił były szef ICM. Dodał, że cena za tę usługę przedstawiona 5 marca 2020 roku wyniosła ponad 87 tysięcy złotych. Oferta przewidywała siedmiodniowy dostęp do rdzeni obliczeniowych.
"Od samego początku wyrażałem przed członkami komisji wątpliwości, aby możliwe było przeprowadzenie tak niezmiernie skomplikowanych i czasochłonnych obliczeń w siedem dni. Oczywiście obliczenia się przeciągnęły, koszt dobowy obliczeń w wysokości 12 517 złotych był dodatkowo naliczany, ale niestety podkomisja nie zapłaciła całej należności. Wyszli poza limit, od którego jest obowiązek ogłoszenia przetargu" - mówił rozmówca "Wyborczej". Dodał, że "kierownik finansowy ICM przez ponad rok bezskutecznie próbował wymóc na podkomisji pełną zapłatę należności, ale podkomisja nalegała, aby płatności przerzucić na następny rok".
"Problem przerósł ich możliwości"
Michalewicz stwierdził, że Macierewicz "powołał się na naukowy autorytet Centrum, by móc mówić o naukowych dowodach na eksplozję na pokładzie prezydenckiego tupolewa 10 kwietnia 2010 r.".
Były szef ICM powiedział, że "83 procent zadań obliczeniowych nie zostało nigdy zakończone". "Od samego początku byłem sceptyczny, bo oni nie rozumieli, jak wielkie są ich potrzeby. Twierdzili, że w trzy dni dokonają swoich obliczeń. Mówiłem, że to niemożliwe. Takie rzeczy trzeba liczyć trzy miesiące, pół roku" - przekonywał.
W jego ocenie "problem przerósł ich możliwości". "Nie wychodziła im symulacja. W obliczeniach naukowych obowiązuje zasada GIGO, czyli Garbage In - Garbage Out, jak wrzucasz błędne dane, dostajesz błędny wynik, co w tym przypadku jest doskonale widoczne" - stwierdził były szef ICM.
Zdaniem Michalewicza komisji nie chodziło o "zbadanie realnej przyczyny katastrofy w sposób naukowy, ale na podparcie politycznej tezy argumentami (pseudo)naukowymi".
Oświadczenie w sprawie ujawnienia zdjęć
Kontrowersji wokół podkomisji smoleńskiej jest jednak więcej. W raporcie opublikowanym na jej stronie, dotyczącym badania katastrofy smoleńskiej, pojawiły się nieocenzurowane zdjęcia, które przedstawiały ciała niektórych ofiar katastrofy smoleńskiej - między innymi prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
Autor opracowania wydał oświadczenie w sprawie ujawnienia przez podkomisję zdjęć ofiar. "Przedmiotowe opracowanie z 2016 roku, którego jestem autorem, zostało ujawnione przez podkomisję bez mojej zgody i wiedzy, jako że w końcu kwietnia 2021 roku minister obrony, Mariusz Błaszczak, na wniosek przewodniczącego Antoniego Macierewicza, usunął mnie z jej składu" - poinformował Marek Dąbrowski.
"Projekt raportu oraz załącznika, do którego podkomisja włączyła moją pracę, były do wczoraj przede mną ukrywane i nikt nie poinformował mnie o zamiarze wykorzystania jakichkolwiek moich opracowań przez podkomisję" - zwrócił uwagę.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Skandaliczne i urągające cywilizowanym standardom". Oświadczenie byłego członka podkomisji Macierewicza
Źródło: Gazeta Wyborcza, tvn24.pl