Gdybyśmy nie byli tak zachłanni, nie zagarniali przestrzeni rzekom, nie zabudowywali ich dolin, uniknęlibyśmy wielu tragedii. Jednak jest inaczej. Czy renaturyzacja rzek, czyli przywracanie ich przyrodzie, może stanowić remedium na powodziowe zagrożenie?
- Są miejsca w Polsce, gdzie mieszkańcy nie muszą się bać powodzi - tam, gdzie rzeka swobodnie wylewa się przy wezbraniu, nie szkodząc siedzibom ludzkim;
- O to, by rzeka miała się gdzie wylewać, od lat postulują ekolodzy, zwolennicy tak zwanej renaturyzacji rzek;
- W Polsce przyjęto program, który ma na celu renaturyzację polskich rzek, odpowiedzialnym za jego realizację jest Państwowe Gospodarstwo Wodne "Wody Polskie";
- Wody Polskie wymieniają szereg działań, które w tym celu podjęto. Zdaniem ekspertów te działania są daleko niewystarczające.
Miejscowość Wyszanów w gminie Szlichtyngowa niedaleko Wschowy. Jest 20 września, przez województwo lubuskie przechodzi fala kulminacyjna na Odrze. W okolicznych nadrzecznych gminach trwa walka, żeby nie dopuścić do wylania rzeki - rzesze strażaków i mieszkańców pracują na wałach układając worki z paskiem.
W Wyszanowie, na moście przecinającym w poprzek dolinę Baryczy, stoją mieszkańcy i ze spokojem przypatrują się powstałemu tu rozlewisku. Nie sypią piasku do worków, nie budują prowizorycznych wałów. Nie muszą.
Zwykle Barycz w tym miejscu ma dziesięć, może piętnaście metrów szerokości. A teraz aż trudno w to uwierzyć. Mam przed sobą szerokie na kilkaset metrów rozlewisko. Woda zajmuje całą dolinę, tworzy coś na kształt zalewu albo jeziora.
Na moście
Pytam zebranych na moście, czy boją się powodzi. Odpowiadają jeden przez drugiego.
- Nie. U nas rzeka ma gdzie iść.
- U nas jest spokój, śpimy spokojnie.
- Jest wysoki stan wody, cofka jest, Odra teraz idzie w górę naszej rzeki, ale w 1997 roku był wyższy. Przez most się przelewało.
- We Wrocławiu musi się zwężyć, bo przez miasto idzie. Ale u nas z metr się fala spłaszczy, bo ma gdzie się rozlać.
- Jakby tu miała wąskie koryto, toby tu niczego nie było, wszystko by pod wodą było.
- Tak, bo nasza rzeka się rozlewa po łąkach, po lasach, rowów cała kupa jest. Woda u nas niżej, bo szeroko idzie.
- Usypać trzeba szersze wały, wyżej.
- Co tam wały dają, te bobry, one je niszczą i nic z nimi nie robią.
- Jak wielka woda idzie, to wał poleci, nie ma siły. Wiesz, co by wtedy było z czegoś takiego?
- O to chodzi, żeby wały były daleko od rzeki, a nie blisko, żeby miała gdzie się rozlewać.
- Rzekę trzeba pogłębić, żeby się tak nie rozlewała, wszystko zarośnięte. Gdzie nasza służba jest, gdzie są Wody Polskie, gdzie koparki?
- Co by ci to pogłębianie dało? Zobacz, ile wody jest.
- No właśnie, pan zobaczy. O, tam łączka była, czasem kałuża tam stała, a teraz... - mężczyzna wskazuje dłonią na lustro wody, z którego wystaje pół drzewa, i wydaje się, że czuje żal, że "jego łączkę" zabrała rzeka.
Barycz zwana jest "leniwą wodą". Rzeka ta, licząca w sumie 133 kilometry długości, zaczyna swój bieg koło Ostrowa Wielkopolskiego, a kończy wpadając do Odry obok Wyszanowa. Położona jest na płaskim terenie, przez co miejscami szeroko się rozlewa, nawet podczas mniejszych wezbrań. Tworzy tym samym kompleksy bagien, mokradeł, podmokłych pól i łąk.
