Justyna Wydrzyńska, która została skazana na osiem miesięcy ograniczenia wolności za przekazanie tabletek poronnych kobiecie w ciąży, która doświadczała przemocy, mówiła w "Faktach po Faktach" w TVN24, że po ogłoszeniu wyroku czuła się zła i rozczarowana. - Wiedziałam od samego początku, że gdybym stanęła przed tym samym wyborem, zrobiłabym to dokładnie w ten sam sposób, powtórzyłabym wysłanie tabletek - podkreśliła. - Zostałam skazana za pomoc w aborcji, w zasadzie skazana za pomoc, to jest kuriozalne, skandaliczne - mówiła dalej aktywistka.
Sąd Okręgowy Warszawa-Praga skazał Justynę Wydrzyńską na osiem miesięcy ograniczenia wolności - przez wykonywanie 30 godzin nieodpłatnych prac społecznych w miesiącu. Wydrzyńską uniewinniono od drugiego zarzutu - posiadania i wprowadzania do obrotu zakazanych substancji - tabletek mizoprostolu.
Aktywistka w 2020 roku udostępniła tabletki poronne kobiecie, która prosiła o pomoc i sygnalizowała, że jest w przemocowym związku. Kobieta miała już jedno dziecko, była w drugiej ciąży, a partner uniemożliwił jej wyjazd za granicę w celu dokonania aborcji. Kobieta ostatecznie nie użyła tabletek, ponieważ zabrała je policja wezwana przez partnera.
W świetle artykułu 152. Kodeksu karnego "każdy, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży lub ją do tego nakłania, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". Wydrzyńska twierdzi, że proces był polityczny. W postępowaniu brali udział przedstawiciele konserwatywnego i katolickiego Instytutu Ordo Iuris.
Wydrzyńska: zrobiłabym to dokładnie w ten sam sposób
Wydrzyńska była gościem środowych "Faktów po Faktach". Mówiła o tym, co poczuła po ogłoszeniu wyroku.
- Byłam zła, rozczarowana, poczułam się absolutnie niewinna, wiedziałam od samego początku, że gdybym stanęła przed tym samym wyborem, zrobiłabym to dokładnie w ten sam sposób, powtórzyłabym wysłanie tabletek - powiedziała. Dodała, że jednocześnie poczuła "ogromną dumę za wszystkie kobiety, które doświadczają aborcji i decydują się przerwać ciążę".
- Wiem, z jakiego nadania sędzia osądzała w moim procesie, wiem, jak jest sterowana prokuratura i to, co się wydarzyło w trakcie tej rozprawy powodowało, że ja nie zgadzam się z całym tym procesem. Wiem, że jest to proces bardzo polityczny i po prostu nie ma we mnie zgody na to, żeby przyznać i powiedzieć: "no tak, chylę głowę, sypię popiołem" - dodała.
Dopytywana, dlaczego jej zdaniem był to proces polityczny, odparła: - Choćby z tego powodu, że mamy sędzię z nadania politycznego, która jest neosędzią, złożyliśmy wniosek o odsunięcie jej od procesu i został on odrzucony. Te wszystkie sytuacje, przyłączenie Ordo Iuris do procesu, od samego początku było wiadomo, że ten proces jest polityczny.
Wydrzyńska: zostałam skazana za pomoc
Wydrzyńska mówiła, że wysłała kobiecie leki, które służą do aborcji farmakologicznej, "które rekomenduje WHO, która mówi, że to jest bezpieczna metoda, możliwa do samodzielnego stosowania". - Gdybym dała pani dziś te leki, to równie dobrze mogłabym być skazana po raz drugi - zwróciła się do prowadzącej program.
- Zostałam skazana za pomoc w aborcji, w zasadzie skazana za pomoc, to jest kuriozalne, skandaliczne - mówiła dalej.
- Wiem, że to jest proces polityczny, że mamy wybory za moment, że wyrok skazujący i tak bym dostała - powiedziała. Jej zdaniem, "gdyby prokuratura wnioskowała o wyższy wyrok i sędzia by ten wyższy wyrok przyznał, to by było samobójstwo wyborcze przed wyborami".
CZYTAJ TEŻ >> Justyna Wydrzyńska w mowie końcowej: to państwo jest winne, zawiodło mnie i miliony kobiet w tym kraju
Wydrzyńska: to było pogrożenie palcem
Według aktywistki Aborcyjnego Dream Teamu jej wyrok to było ze strony sądu i prokuratury "pogrożenie palcem, powiedzenie 'zamknij buzię', to było zdyscyplinowanie dziewczynki, żeby siedziała cicho i absolutnie nie wspierała w aborcjach nigdy nikogo więcej".
Wydrzyńska została zapytana, czy czuje się skrzywdzona przez polskie państwo. - Czuję się skrzywdzona, niezaopiekowana, zostawiona sama sobie, jak każda kobieta, która doświadcza tego samego doświadczenia aborcyjnego, jakiego ja doświadczyłam, nie mamy opieki państwa nad nami - stwierdziła.
- Jak znamy historię Izy z Pszczyny, Agnieszki z Częstochowy, kobiety w szpitalach umierają... Jedyną opiekę, jaką dostają w tym kraju, to od organizacji aktywistycznych. (Inicjatywa - red.) Aborcja bez Granic od wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku pomogła 78 tysiącom osób w dostępie do aborcji, z czego dwa tysiące wyjechały do zagranicznych klinik. To jest coś, co robimy codziennie, robimy około 107 aborcji dziennie, wspieramy te osoby po to, żeby mogły dostać to, czego nie dostały w polskich szpitalach - mówiła dalej.
Wydrzyńska: jak można przestrzegać prawa, które jest nieprzyjazne dla kobiet?
Wydrzyńska wspomniała o liście od kobiety, której wysłała tabletki. - Cały ten list został dołączony jako dowód w sądzie, fragmenty były przytoczone i przeze mnie, i przez moich adwokatów w trakcie mów końcowych. Sąd powołał się na prawo, które obowiązuje i w uzasadnieniu usłyszałam, że każdy obywatel powinien tego prawa przestrzegać - mówiła dalej.
- Natomiast jak można przestrzegać prawa, które jest nieprzyjazne dla kobiet, dla osób,które mogą być w ciąży? - dodała.
Jej zdaniem ten wyrok to "pogrożenie palcem" jest kierowane do "wszystkich osób, które mogą kiedykolwiek zajść w ciążę, które kiedykolwiek będą podejmowały decyzję o aborcji".
Według Wydrzyńskiej klauzula sumienia w przypadku lekarzy "absolutnie powinna zniknąć". - Lekarze są od ochrony naszego życia i zdrowia, to jest ich pierwszy obowiązek, jaki mają. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek lekarz odmówił pomocy. Dla mnie lekarz, który odmawia pomocy, powinien po prostu zmienić zawód - powiedziała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24