Państwowa Komisja Wyborcza nie podjęła w ubiegłą środę decyzji w sprawozdania finansowego komitetu wyborczego PiS z wyborów parlamentarnych w 2023 roku. Komisja odroczyła posiedzenie w tej kwestii do 29 sierpnia. Uzasadniano, że po otrzymaniu obszernej dokumentacji między innymi z KPRM, PKW zwróciła się do dwóch państwowych instytucji: Rządowego Centrum Legislacyjnego (RCL) oraz Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK), by wyjaśnić wątpliwości wynikające z pism, które wpłynęły w ostatnim czasie. Czas na odpowiedzi mają do 9 sierpnia.
CZYTAJ WIĘCEJ: PKW przyjęła sprawozdania ośmiu partii. Ale nie PiS
Przedstawiciele rządu oczekują odrzucenia sprawozdania komitetu PiS i podnoszą zastrzeżenia dotyczące wydatkowania środków z Funduszu Sprawiedliwości, wykorzystania mienia publicznego, finansowania spotów czy przyjęcia niedozwolonej korzyści majątkowej.
Konsekwencją ewentualnego odrzucenia sprawozdania finansowego mogłaby być utrata przez PiS nawet 75 procent z blisko 26-milionowej subwencji i do 75 procent dotacji za każdy uzyskany mandat w parlamencie.
Do tej kwestii odnieśli się w "Faktach po Faktach" zastępca redaktora naczelnego onet.pl Andrzej Stankiewicz i dziennikarz portalu tvn24.pl Grzegorz Łakomski.
Stankiewicz: PiS zostanie ukarany, ale ci, którzy oczekują rzezi, będą rozczarowani
Stankiewicz zapytany, czy PKW nie przyjmie sprawozdania finansowego PiS, odparł, że "tak będzie".
- Nie zostanie przyjęte to sprawozdanie i PiS zostanie ukarany. Ale ci, którzy oczekują rzezi i odebrania Prawu i Sprawiedliwości dwóch rodzajów pieniędzy - dotacji, czyli tak zwanego zwrotu za kampanię w wysokości 75 procent przysługującej PiS-owi jednorazowej kwoty, oraz subwencji, czyli pieniędzy wypłacanych co roku partiom, dlatego że przekroczyły próg wyborczy trzy procent, także w maksymalnym zakresie 75 procent, to będą rozczarowani - stwierdził.
- Znam dokumenty, rozmawiałem z ludźmi z Państwowej Komisji Wyborczej i w Krajowym Biurze Wyborczym. To jest tak, że Państwowa Komisja Wyborcza, lubię ten przykład z Alem Capone, złapie PiS na drobniejszych rzeczach - mówił.
Słynny gangster został skazany nie za działalność przestępczą, ale za oszustwa podatkowe.
Jak dodał, "jeżeli ktoś uważa, że Państwowa Komisja Wyborcza odrzuci sprawozdanie PiS-u ze względu na to, że ziobryści okradali Fundusz Sprawiedliwości, to nie".
CZYTAJ TEŻ: Kilka dni na odpowiedź i pilna prośba do prokuratury. "Zakładam, że to się musi udać"
Łakomski: PKW patrzy zupełnie inaczej na te sprawy niż my
W podobnym tonie wypowiadał się Grzegorz Łakomski. - Też miałem takie sygnały już wcześniej, że akurat sam Fundusz Sprawiedliwości nie będzie brany pod uwagę jako powód odrzucenia sprawozdania finansowego PiS-u - powiedział.
- Trzeba pamiętać o tym, że Państwowa Komisja Wyborcza i Krajowe Biuro Wyborcze, które bada sprawozdania, patrzy zupełnie inaczej na te sprawy niż my jako dziennikarze czy zwykli odbiorcy. W kontekście tych milionów, które szły na wozy strażackie, na garnki, ze strony PKW słyszałem takie pytanie: czy te wozy strażackie stoją na Nowogrodzkiej (ulica, przy której jest siedziba PiS - red.)? Nie stoją, tylko jeżdżą - zaznaczył dziennikarz.
- PKW tak ocenia z punktu widzenia formalnego, że jeśli chodzi o kwoty użyte na kampanię wyborczą, to nie można policzyć wartości wozów strażackich i powiedzieć, że to wszystko była kampania wyborcza - dodał.
"Jeżeli czytać prawo, to PKW już dzisiaj wychodzi poza swoje kompetencje"
Łakomski stwierdził, że "Państwowej Komisji Wyborczej brakuje pewnych instrumentów". - Słyszałem nawet taką informację dotyczącą konkretnego polityka PiS-u. W PKW sobie jakby sami wyliczyli i wiedzieli, że jego kampania była warta milion złotych, chociaż oficjalnie, według faktur, to było oczywiście znacznie mniej - mówił.
- Żeby to zrobić na większą skalę, Państwowa Komisja Wyborcza, czy wcześniej Krajowe Biuro Wyborcze, musiałyby mieć odpowiednie instrumenty. Gdyby przyjrzeć się kampaniom wyborczym właściwie wszystkich partii i policzyć, ile faktycznie kosztowały te billboardy i ulotki, te kwoty na pewno w wielu wypadkach znacznie przekraczają to, co znajdujemy w fakturach. Tylko żeby to policzyć i to oszacować, to do tego są potrzebne odpowiednie instrumenty prawne i też ludzie, którzy będą w stanie to zrobić - stwierdził.
Stankiewicz powiedział, że w jego ocenie jest to "demoralizujące". - Literalnie, jeżeli czytać prawo, to PKW już dzisiaj wychodzi poza swoje kompetencje. Jeżeli dopytują rząd o zatrudnianie ludzi w kancelarii premiera, o badania, których dokonywał NASK, wychodzą poza swoje kompetencje, bo powinni badać wyłącznie sprawozdanie komitetu wyborczego - zwrócił uwagę. Jak kontynuował, "jeżeli się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B".
- I tak wszyscy wiemy, czym się to skończy. Sprawa i tak po decyzji PKW trafi do Izby Kontroli Nadzwyczajnych Sądu Najwyższego, bo tam PiS się odwoła. To jest izba nieuznawana przez europejskie instytucje, składająca się z neosędziów. Wiadomo, jaki będzie jej wyrok. Natomiast wydaje mi się, że dla czystości życia publicznego PKW powinna pójść dalej, niż powiedzieć, że "sześciu ludzi Szczuckiego zatrudnionych za dziewięćset tysięcy i trochę badań zrobionych za kilkadziesiąt tysięcy, łącznie dwa, trzy miliony, to odbierzemy im troszeczkę i wszyscy będą zadowoleni". - To jest demoralizujące - powtórzył.
Autorka/Autor: pp/dap
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24