Dolina Baryczy to szczególnie cenny przyrodniczo obszar. W 1996 roku powołano tu największy w Polsce park krajobrazowy. Liczy ponad 87 tysięcy hektarów. Część doliny stanowi obszar Natura 2000, znajduje się tu sześć rezerwatów ścisłych. Szczególnie cenne przyrodniczo są stawy, zajmują łącznie około 7500 hektarów. Gniazdują tu rzadkie i chronione ptaki, rosną unikatowe w skali Polski rośliny.
Rzeka szeroko rozlana
Co tak naprawdę obserwowałem z mostu w Wyszanowie? Czym dla przyrody, ekosystemu jest takie szerokie rozlewisko? Jakie znaczenie ma dla samej rzeki, dla przyrody? I jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z tego zjawiska?
Zapytałem o to troje specjalistów:
- dr. inż. Ilonę Biedroń, ekspertkę do spraw renaturyzacji wód powierzchniowych, pracującą w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej - Państwowym Instytucie Badawczym, wspierającą w tym zakresie Międzyresortowy Zespół ds. Odry;
- Artura Furdynę, hydrobiologa związanego ze szczecińskimi uczelniami, działającego w Towarzystwie Przyjaciół Rzek Iny i Gowienicy (dopływy Odry);
- dr. Krzysztofa Badorę z Katedry Ochrony Powierzchni Ziemi i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Opolskiego.
Czy rzeka, taka jak Barycz, którą obserwowałem podczas fali kulminacyjnej w Wyszanowie, powinna się szeroko rozlewać?
Krzysztof Badora: - To wynika z prostych praw fizyki. Jak płynie bardzo dużo wody, to ona musi się gdzieś rozlać.
Ilona Biedroń: - Wezbranie jest zjawiskiem naturalnym. I dolina, którą pan widział, dolina Baryczy, w naturalny sposób została zalana wodą w czasie powodzi, i tak się dzieje, bo taki jest cykl życia, funkcjonowania rzeki. Powódź kojarzy nam się ze stratami, które nadmiar wody może nam wyrządzić i te straty jesteśmy w stanie ograniczyć na wiele sposobów - zarówno od strony kształtowania samego zagrożenia, jak i od strony zagospodarowania zalanego obszaru.
Artur Furdyna: - Wylanie rzeki na teren zalewowy w dolinie to jest naturalny proces przyrodniczy, skutkujący ożywieniem doliny, nakarmieniem jej osadami, które woda niesie.
Czy wylewanie rzeki to remedium na straty powodziowe?
Ilona Biedroń: - Gdybyśmy mieli, hipotetycznie, taką sytuację, że wszędzie mamy zabudowę odsuniętą od rzek i rzeki mają się gdzie wylać, to teoretycznie można powiedzieć, że tak, że jest to remedium na straty powodziowe. Oznaczałoby to, że uszanowaliśmy przestrzeń rzeki, wiemy, że ona wylewa i strat tam mieć nie będziemy.
Czyli, na tak zwany chłopski rozum, im więcej wody się wyleje podczas wezbrania, tym mniej potem dopłynie do miasta, prawda?
- Dokładnie o to chodzi - potwierdza dr Biedroń.
- To dlaczego nie stosuje się tego rozwiązania? Dlaczego w Polsce widok szeroko rozlanej rzeki należy do rzadkości?
- Niemal wszystkie większe miasta w Polsce leżą nad rzekami - odpowiada.
Krzysztof Badora: - Nie zburzymy tych miast, więc przewężenia koryta tam zostaną. W związku z tym przed takim miastem woda powinna się szeroko rozlać i zaraz za miastem znowu powinna się szeroko rozlać. To samo dotyczy wsi.
Artur Furdyna: - Problem jest wówczas, kiedy ludzie wchodzą z infrastrukturą zbyt blisko rzeki. W dolinach rzek, przy ich brzegach można urządzać niewielką infrastrukturę na przykład park, ławeczki i inne tego typu elementy, które nie kosztują nie wiadomo jakich pieniędzy. Można prowadzić działalność rolniczą. Wtedy, zamiast układać worki z piaskiem i budować wały, lepiej stworzyć fundusz odszkodowawczy dla rolników na ewentualność wezbrania i wylania rzeki.
