Gen. bryg. Mirosław Hermaszewski w rocznicę rzezi wołyńskiej wspominał historię swej rodziny tego dnia. - Jednej nocy w naszej wsi wymordowano 182 osoby, z mojej najbliższej rodziny 18. Mój dziadek zginął od uderzenia siedem razy w głowę bagnetem - mówił jedyny polski kosmonauta.
Hermaszewski mówił, że jego dziadek, gdy zginął zamordowany przez UPA, miał 90 lat. Najmłodsza osoba z jego rodziny, którą zamordowano miał 1,5 roku.
On sam, jak wspomniał, kiedy doszło do rzezi wołyńskiej, miał 18 miesięcy.
- Ocalałem, dzięki temu, że mama ze mną uciekła. Bandyci widzieli, że kobieta z dzieckiem ucieka, zaczęli więc strzelać, także do mnie, ale nieskutecznie - opowiadał Hermaszewski.
- Jeden z nich dobiegł, możliwie blisko i prawie z przyłożenia strzelił w głowę, ale nie trafił dobrze, rozerwał ucho i skroń, mama upadła nieprzytomna, a ja się wykulałem - wspomniał.
Jego matka - jak mówił - znalazła schronienie w sąsiedniej wisi, gdzie znajome Ukrainki opatrzyły jej ranę i nakarmiły.
- Dopiero tam zrozumiała, że coś się stało, bo była w szoku. Kiedy uciekała, zapomniała o dziecku. Strasznie rozpaczała, ale mój tata odnalazł mnie na drugi dzień, choć myślał, że nie żyję - opowiadał Hermaszewski.
- Byłem blady, zmarznięty, ale przemówiłem - dodał.
Krwawy mord
11 lipca minie 70 lat od najkrwawszego dnia mordów na Wołyniu (tzw. krwawej niedzieli), kiedy Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) wymordowała ok. 11 tys. osób. 11 i 12 lipca UPA dokonała skoordynowanego ataku na Polaków w 150 miejscowościach w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim oraz łuckim.
Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę 11 lipca ludzi w kościołach. Doszło do mordów w świątyniach m.in. w Porycku (dziś Pawliwka) i Kisielinie.
Ok. 50 kościołów katolickich na Wołyniu zostało spalonych i zburzonych. Zbrodnia oddziałów UPA wspieranych przez miejscową ludność ukraińską z lat 1942-1945 pochłonęła - jak szacunkowo podaje IPN - ok. 100 tys. ofiar.
Autor: MAC\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24