- On tego nigdy nie ukrywał - tak Jarosław Kaczyński skomentował epizod w życiorysie Andrzeja Dudy. Chodzi o jego członkostwo w Unii Wolności. Zdaniem prezesa PiS to tylko "incydent".
"Newsweek" napisał, że Andrzej Duda, kandydat PiS na prezydenta, kilkanaście lat temu działał w Unii Wolności, ale dzisiaj w swoim oficjalnym życiorysie ten fakt ukrywa.
Tygodnik przypomniał, że UW konsekwentnie sprzeciwiała się PiS-owskiej wersji lustracji i nazywała dekomunizację polowaniem na czerwone czarownice.
O tę kwestię pytany był w poniedziałek prezes PiS. Jarosław Kaczyński przyznał, że wiedział o tym epizodzie w życiu kandydata PiS na prezydenta. Wyjaśnił, że Duda poinformował o tym, przystępując do jego partii.
- Tam jest taka rubryka, w której trzeba napisać, czy było się w jakiejś partii i w jakiej. On przecież nigdy tego nie ukrywał. Z mojego punktu widzenia to jest incydent - powiedział.
"Arcyskandal"
Dziennikarze pytali Kaczyńskiego, czy ma dla niego znaczenie fakt, że teść Andrzeja Dudy jest Żydem, o czym także napisał "Newsweek". - Mnie to oczywiście nie przeszkadza. Natomiast powrót do tego rodzaju motywów w tzw. głównym nurcie, w tzw. poważnym tygodniku, to jest pokaz tego, że w Polsce można już wszystko - stwierdził Kaczyński.
- Mnie się to kojarzy z marcem 1968 roku, jak każdemu człowiekowi z mojego pokolenia, tzn. takiego, które wtedy było już dorosłe. To jest arcyskandal - mówił. - Ci panowie, którzy dzisiaj kierują "Newsweekiem", powinni z polskiego życia publicznego zniknąć - dodał.
"Twardo to znaczy twardo"
Kaczyński pytany był także o ostanie wypowiedzi Władimira Putina dot. Polski. Rosyjski prezydent powiedział, że Amerykanie "pomagali w szkoleniu nacjonalistów, oddziałów bojowych". Miały się one odbywać "na zachodzie Ukrainy, w Polsce i częściowo na Litwie".
Zdaniem Kaczyńskiego prezydent Bronisław Komorowski powinien "twardo" zareagować na tę wypowiedź. Nie sprecyzował jednak co miał na myśli. - Twardo to znaczy twardo - uciął.
"Wielka sfera ludzi, którzy są poza jakąkolwiek kontrolą"
Kaczyński poinformował, że PiS będzie się domagać debaty w Sejmie ws. afery podsłuchowej. Według tygodników "Wprost" i "Do Rzeczy" podsłuchanych miało zostać 56 czołowych polityków PO, PSL i SLD. Mieli tak poinformować prokuraturę dwaj kelnerzy - Łukasz N. i Konrad L., którzy nagrywali polityków w warszawskich restauracjach. Kaczyński powiedział na konferencji prasowej, że afera podsłuchowa się rozwija, dochodzą "bardzo istotne i bulwersujące" informacje, "i cisza". Według prezesa PiS, "to jest stan, który pokazuje, że w Polsce jest wielka sfera ludzi, wielka część polityków, klasy politycznej, którzy są poza jakąkolwiek kontrolą, poza mechanizmami właściwymi dla państwa demokratycznego i praworządnego". W jego ocenie "istnieją bardzo poważne przesłanki, by sądzić, że ci, którzy rządzą, a także część opozycji, to ludzie, którzy w ogóle nie powinni w życiu publicznym uczestniczyć". Kaczyński zaznaczył, że dotyczy to także życia gospodarczego. Zdaniem Kaczyńskiego, wokół afery "powstało takie zamieszanie, taki bałagan, charakterystyczny dla tych rządów, że trudno jest cokolwiek oceniać". - Jeśli dojdziemy do władzy, to z całą pewnością opinia publiczna dowie się, jak to naprawdę było i dowie się, kto Polską rządzi, jakie są rzeczywiste relacje między ludźmi, między gospodarką, między ludźmi wielkiego biznesu a ludźmi, którzy rządzą - zapowiedział prezes PiS.
Autor: db/ja / Źródło: TVN24, PAP