Ilona Biedroń: - W Polsce jedzie się przez kilometrowe wsie. To nie jest tak, że mamy osadę i przestrzeń, osadę i przestrzeń. Zabudowa jest ciągła i trudno nią dobrze zarządzić.
Krzysztof Badora: - W Polsce fundamentalnym problemem jest "święta" własność. Ochrona własności tutaj przeważa nad zdrowym rozsądkiem. Ludziom się wydaje, że jak mają działki rolne, to już mają działki budowlane. I to dotyczy, niestety, także dolin rzecznych.
Artur Furdyna: - Pamiętam, jak w dzieciństwie, za czasów tej złej, bezmyślnej komuny, jeździłem do babci na wieś pod Mielec. Tam nad rzeką były tak zwane gromadzkie pastwiska. To była przestrzeń wspólna. Wiosną rzeka tam wylewała, a potem, jak woda zeszła, była najlepsza trawa. Cała wieś korzystała z tego pastwiska, wypasano tam bydło, wyprowadzano kury, kaczki i indyki, których nie lubiłem, bo mnie dziobały. Nikt nie robił awantur.
To była przestrzeń, z której ludzie korzystali, ale była jakby własnością rzeki.Artur Furdyna
- Tak jak dzisiaj dolina Baryczy?
- Tak jak dolina Baryczy.
Ilona Biedroń: - W ramach badań nad moją pracą doktorską analizowałam między innymi tereny nadrzeczne, czy są tam miejsca, w których rzeka mogłaby się wylać. Prowadziłam te badania na obszarze obecnego RZGW [Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej - red.] w Gliwicach, obejmującym regiony wodne Małej Wisły i Górnej Odry. I rzeczywiście, nad każdą z analizowanych przeze mnie rzek, są takie miejsca. Warto byłoby je zabezpieczyć przed zabudową.
- Ale znajdzie się rolnik, który nie zgodzi się na zalewanie, bo ma z tej łąki dochód, bo to jest jego praca, jego ziemia. Powie: proszę mi odprowadzić nadmiar wody, bo ja chcę zebrać plon - zwracam uwagę.
- I dokładnie tak się dzieje - potwierdza Ilona Biedroń. - Zastanówmy się, dlaczego ten rolnik nie zgadza się, żeby tę łąkę mu zalewała rzeka? Bo musi na tę łąkę wjechać dwa razy w roku ciągnikiem i ją wykosić, żeby dostać dotację. A jakbyśmy stworzyli na przykład takie narzędzie, i o tym się już mówi i sądzę, że nad tym się pracuje, które pozwoli nam powiedzieć do niego: "Szanowny rolniku, nie wchodź tam. Nie rób tego. Zgódź się na to, że ta rzeka po prostu będzie wylewać, a my będziemy ci za to płacić".
- Bo i tak ci płacimy za koszenie, poniechaj więc koszenia, dostaniesz tyle samo pieniędzy, my nie będziemy do tyłu, bo i tak ci płacimy, a rzeka będzie miała gdzie się wylać?
Tak jest. Zgoda na zalanie łąki uchroni wieś, a może i pobliskie miasto przed stratami powodziowymi.Ilona Biedroń
Mapa grozy
- Istnieją mapy zagrożenia powodziowego, są publikowane w internecie. Każdy może do nich zajrzeć i sprawdzić, gdzie się może budować, a gdzie nie powinien - zwracam uwagę moich rozmówców.
Ilona Biedroń: - Tak, te mapy wskazują obszary, gdzie nie powinniśmy się budować. Owszem, prawo działa tak, że Wody Polskie nie wydają zezwolenia na wybudowanie się w obszarze zagrożenia powodziowego, ale jest wielu ludzi, którzy tego nie respektują. To jest duży problem, że my mamy tak wielką potrzebę bycia, posiadania działki, że część ludzi nawet nie myśli o tym, jakie są konsekwencje budowania się zbyt blisko rzeki.
