To sprawozdanie nie zostanie przyjęte i PiS zostanie ukarany. Ale ci, którzy oczekują rzezi, będą rozczarowani - mówił w "Faktach po Faktach" zastępca redaktora naczelnego onet.pl Andrzej Stankiewicz. Dziennikarz portalu tvn24.pl Grzegorz Łakomski stwierdził, że według jego informacji "Fundusz Sprawiedliwości nie będzie brany pod uwagę jako powód odrzucenia sprawozdania finansowego PiS-u".
Państwowa Komisja Wyborcza nie podjęła w ubiegłą środę decyzji w sprawozdania finansowego komitetu wyborczego PiS z wyborów parlamentarnych w 2023 roku. Komisja odroczyła posiedzenie w tej kwestii do 29 sierpnia. Uzasadniano, że po otrzymaniu obszernej dokumentacji między innymi z KPRM, PKW zwróciła się do dwóch państwowych instytucji: Rządowego Centrum Legislacyjnego (RCL) oraz Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK), by wyjaśnić wątpliwości wynikające z pism, które wpłynęły w ostatnim czasie. Czas na odpowiedzi mają do 9 sierpnia.
Przedstawiciele rządu oczekują odrzucenia sprawozdania komitetu PiS i podnoszą zastrzeżenia dotyczące wydatkowania środków z Funduszu Sprawiedliwości, wykorzystania mienia publicznego, finansowania spotów czy przyjęcia niedozwolonej korzyści majątkowej.
Konsekwencją ewentualnego odrzucenia sprawozdania finansowego mogłaby być utrata przez PiS nawet 75 procent z blisko 26-milionowej subwencji i do 75 procent dotacji za każdy uzyskany mandat w parlamencie.
Do tej kwestii odnieśli się w "Faktach po Faktach" zastępca redaktora naczelnego onet.pl Andrzej Stankiewicz i dziennikarz portalu tvn24.pl Grzegorz Łakomski.
Stankiewicz: PiS zostanie ukarany, ale ci, którzy oczekują rzezi, będą rozczarowani
Stankiewicz zapytany, czy PKW nie przyjmie sprawozdania finansowego PiS, odparł, że "tak będzie".
- Nie zostanie przyjęte to sprawozdanie i PiS zostanie ukarany. Ale ci, którzy oczekują rzezi i odebrania Prawu i Sprawiedliwości dwóch rodzajów pieniędzy - dotacji, czyli tak zwanego zwrotu za kampanię w wysokości 75 procent przysługującej PiS-owi jednorazowej kwoty, oraz subwencji, czyli pieniędzy wypłacanych co roku partiom, dlatego że przekroczyły próg wyborczy trzy procent, także w maksymalnym zakresie 75 procent, to będą rozczarowani - stwierdził.
- Znam dokumenty, rozmawiałem z ludźmi z Państwowej Komisji Wyborczej i w Krajowym Biurze Wyborczym. To jest tak, że Państwowa Komisja Wyborcza, lubię ten przykład z Alem Capone, złapie PiS na drobniejszych rzeczach - mówił.
Słynny gangster został skazany nie za działalność przestępczą, ale za oszustwa podatkowe.
Jak dodał, "jeżeli ktoś uważa, że Państwowa Komisja Wyborcza odrzuci sprawozdanie PiS-u ze względu na to, że ziobryści okradali Fundusz Sprawiedliwości, to nie".
Łakomski: PKW patrzy zupełnie inaczej na te sprawy niż my
W podobnym tonie wypowiadał się Grzegorz Łakomski. - Też miałem takie sygnały już wcześniej, że akurat sam Fundusz Sprawiedliwości nie będzie brany pod uwagę jako powód odrzucenia sprawozdania finansowego PiS-u - powiedział.
- Trzeba pamiętać o tym, że Państwowa Komisja Wyborcza i Krajowe Biuro Wyborcze, które bada sprawozdania, patrzy zupełnie inaczej na te sprawy niż my jako dziennikarze czy zwykli odbiorcy. W kontekście tych milionów, które szły na wozy strażackie, na garnki, ze strony PKW słyszałem takie pytanie: czy te wozy strażackie stoją na Nowogrodzkiej (ulica, przy której jest siedziba PiS - red.)? Nie stoją, tylko jeżdżą - zaznaczył dziennikarz.
- PKW tak ocenia z punktu widzenia formalnego, że jeśli chodzi o kwoty użyte na kampanię wyborczą, to nie można policzyć wartości wozów strażackich i powiedzieć, że to wszystko była kampania wyborcza - dodał.
"Jeżeli czytać prawo, to PKW już dzisiaj wychodzi poza swoje kompetencje"
Łakomski stwierdził, że "Państwowej Komisji Wyborczej brakuje pewnych instrumentów". - Słyszałem nawet taką informację dotyczącą konkretnego polityka PiS-u. W PKW sobie jakby sami wyliczyli i wiedzieli, że jego kampania była warta milion złotych, chociaż oficjalnie, według faktur, to było oczywiście znacznie mniej - mówił.
- Żeby to zrobić na większą skalę, Państwowa Komisja Wyborcza, czy wcześniej Krajowe Biuro Wyborcze, musiałyby mieć odpowiednie instrumenty. Gdyby przyjrzeć się kampaniom wyborczym właściwie wszystkich partii i policzyć, ile faktycznie kosztowały te billboardy i ulotki, te kwoty na pewno w wielu wypadkach znacznie przekraczają to, co znajdujemy w fakturach. Tylko żeby to policzyć i to oszacować, to do tego są potrzebne odpowiednie instrumenty prawne i też ludzie, którzy będą w stanie to zrobić - stwierdził.
Stankiewicz powiedział, że w jego ocenie jest to "demoralizujące". - Literalnie, jeżeli czytać prawo, to PKW już dzisiaj wychodzi poza swoje kompetencje. Jeżeli dopytują rząd o zatrudnianie ludzi w kancelarii premiera, o badania, których dokonywał NASK, wychodzą poza swoje kompetencje, bo powinni badać wyłącznie sprawozdanie komitetu wyborczego - zwrócił uwagę. Jak kontynuował, "jeżeli się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B".
- I tak wszyscy wiemy, czym się to skończy. Sprawa i tak po decyzji PKW trafi do Izby Kontroli Nadzwyczajnych Sądu Najwyższego, bo tam PiS się odwoła. To jest izba nieuznawana przez europejskie instytucje, składająca się z neosędziów. Wiadomo, jaki będzie jej wyrok. Natomiast wydaje mi się, że dla czystości życia publicznego PKW powinna pójść dalej, niż powiedzieć, że "sześciu ludzi Szczuckiego zatrudnionych za dziewięćset tysięcy i trochę badań zrobionych za kilkadziesiąt tysięcy, łącznie dwa, trzy miliony, to odbierzemy im troszeczkę i wszyscy będą zadowoleni". - To jest demoralizujące - powtórzył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24