W rzadkim przypływie wspaniałomyślności Andrzej Duda podczas wieczoru wyborczego w Łowiczu powiedział mniej więcej coś takiego: "dziękuję moim konkurentom, w szczególności dziękuję panu Rafałowi Trzaskowskiemu…". Tego już było za dużo, natychmiast został zagłuszony przez chór wyćwiczony w okrzyku "Tu jest Polska". W Polsce wykrzykiwanej przez klakierów nawet Andrzej Duda ze swoją wspaniałomyślnością się nie zmieścił.
Prezydent szybko się jednak opamiętał. Kilka dni temu Andrzej Duda pojechał do Myśliborza i tam powiadomił rozentuzjazmowanych wyborców, że jego politykę cechowała troska o człowieka, rodzinę i godność. Na poparcie rzucił kilka liczb. W ciągu ostatnich 5 lat milion dwieście tysięcy rodaków wyszło ze skrajnego ubóstwa. Spadła też liczba niedożywionych dzieci i na tym polega wolność, powiedział Duda, bo obywatele sami decydują, kiedy pójdą na emeryturę. A nie żeby kazano im czekać do 67. roku życia. Podczas gdy: "Trzaskowski glosował za podniesieniem wieku emerytalnego, a jak pękła mu rura w Warszawie, to przez 20 dni nie wiedział, co robić. I tak będzie w całej Polsce, jeśli ludzie go wybiorą".
Z ciekawszych myśli Andrzeja Dudy szczególnie trafiło mi do przekonania przypomnienie, że Polska nie potrzebuje prezydenta, który mówi, że port lotniczy jest w Berlinie. "My chcemy naszego lotniska, bo mamy swoje ambicje". W Myśliborzu prezydent przypomniał sobie jeszcze, że istnieje Unia Europejska i że stamtąd przyjdą "wielkie pieniądze". Prezydent ma zamiar przyznać je samorządom. Zapomniał natomiast, że Unia to "wyimaginowana wspólnota", która ośmiela się dyktować w obcych językach, jak mamy rozwiązywać "nasze polskie sprawy".
Zresztą pamięć ma prezydent, jak na prezydenta kiepską, bo na przykład już nie w Myśliborzu, ale w jakimś innym mieście, powiedział, że w żadnej debacie przed drugą turą wyborów udziału nie weźmie, bo wcześniej dość już się nadebatował i jeszcze na usprawiedliwienie dodał, że żaden z jego poprzedników w debatach nie brał udziału.
Kiedy to usłyszałem, krew mi w żyłach zawrzała. Pamiętam, owszem, że Jaruzelski z nikim nie debatował. Ale na przekład Wałęsa debatował i to zarówno w 1990 roku jak i w wyborach w 1995 roku. To, że o Wałęsie Andrzej Duda zapomniał, da się jeszcze zrozumieć: agent "Bolek" niech ginie w pomroce dziejów. Nie o to jednak chodzi. Poczułem się dotknięty osobiście: w 1990 roku prowadziłem do spółki z Michałem Komarem debatę, a właściwie kłótnie Wałęsy z Tymińskim. Tymiński groził teczką, w której miał papiery. Domyślamy się, że na Wałęsę. A skąd je miał, też się domyślamy. Pewnie generał Kiszczak, który wprawdzie już nie kierował służbą bezpieczeństwa, cieszył się ciągle dobrym zdrowiem, Tymińskiemu podsunął coś, co potem jego naiwna i niczego nie domyślająca się żona, znalazła w pudle pod łóżkiem.
Jak się to dziś mówi - "żeby była jasność": piszę to nie w trosce o jakąś prawdę historyczną, obca mi jest także troska o dobre imię Wałęsy. Piszę, bo walczę o swoje miejsce w historii. Prowadziłem tę pierwszą debatę prezydencką w Trzeciej Rzeczpospolitej i tego nie odbierze mi nawet Andrzej Duda, twierdząc, że żadnych debat nie było. Wiem, że nie wypada znęcać się nad prezydentem i zarzucać mu kłamstw, ale premier Morawiecki każdego dnia zasypuje prezydenta tyloma komplementami, że moje sprostowanie - jestem pewny – nie zakłóci mu dobrego samopoczucia, odwrotnie - przyjęte zostanie z godnością i spokojem, jak przystało na męża stanu, którym bez wątpienia jest Andrzej Duda.
Rozumiem, że pamięć Andrzeja Dudy, rocznik 1972, może nie sięgać czasów tak odległych jak rok 1990. Andrzej Duda miał wtedy 18 lat, a w takim wieku nawet młodzieniec tak obiecujący, jak nasz dzisiejszy prezydent, nie myśli o debatach. Ale w roku 1995, kiedy Wałęsa w debacie z Kwaśniewskim wsławił się oświadczeniem, że swemu adwersarzowi, zamiast ręki może podać nogę, Duda miał już 23 lata i zbliżał się do ukończenia studiów prawniczych na jednym z najstarszych uniwersytetów w Europie.
Duda mówi o sobie, że jest inteligentem z Krakowa. Żeby inteligent z Krakowa, doktor praw, absolwent jednego z najstarszych uniwersytetów europejskich nic o debacie prezydenckiej z 1995 roku nie wiedział - to niewyobrażalne. Pozostaje podejrzenie, które wprost waham się sformułować, że Duda wiedział jak było, ale trafił go przedwczesny Alzheimer. Nie, to też wykluczam. Na szczęście jest jeszcze inne wyjaśnienie. Wiadomo, że w demokracji politycy liczą na krótką pamięć wyborców. Przykład pierwszy z brzegu - "szynka jak za Gierka". Dzisiaj ozdoba wielu sklepów wędliniarskich, a naprawdę nic takiego nie istniało - to właśnie z braku szynki Gierek stracił władzę. "Szynka jak za Gierka” to taka piękna bajka o PRL- u.
Duda jak każdy polityk przekonany jest, że "ciemny lud" lubi bajki. Do spółki z premierem Morawieckim snują więc swoją baśń o elektrycznych samochodach, centralnych portach komunikacyjnych, Europie, która nam zazdrości i bierze z nas przykład, albo na odwrót - zagraża seksualizując naszą dziatwę.
A lud nie tylko kupuje, ale dalej śni swój sen o pięknym świecie uwolnionym od tego strasznego Trzaskowskiego.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24