Artur Furdyna: - Te mapy to jest wytyczna, która powinna jednoznacznie wskazywać, że każda działka, pokazana tam jako potencjalnie zalewowa, wyłączana jest z zabudowy. Ale te dane są ignorowane. Nagminnie.
Krzysztof Badora: - Problem polega na tym, że Wody Polskie na tych mapach nie pokazują w wielu dolinach rzeczywistego obszaru zagrożenia powodziowego. Bo dla mnie rzeczywistym obszarem, takim szczególnym obszarem zagrożenia powodziowego, jest maksymalny zasięg zalewów powodziowych, które wystąpiły w danej miejscowości w ostatnich kilkudziesięciu latach. Czyli trzeba się przypatrzeć i wziąć pod uwagę, dokąd woda sięgała w czasie powodzi z lat 1997, 2010. A Wody Polskie wyznaczają tak zwane obszary szczególnego zagrożenia powodziowego dużo bardziej wąsko, nie uwzględniając też możliwych zalewów na skutek zniszczenia obiektów przeciwpowodziowych.
- Dlaczego?
- Dlatego, że korzystają z modelowania, a to modelowanie zakłada na przykład, że wszystkie urządzenia hydrorotechniczne i przepływy wody są w normie. W związku z tym ta woda trzyma się między wałami i nie rozlewa się dalej. I do planów z zakazem zabudowy przenoszone są tylko obszary szczególnego zagrożenia, a nie zagrożenia w ogóle.
- Dlaczego Wody Polskie miałyby nie pokazywać rzeczywistych obszarów zagrożeń? - pytam.
- Najprawdopodobniej ze względu na kwestię własności. Obawiają się, że ludzie, właściciele działek, które byłyby oznaczane jako szczególnie zagrożone powodzią, wystąpią z roszczeniami, bo przecież skoro ich działki są obszarami zalewowymi, to nie mogą się tam budować. To jest błędne koło. Po prostu trzeba z tym skończyć - odpowiada dr Badora.
Dla przykładu poniżej prezentujemy grafiki przedstawiające porównanie: jak zasięg powodzi prezentuje się na mapach zagrożenia powodziowego, a jak wyglądała rzeczywista powódź (jaki miała zasięg), która dotknęła wybrane obszary we wrześniu tego roku.
Rzeka naturalna
W Polsce w 2020 roku przyjęto Krajowy Program Renaturyzacji Wód Powierzchniowych. Na stronie Wód Polskich czytamy: "Głównym celem opracowania było zaproponowanie Obszarów Wymagających Renaturyzacji oraz Obszarów Priorytetowych, w których działania powinny zostać zrealizowane w pierwszej kolejności". Powszechnie dostępny w internecie jest "Podręcznik renaturyzacji", który powstał na potrzeby wdrażania programu. W pierwszym zdaniu tego ponad trzystustronicowego dokumentu czytamy: "Renaturyzacja jest działaniem wspomagającym odtworzenie stanu ekosystemu lub procesów przyrodniczych zachodzących w ekosystemie, który został zdegradowany, uszkodzony lub zniszczony".
Jak wygląda rzeka "zrenaturyzowana" i czym różni się od takiej, którą możemy umownie nazwać "zindustrializowaną" albo "zdegradowaną"? Obrazowo przedstawił to hydrobiolog Artur Furdyna, gdy rozmawiałem z nim dwa lata temu.
Pytałem go wówczas, co widzi, gdy z lotu ptaka patrzy na Odrę.
- Widzę rzekę węższą, niż powinna być, brak wilgotnych terenów, przerzedzone lasy, pozbawione zieleni miasta, przez które przepływa. A jeśli lecę wystarczająco nisko, widzę nienaturalny, dziwny kolor wody, zakwity glonów i czasem białe truchła ryb.
A co chciałby zobaczyć?
