Poseł PiS Jacek Kurzępa prowadził nie jeden, a jak się okazuje, dwa projekty opłacone przez resort ministra Czarnka. A ten bez konkursów zlecił badania na niemal 200 milionów złotych - wynika z ustaleń posłanek Koalicji Obywatelskiej. To kolejne po opisanych przez tvn24.pl 130 milionach złotych pieniądze wydane przez ministra, przy których cel i metody rozdzielania środków budzą wątpliwości.
Styl, w jakim minister edukacji Przemysław Czarnek dzieli publiczne środki, sprawia, że pytania stawiają mu nie tylko dziennikarze, ale i politycy. We wtorek 8 listopada posłanki Koalicji Obywatelskiej Katarzyna Lubnauer i Krystyna Szumilas zorganizowały w Senacie konferencję prasową, na której podsumowały efekty swoich ostatnich kontroli.
Najpierw była ankieta
Od września ciągnie się sprawa ankiety, którą wśród młodzieży i dorosłych miała przeprowadzać niepubliczna uczelnia - Akademia Nauk Stosowanych Towarzystwa Wiedzy Powszechnej ze Szczecina. Opisywaliśmy tę sprawę szczegółowo w tvn24.pl:
Okazało się, że minister wybrał uczelnię bez konkursu - bo ta po prostu wysłała do niego wniosek, a w zespole przeprowadzającego kontrowersyjne badanie (13-latków pytano m.in. o przygodny seks, używki, kwestie wiary i polityki), znalazł się poseł PiS Jacek Kurzępa.
Całe badanie miało kosztować 4,5 miliona złotych.
Ale badań było więcej
- Ustaliłyśmy, że poseł Kurzępa jako kierownik projektu miał dostać za to 290 tysięcy złotych - poinformowała Katarzyna Lubnauer. - Chciałyśmy potwierdzić te kwoty w oświadczeniu majątkowym posła i wtedy okazało się, że tego jest więcej! Okazało się, że poseł Kurzępa wcześniej pracował przy innym projekcie zleconym przez ministra edukacji, tym razem dla uczelni z Zielonej Góry na kwotę trzech milionów złotych. Wtedy poseł badał dla ministra stan młodzieży po pandemii. Oba te projekty zostały sfinansowane bez konkursów - mówiła.
Lubnauer, która przed rozpoczęciem kariery sejmowej sama była naukowczynią, podkreślała: - Mogli się starać o granty w konkursach badawczych w Narodowym Centrum Nauki albo Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, ale nie, oni po prostu poprosili ministra o pieniądze, a on im je dał - komentowała.
Nikt nie zajrzał do badania
Była minister edukacji Krystyna Szumilas przypominała: - To, co spowodowało, że ten projekt stał się sławny, to ankiety skierowane do 13-latków, starszych uczniów i dorosłych. Postanowiłyśmy sprawdzić, co się stało z tymi ankietami, bo co prawda ministerstwo poinformowało, że zostały zmienione, ale na stronie projektu nie można tego zobaczyć - dodała.
Gdy posłanki 29 września przeprowadziły kontrolę, okazało się, że w badaniu wzięło już udział 871 uczniów w wieku 13-14 lat. Czy ich rodzice wyrazili na to zgodę? Nie wiadomo.
W Szczecinie rektor odmówił udostępnienia dokumentów, zasłaniając się autonomią uczelni. Posłanki wystąpiły z wnioskiem o dostęp do informacji publicznej, ale choć ustawowy termin na odpowiedź minął, wciąż jej nie otrzymały.
Lubnauer: - To były pytania o przypadkowy seks, aborcję, eutanazję, przekonania religijne. Mogłoby się wydawać, że w takim wypadku wszyscy zadbają o zgodę rodziców, ale nie ma takiej pewności.
W ministerstwie nie czytali
Posłanki ustaliły za to, że to Artur Górecki, dyrektor w MEiN wysłał maila o ankietach do kuratoriów oświaty, polecając ich rozesłanie. - Przy okazji lex Czarnek tak dużo mówimy o nadzorze pedagogicznym, tymczasem okazało się że na 16 kuratoriów 12 z nich wysłało dalej to polecenie do dyrektorów szkół. I ani Artur Górecki, ani nikt w tych kuratoriach nie miał wtedy pojęcia, co jest w tych ankietach. Nie zainteresowali się, jakie to badanie i jakie treści promuje - zauważyła Lubnauer. I dodała: - Kuratoria nie zajrzały do ankiet, bo miały przecież list z ministerstwa. Co zrobiły kuratoria w sprawie ankiety? Z zasłoniętymi oczami przesłały do szkół listy promujące badania, których w ogóle nie widziały. Takie polecenie od ministerstwa może dać złudne poczucie rodzicom, ze ankieta jest dla ich dzieci bezpieczna. A tak nie było.
Zdaniem posłanek minister edukacji nie był zainteresowany, czy badania "krzywdzą dzieci czy nie". - Wychodzi na to, że kiedy są potrzebne pieniądze, to wystarczy, że polityk PIS rekomenduje badania, na których później będzie mógł zarobić - komentowała Lubnauer.
A Szumilas zauważyła, że takich przypadków może być więcej, bo z ich kontroli wynika, że bez konkursów Czarnek zlecił badania na niemal 200 milionów złotych. Wiele z nich - jak np. to o kampanii wrześniowej - nie wiąże się w ogóle z edukacją.
Szumilas: - Czy to są takie same projekty jak ten posła Kurzępy? Czy te pieniądze też biorą politycy PiS i związani z nimi naukowcy? To również będziemy sprawdzać - zapowiedziała.
To jeszcze nie koniec!
Posłanki Koalicji Obywatelskiej wraz z posłami i posłankami Lewicy składają wniosek o nadzwyczajne posiedzenie sejmowej komisji oświaty. Chcą na nim poruszyć opisaną przez tvn24.pl kwestię funduszy, które w ostatnich tygodniach rozdaje minister Czarnek.
O co chodzi?
- 10 milionów złotych na Program Wsparcia Edukacji. Te pieniądze trafiły m.in. do fundacji związanych z europosłem PiS, byłym posłem PiS, senatorem PiS, córką członka PiS;
- 20 milionów złotych na Międzypokoleniowe Centra Edukacyjne, gdzie na liście nagrodzonych znaleźliśmy organizacje związane m.in. z byłą posłanką PiS, lokalnymi działaczami partii, a także samym ministrem Przemysławem Czarnkiem;
- 60 milionów złotych na inwestycje w placówkach niepublicznych, z których aż 55 milionów - jak opisała "Gazeta Wyborcza" trafi do organizacji katolickich, diecezji i parafii, które prowadzą katolickie placówki.
- 40 milionów złotych na "Rozwój potencjału infrastrukturalnego podmiotów wspierających system oświaty i wychowania", gdzie największe pieniądze trafiły do organizacji polityków PiS.
W tym ostatnim konkursie nagrodzono m.in. fundację, których sekretarzem zarządu jest Radosław Poraj-Różecki - prywatnie mąż Mirosławy Stachowiak-Różeckiej, posłanki PiS i przewodniczącej sejmowej komisji edukacji.
Lubnauer nazywa fundusze "folwarkiem ministra Czarnka", a sprawę powiązań z politykami komentuje: - Dlatego nie wiemy, czy tego posiedzenia nie powinien prowadzić ktoś inny, czy nie będzie konfliktu interesów.
Źródło: tvn24.pl