Wczoraj, jadąc posłuchać, co rzecznik krakowskiej policji ma do powiedzenia, spodziewałam się, że padnie jakiś rodzaj przeprosin. Nic takiego nie padło - tak postawę policji komentowała na antenie TVN24 reporterka "Faktów" TVN Renata Kijowska, autorka materiału o pani Joannie. To kobieta, która przyznała, że zażyła środki poronne, a następnie - kiedy była w szpitalu - spotkała ją rewizja ze strony policji. Kijowska powiedziała, że rozmowa z rzecznikiem krakowskiej policji pozbawiła ją już "wszelkich złudzeń, że tu będzie jakieś miejsce na refleksję".
Pani Joanna zdecydowała, że zażyje tabletkę poronną, bo ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Fizycznie i psychicznie poczuła się źle. Powiadomiła o tym swoją lekarkę. W krakowskim szpitalu spotkało ją przesłuchanie i rewizja ze strony policji. Funkcjonariusze zabrali jej laptopa i telefon.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Pani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptopa i telefon
Kijowska: spodziewałam się, że padnie jakiś rodzaj przeprosin
Autorka materiału, reporterka "Faktów" TVN Renata Kijowska w czwartek na antenie TVN24 mówiła między innymi o zachowaniu policji w tej sprawie, już po emisji materiału. Dziennikarka przyznała, że "zadziwia" ją reakcja mundurowych.
- Wczoraj, jadąc posłuchać, co pan rzecznik krakowskiej policji ma do powiedzenia, spodziewałam się, że padnie jakiś rodzaj przeprosin, może nie wylewnych, ale jednak (padnie) jakieś przyznanie się chociażby do tego, nawet asekuracyjne, że "zagalopowaliśmy się w tej interwencji". Nic takiego nie padło - podkreśliła Kijowska.
Jak mówiła dalej, pierwsza reakcja w postaci "obrzydliwego" komunikatu policji w tej sprawie to była "ewidentnie była próba zdyskredytowania naszej bohaterki". - W pierwszym zdaniu, mówiąc kolokwialnie, policja próbowała panią Joannę obsmarować, postawić w bardzo niewiarygodnym świetle, że jest to osoba niegodna zaufania. Wydaje mi się to bardzo brzydkim chwytem - oceniła, odnosząc się w ten sposób do oświadczenia krakowskiej policji w tej sprawie.
Kijowska: rozmowa z panem rzecznikiem pozbawiła mnie już wszelkich złudzeń
W dalszej części rozmowy Renata Kijowska nawiązała do tłumaczeń ze strony rzecznika Komendy Miejskiej Policji w Krakowie podkomisarza Piotra Szpiecha.
- Później sama rozmowa z panem rzecznikiem pozbawiła mnie już wszelkich złudzeń, że tu będzie jakieś miejsce na refleksję, na przyzwoite zachowanie. Ewidentnie wynikało z tej rozmowy, że nie ma poczucia wstydu, że nie jechali tam, nie byli w tym szpitalu po to, by pani Joannie pomóc, na co rzekomo wskazywali w pierwszym momencie, ale po to, by za wszelką cenę zdobyć dowody na coś - dodała dziennikarka.
Dziennikarka zastanawiała się, po co policjanci pojawili się w szpitalu. - Powiedział pan rzecznik wprost - po laptopa i po telefon (pani Joanny - red.). I to było zadanie (...) kompletnie nieodwoływalne. Nic się poza tym nie liczyło, żadne prośby lekarzy, że ich obecność tylko pogarsza stan pani, a przecież rzekomo byli po to, by jej zdrowie się poprawiło. To jest po prostu straszne, jakieś kompletne odwrócenie rzeczywistości - dodała.
- Pan rzecznik (krakowskiej policji - red.) gani lekarzy, którzy robili swoje, pomagali pani Joannie, leczyli ją, za to, że nie dość pomagali policji, i mówi, że rzekomo nie znali przepisów, a chwali tych lekarzy w drugim szpitalu, do którego została przewieziona, którzy udostępnili gabinet ginekologiczny, niejako oddali pacjentkę na pastwę. Pozwolili policjantom "wykonywać czynności", a wiemy, że skończyło się na ogromnym upokorzeniu - mówiła dalej.
Kijowska: rzecznik wyraźnie wskazuje, że tak należało tę interwencję przeprowadzić
Pani Joanna opisywała w środę w "Faktach po Faktach" w TVN24, że kiedy przewieziono ją do drugiego szpitala, to pojawiły się tam policjantki, które - jak twierdzi - kazały jej się rozebrać do naga.
Kijowska została zapytana o to, czy ma informacje, by policjantki działały na jakieś konkretne polecenie. - Tej kolejności zdarzeń, czy panie gdzieś dzwoniły i pytały, czy to był rozkaz, nie znamy. Ale pan rzecznik wyraźnie wskazuje, że tak należało tę interwencję przeprowadzić, że sam tak samo by się zachował. Że gdy istnieje podejrzenie przestępstwa - w tym momencie chodzi o pomoc w dokonaniu aborcji - należy zabezpieczyć dowody, czyli odebrać telefon i komputer, bo pani przyznała, że zamawiała te środki przez internet. No i dokonać przeszukania w tak upokarzający sposób, by przekonać się, czy - jak to powiedział - w jakimś miejscu pani nie ukryła przedmiotów zabronionych - mówiła dalej.
Interwencje w związku ze sprawą pani Joanny
W sprawie opisanej przez "Fakty" TVN komunikat wydało również Ministerstwo Zdrowia.
"Informacja nie dotyczyła aborcji czy też przyjęcia środka wczesnoporonnego, ale zagrożenia życia pacjentki" - oświadczył resort. Jak dodał, policja towarzyszyła zespołowi ratownictwa medycznego, który udał się w trybie pilnym do pacjentki.
"Od strony medycznej postępowanie lekarzy i personelu szpitali było prawidłowe" - zaznaczyło Ministerstwo Zdrowia. Jednocześnie wskazało, że w sprawie postępowania funkcjonariuszy policji należy kontaktować się z ich przełożonymi.
Sytuacja spotkała się też z reakcją Naczelnej Izby Lekarskiej, Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Pacjenta.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24