- Płycizny, obszary głębsze i płytsze, uchyłki, zatoczki, mozaikę lasów, podmokłych łąk, mokradła. Koryto, w którym nie ma jazów, barier działających jak zatory w naszych żyłach. Widziałbym pluskające ryby, zwierzęta, szeroką dolinę pozwalającą na to, że jak rzeka przybierze, może wylać. Gdybym zniżył lot, mógłbym zajrzeć w głąb rzeki, bo woda byłaby przejrzysta.
CZYTAJ WIĘCEJ: RZĄD CHCE, ŻEBY ODRA BYŁA DROGĄ, NIE RZEKĄ. "TO JAKIEŚ FILOZOFIE, WIERZENIA, ZUPEŁNIE POZBAWIONE LOGIKI" >>>
Leczenie ekosystemu
Renaturyzacja rzeki jest więc działaniem mającym na celu, mówiąc oględnie, przywrócenie rzeki naturze.
Ilona Biedroń: - To jest proces leczenia dostosowany do tego, w jakim stanie choroby jest ekosystem. To tak, jakby pan szedł do lekarza. On może panu dać tabletkę przeciwbólową, ale warto by było, żeby pana zdiagnozował i poszukał przyczyny tego, że pan jest chory. Diagnozowanie, szukanie źródła problemu i usuwanie tych przyczyn w sposób trwały - to jest renaturyzacja rzeki, której dajemy szansę na powrót do zdrowia, do stanu bardziej naturalnego.
- A konkretnie?
- Na przykład, jak mamy prostą rzekę, możemy jej koryto sztucznie zmeandryzować. Ale moglibyśmy także w jej korycie poustawiać tak zwane deflektory - kłody drzew po bokach w taki sposób, żeby woda się od nich odbijała, automatycznie szła na drugi brzeg ,i żeby tymi kłodami wyprofilować nurt tak, żeby rzeka zaczęła się wić.
- Sama ma to zrobić, bez jej przebudowy, którą mielibyśmy zaprojektować i wykonać?
- Tak, dokładnie. Więc ta renaturyzacja to jest właśnie odpowiedni sposób dobrania działań i ich wykonania, które pozwolą rzekom odzyskać naturalny stan, naturalne procesy, które utraciły w trakcie przekształcenia. Ale najważniejsze w renaturyzacji, to jest rozsądne prowadzenie prac utrzymaniowych. Dlaczego? Ponieważ prace utrzymaniowe są agresorami dla rzek. Bo rzeka, która jest odmulana, to tak jakby po prostu pan ją łyżeczkował, kastrował cały czas. Wtedy traci całą swoją siłę, zanikają procesy, które pozwalają jej choćby samooczyszczać wodę. Więc pierwszym krokiem renaturyzacji jakiejkolwiek rzeki jest ograniczenie lub też nawet zaprzestanie prac utrzymaniowych.
Artur Furdyna: - Renaturyzacja wymaga szerszego spojrzenia na samą rzekę. Rzeka to nie tylko koryto, które widzimy, stojąc na moście. To cała zlewnia.
- Zlewnię wyobrażam sobie tak, że leci kropla wody z nieba, spada na glebę i gdzieś tam sobie płynie, potem wsiąka, potem gdzieś płynie strumyczkiem, potoczkiem, rzeczką, rzeką, wielką rzeką, i tak przemierza całą zlewnię - przedstawiam swoją wizję hydrobiologowi.
- Dobrze pan to obrazuje, tylko ja bym sugerował, żeby sobie wyobrazić, powiedzmy, dziesięć kropli. Sześć z nich wyparuje. Trzy popłyną, a jedna wsiąknie w glebę. I jeżeli się tak zdarzy, w tej proporcji, to zlewnia będzie zrównoważona. Natomiast jeżeli odbędzie się to w innej proporcji, to mamy problem już z destabilizacją równowagi zlewni. Przy czym kluczowe jest tempo tego przepłynięcia, tych trzech kropli przez zlewnię. Bo ta woda powinna jak najdłużej być w zlewni, zanim znajdzie się w rzece. I temu ma służyć renaturyzacja. Żeby w krajobrazie woda zaczęła być dłużej, nawadniając ten krajobraz i stabilizując poziom wód.
- W ten sposób przechodzimy do problemu suszy?
