Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie wypadku, do którego doszło na jeziorze Tałty (województwo warmińsko-mazurskie). W sobotę zatonęła tam łódź z siedmioma osobami na pokładzie. Ciało jednej z nich, ośmioletniej dziewczynki, zostało znalezione w kabinie zatopionej motorówki. Z ustaleń prokuratury wynika, że łódź została wypożyczona, a jej 41-letni sternik był trzeźwy, ale nie miał uprawnień i - jak pozostali uczestnicy rejsu - nie nałożył kapoka.
W sobotę (18 czerwca) przed godziną 14 na jeziorze Tałty zatonęła motorówka, którą płynęło siedem osób - cztery osoby dorosłe i troje dzieci. Nie żyje ośmioletnia dziewczynka, której ciało nurkowie - po wielu godzinach poszukiwań - znaleźli wieczorem w kabinie zatopionej łodzi.
Ze wstępnych, opartych na zeznaniach świadków, ustaleń policji wynika, że motorówka płynęła bardzo szybko i prawdopodobnie została uderzona boczną falą innej łodzi.
Śledztwo w kierunku spowodowania wypadku w ruchu wodnym
- Z relacji świadków wynika, że łódź przewróciła się na lewą burtę, zaczęła nabierać wody i tonąć - relacjonowała w weekend na antenie TVN24 sierżant sztabowy Paulina Karo z Komendy Powiatowej Policji w Mrągowie. I dodawała, że wszyscy, którzy znajdowali się na pokładzie, wpadli do wody.
Czytaj też: W zalewie korycińskim utonął mężczyzna
W poniedziałek Prokuratura Rejonowa w Mrągowie wszczęła śledztwo w kierunku spowodowania wypadku w ruchu wodnym. Artykuł 177 paragraf 2 Kodeksu karnego mówi, że jeżeli następstwem zdarzenia - tak jak w tym przypadku - jest śmierć innej osoby albo ciężki uszczerbek na jej zdrowiu, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat.
Łódź była wypożyczona, sternik nie miał uprawnień
Na razie śledztwo jest na wstępnym etapie. Prowadzone jest nie przeciwko konkretnej osobie czy osobom, ale w sprawie. Nikt nie usłyszał zarzutów.
- Z naszych ustaleń wynika, że łódź została wypożyczona z wypożyczalni. Sternikiem był 41-letni mężczyzna, który nie posiadał uprawnień do prowadzenia tego typu łodzi. Był trzeźwy. Tak jak zresztą i pasażerowie - mówi w rozmowie z portalem tvn24.pl Bogusława Pidsudko-Kaliszuk, szefowa mrągowskiej prokuratury.
Na pytanie, czy właściciel ma obowiązek sprawdzać, czy osoba, której wypożycza łódź, ma uprawnienia, odpowiada, że nie ma takiego obowiązku.
- Niemniej właściciel łodzi powiedział podczas przesłuchania, że zapytał dwóch mężczyzn, którzy do niego przyszli, czy mają uprawnienia. Stwierdził, że ci zapewniali go, iż mają uprawnienia - mówi prokurator.
Czytaj też: Tylko ryba nie utonie. Nie wyłączaj mózgu
Prokuratura: nie mieli na sobie kapoków
Z ustaleń prokuratury wynika też, że osoby, które były na łodzi, nie miały na sobie kapoków.
- Tak mówili zarówno świadkowie, jak i sami uczestnicy rejsu. Właściciel łodzi powiedział natomiast, że łódź była wyposażona w kapoki - zaznacza Pidsudko-Kaliszuk.
Dodaje, że na razie nie zostało to potwierdzone, bo motorówka wciąż znajduje się na dnie jeziora.
ZOBACZ W TVN24 GO: "Była dobra zabawa i wielka tragedia". Zanim zniknął pod wodą
Sprawdzą stan techniczny łodzi
- W niedzielę podjęto próby jej wyłowienia. Zakończyły się jednak fiaskiem. W poniedziałek będą kontynuowane - mówi prokurator.
Zapowiada, że gdy motorówka będzie już wyłowiona, zostanie sprawdzony również jej stan techniczny. - Jesteśmy w trakcie ustalania okoliczności zdarzenia - podkreśla prokurator.
Ciało dziewczynki zostało przekazane do sekcji. Ta jest zaplanowana na wtorek.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24