- Tak - stwierdza Artur Furdyna. - Renaturyzacja to nie tylko przygotowanie terenów dla rzeki, żeby miała się gdzie wylać przy wezbraniu, to także walka z suszą. Jeżeli chodzi o regulację Odry, to dużo większym problemem tak naprawdę jest drenaż doliny. Teraz wielka woda również dokona takiego drenażu, ona wydrąży jeszcze głębszą rynnę i potem, jak fala przejdzie, to znowu wrócimy do stanu permanentnej suszy. A tymczasem rzeka powinna służyć retencji wody, działać jak zbiornik retencyjny, zatrzymywać wodę w krajobrazie.
Ilona Biedroń: - Tak zwana retencja dolinowa jest wielowymiarowa, bo to nie tylko przestrzeń dla rzeki chroniąca przed powodzią w mieście, to jeden ze sposobów oczyszczania wody z osadów rzecznych i szansa na zasilenie wód podziemnych - to jest mniej więcej to, co zaobserwował pan w Dolinie Baryczy. Ważna jest także retencja w samym korycie meandrującej rzeki, która ma nieregularny bieg i przegłębienia, w których woda długo może się utrzymać. Rzeki, które nie są przegłębione na skutek regulacji i prac utrzymaniowych, w okresie, kiedy nie pada, dłużej wodę trzymają w tym korycie, pozwalają też na utrzymanie wilgoci w dolinie, bo lustro wody w rzece jest połączone z lustrem wód podziemnych w dolinie. I dlatego taką właśnie funkcję - retencyjną, spełniają rzeki, które są płytkie, ale szerokie, mają zróżnicowane koryto w odróżnieniu od prostych kanałów, które tylko wodę szybko odprowadzają. A w czasie powodzi to jest dodatkowy problem - taka wyprostowana rzeka stwarza warunki szybkiego odpływu wody. A co się z tym wiąże? Wtedy przepływ wody nabiera dużej prędkości, a powódź nabiera charakteru niszczycielskiego.
Artur Furdyna: - Przede wszystkim rzeka zrenaturyzowana, meandrująca, zalewająca pobliskie łąki, wolniej wzbiera, nie tak gwałtownie.
Analizy i odbudowy
Wodom Polskim zadaliśmy pytanie o stan wdrożenia Krajowego Programu Renaturyzacji Wód Powierzchniowych. Poprosiliśmy również o wskazanie eksperta, z którym moglibyśmy porozmawiać.
Żaden z pracowników tej instytucji nie znalazł jednak czasu na rozmowę. Otrzymaliśmy tylko pisemną, niepodpisaną imieniem i nazwiskiem, odpowiedź.
Na wstępie pracownicy Wód Polskich zaznaczyli, że Program Renaturyzacji nie jest dokumentem obowiązującym, który został przyjęty rozporządzeniem czy został zatwierdzony przez ministra ds. gospodarki wodnej.
Piszą, że "zaproponowane w Programie rozwiązania (…) wymagają doprecyzowania i dalszych szczegółowych analiz (…)".
Co zrobiono do tej pory? W odpowiedzi z Wód Polskich czytamy, że "szczegółowo zweryfikowano przedstawione w Programie propozycje w zakresie możliwości ich wdrożenia".
I dalej: "Jednocześnie PGW Wody Polskie podejmuje działania związane z realizacją projektów renaturyzacyjnych, mających na celu poprawę stanu ekologicznego wód w Polsce. Dotychczas zrealizowano m.in. projekt 'Budowa niebieskiego korytarza ekologicznego wzdłuż doliny rzeki Regi', działaniami objęto też m.in. rzeki: Wisła, Noteć, Nida, Soła, Skawa, Biała Tarnowska, Wisłoka, Ropa, Jasiołka czy Łupawa".
Czytamy też, że Wody Polskie "aktywnie ubiegają się" o pozyskiwanie środków europejskich na działania renaturyzacyjne. "Na przykład (…) PGW Wody Polskie realizuje projekt LIFE Pilica związany z poprawą jakości wód i zwiększeniem bioróżnorodności w dolinie Pilicy i Zbiorniku Sulejowskim", a także "prowadzone są prace nad odbudową różnorodności biologicznej doliny Nidy, poprzez odbudowę korytarzy ekologicznych i zwiększenie retencji gruntowej - jest to największy projekt PGW Wody Polskie o charakterze renaturyzacyjnym na łączną kwotę ok. 95 mln zł".
Pracownicy PGW "Wody Polskie" informują ponadto, że "w najbliższym czasie planuje się rozpoczęcie kolejnych działań renaturyzacyjnych (…) - określono 12 projektów dotyczących renaturyzacji i ochrony wód m.in. na rzekach: Noteć, Narew, Nysa Kłodzka, Rega, Białka Lelowska i Biały Dunajec". Kolejnych dziesięć wniosków o dofinansowanie projektów renaturyzacyjnych złożono do Komisji Europejskiej. "Działania ujęte w poszczególnych projektach przewidują ochronę i odbudowę mokradeł i torfowisk, przywrócenie starorzeczy i meandrów, co spowoduje zwiększenie retencji naturalnej i możliwość zatrzymania wody opadowej w zlewni" - czytamy.
Mogłoby się więc wydawać - po lekturze korespondencji od Wód Polskich - że renaturyzacja rzek w Polsce ma się doskonale. Czy rzeczywiście?
CZYTAJ TEŻ: "WIE PAN, O CO CHODZI. POLITYKA. IM WIĘCEJ WODY WYLEJE SIĘ TUTAJ, TYM MNIEJ DOPŁYNIE DO WROCŁAWIA" >>>
To jest nic. Betonowanie rzek
Krzysztof Badora: - Wdrażanie tego programu oceniam bardzo słabo, bardzo negatywnie. W zasadzie niewiele się z tego dzieje. Nie znam sytuacji całej Polski, więc może w innych rejonach jest lepiej, ale u nas, na Opolszczyźnie i na Dolnym Śląsku, to po prostu nie działa. Nie słyszałem o żadnych istotnych inwestycjach związanych z renaturyzacją, a wręcz przeciwnie. Jeżeli chodzi o Odrę, to następuje jej dalsze prostowanie. Przebudowywane są wszystkie stopnie wodne z prostowaniem koryt po to, żeby duże barki mogły przepłynąć.
Artur Furdyna: - Jestem współautorem tego programu, wykonywałem analizy na jego potrzeby i jednocześnie go realizuję, i wiem, że także realizują go poszczególne grupy, społeczności, stowarzyszenia. Niektóre szczeble administracji wodnej też realizują pewne elementy tego programu. Natomiast to jest wciąż nic w skali tego, co wskazaliśmy do zrobienia. Zaplanowaliśmy działania pilotażowe, które w ogóle nie zostały wdrożone. Na przykład, żeby w każdym regionie, w ramach jednodniowej wycieczki, można było zrealizować szkolenie dla kadr administracji wodnej. Miało to polegać na tym, że zawozimy ludzi nad zrenaturyzowaną rzekę, pokazujemy im, jak wygląda, jak to działa i dlaczego to jest mądrzejsze niż ustawiczna walka z wodą. Niestety, jak widać, nie znaleziono czasu, bo Wody Polskie za poprzedniej ekipy rządowej były skupione na realizacji dróg wodnych.
Ilona Biedroń: - Nie do końca jest tak, że za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości nic się nie wydarzyło w temacie renaturyzacji rzek. Powstał wspomniany Program Renaturyzacji. Od 2023 roku obowiązują rozporządzenia w sprawie planów gospodarowania wodami. I tam, w tych planach, znajduje się całkiem sporo działań renaturyzacyjnych. W tych rozporządzeniach wymienia się ponad 500 rzek, które są wskazane do kompleksowej renaturyzacji do końca 2027 roku. Oprócz tego zaplanowano setki działań tak zwanych udrożnieniowych, polegających na przebudowie barier na rzekach dla migracji ryb lub też ich likwidacji. Więc nie stawiałabym na ostrzu noża sprawy, że nic się nie działo, bo proces odejścia od przekształceń rzek, do których jesteśmy przyzwyczajeni, to proces wieloletni. Samo zdefiniowanie potrzeb w tym kierunku to pierwszy krok, ale za nim muszą iść kolejne - świadomość decydentów, w tym Wód Polskich i samorządów, akceptowalność społeczna oraz wsparcie instrumentalne, prawne, finansowe.
Jak Feniks z powodzi
- Aktualnie rządzący skupiają się na odbudowie po kataklizmie - zwracam uwagę.
- Tak, operacja Feniks… Teraz będziemy odbudowywać z popiołów. Czyli z powodzi. Wszystko, co odbudujemy, będzie lepsze, mocniejsze, cudowniejsze. To jest PR polityków, którzy myślą w kategoriach czterech lat, do najbliższych wyborów, a nie lat pięćdziesięciu. Odbudujemy, wszystko będzie lepsze, mocniejsze, wały będą wyższe i będzie bezpieczniej - ironicznie odpowiada dr Badora. - Tak nie będzie. Oglądam obrazki ze Stronia Śląskiego i widzę przy samym korycie rzeki dom. Jest teraz w ruinie. I ma być odbudowany. Ale po co? Trzeba zaproponować tym ludziom przeniesienie się wyżej. W tej samej miejscowości oczywiście, żeby ci ludzie nie czuli się wykorzenieni.
- Zawsze można podwyższać i umacniać wały - wtrącam.
- A no właśnie… - zawiesza głos naukowiec z Opola. - Wały są zawsze najsłabszym ogniwem ochrony przeciwpowodziowej. O tym trzeba pamiętać. Są to budowle ziemne, nasiąkają. Podwyższanie wałów powoduje jeszcze większe zagrożenie powodziowe de facto, a nie rozwiązuje problemów.
Ochrona przeciwpowodziowa wymaga spojrzenia w przyszłość w perspektywie najbliższych 50 lat, uwzględnienia prognoz klimatyczno-pogodowych, zaplanowania retencji krajobrazowej, zmiany stosunków wodnych.Krzysztof Badora
- Chodzi o zmiany legislacyjne?
- To dotyczy wielu ustaw, nie tylko ustawy Prawo wodne, ale i o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, o ochronie przyrody, o lasach, o ochronie gruntów rolnych i leśnych, prawa ochrony środowiska, prawa budowlanego i innych - tłumaczy Krzysztof Badora. - Wszystkie te ustawy trzeba pozmieniać po to, żeby mogła być realizowana retencja krajobrazowa. W tym, co robią teraz politycy, nie ma żadnego zdroworozsądkowego myślenia, a przede wszystkim nie bierze się pod uwagę, że tego typu zjawiska pogodowe powodujące powodzie będą częstsze i jeszcze bardziej intensywne. Odbudowujmy z powodzi, ale mądrze.
Są miejsca w Polsce, gdzie mieszkańcy nie muszą się bać powodzi - tam, gdzie rzeka swobodnie wylewa się przy wezbraniu, nie szkodząc siedzibom ludzkim;
O to, by rzeka miała się gdzie wylewać, od lat postulują ekolodzy, zwolennicy tak zwanej renaturyzacji rzek;
W Polsce przyjęto program, który ma na celu renaturyzację polskich rzek, odpowiedzialnym za jego realizację jest Państwowe Gospodarstwo Wodne "Wody Polskie";
Wody Polskie wymieniają szereg działań, które w tym celu podjęto. Zdaniem ekspertów te działania są daleko niewystarczające.
dr. inż. Ilonę Biedroń, ekspertkę do spraw renaturyzacji wód powierzchniowych, pracującą w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej - Państwowym Instytucie Badawczym, wspierającą w tym zakresie Międzyresortowy Zespół ds. Odry;
Artura Furdynę, hydrobiologa związanego ze szczecińskimi uczelniami, działającego w Towarzystwie Przyjaciół Rzek Iny i Gowienicy (dopływy Odry);
dr. Krzysztofa Badorę z Katedry Ochrony Powierzchni Ziemi i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Opolskiego.
Autorka/Autor: Tomasz Słomczyński
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Słomczyński