|

Białoruś, Chiny, Hogwart. Co je łączy? Polska szkoła

O czym świadczą niebieskie włosy i bluza z kapturem? Są szkoły, w których uważają, że o złym zachowaniu
O czym świadczą niebieskie włosy i bluza z kapturem? Są szkoły, w których uważają, że o złym zachowaniu
Źródło: Shutterstock

Ujemne punkty można dostać za niezgodny z zasadami ubiór, spóźnienie, ale też nieogarnięcie rodziców, którzy zapomną usprawiedliwić nieobecności. Dodatnie przychodzą nie tylko z bezinteresownymi dobrymi uczynkami, ale też wydanymi na szkołę pieniędzmi czy udziałem w konkursach tylko dla wybranych. Rzecznik Praw Obywatelskich wsparł uczniów, którzy walczą z ocenami zachowania i chcą zmiany zasad ich wystawiania. By nie było u nas jak w Chinach, bo już jest jak na Białorusi.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Minus pięć punktów za spojrzenie za okno w czasie lekcji lub zadanie pytania w niewłaściwym momencie. Minus dwa za "wiercenie się" w ławce. Minus dziesięć za czytanie pod ławką. Akurat nie tego, co zadała nauczycielka. I znów minus pięć za napicie się wody bez pytania, a więc bez pozwolenia.

- Czasem mam wrażenie, że nie mogę się ruszyć nawet o centymetr bez zgody nauczyciela, bo to może akurat być jakiś niewłaściwy ruch, taki na punkty ujemne - mówi ósmoklasistka z Warszawy.

- Czuję się, jakby wielki brat ciągle patrzył. Mama mówi, że jej to, co spotyka nas w szkole, przypomina socjalizm. Nie wiem, czy ma rację, dopiero będę się o tym uczyć. Ale pewne jest, że w szkole oceniane są nie tylko nasze mózgi, ale też ubrania, makijaże, a nawet spojrzenia. Bo jak są "krzywe", cokolwiek to znaczy, to też można stracić punkty - mówi bez ogródek siódmoklasistka z Wielkopolski.

Wielu, tym starszym, szkolne systemy oceniania i punktowania zachowania do złudzenia przypominają chiński System Wiarygodności Społecznej (Social Credit System, SCS), o którego powstaniu głośno zrobiło się już w 2018 roku. W jego ramach każdy obywatel, na podstawie swojego zachowania, otrzymuje indywidualną ocenę. Jeśli nie będzie spłacał swoich kredytów, dopuści się oszustw lub będzie śmiecił na ulicy, jego ocena spadnie. I odwrotnie - jeżeli będzie angażował się w pomoc osobom starszym, przepisowo kierował samochodem i zawsze oddawał książki do biblioteki, jego ocena wzrośnie. Wzrośnie jeszcze bardziej, jeżeli będzie przy tym wszystkim wyrażał poparcie dla chińskich władz, donosił na występki sąsiadów i zerwie kontakty z obywatelami o niskiej ocenie. Ocena obywatela ma wpływ m.in. na to, np. jakie auto może wypożyczyć, jak szybki jest jego internet, czy do jakich szkół będą mogły pójść jego dzieci. (O nowym wymiarze dyktatury pisał w tvn24.pl Maciej Michałek)

W Polsce ocena zachowania może nie jest - jeszcze - aż tak znacząca, ale już ma wpływ na to, czy dostaniesz świadectwo z wyróżnieniem i dodatkowe punkty przy rekrutacji do liceum. A więc dla pewnej grupy uczniów jest bardzo ważna. Gdy zaczynam o niej z nimi rozmawiać, okazuje się, że u wielu wywołuje też potężne poczucie niesprawiedliwości, które przekłada się na niechęć do szkoły i nauki. W skrajnych wypadkach do agresji albo.... depresji.

Oceny z zachowania bywają "straszakiem i behawioralnym narzędziem kontroli", nie mają wątpliwości badacze.

Wielu nauczycieli też ich nie lubi.

- Od ciągłego mierzenia jeszcze nikt nie urósł - słyszę od polonistki.

Choć są i tacy, którzy mówią wprost: - Proszę samej spróbować bez tych punktów zachować porządek w 30-osobowej klasie 10-latków. Śmiało! Dzięki systemom punktowym zasady są jasne i równe dla wszystkich. Jak się ktoś nie umie zachować zgodnie z zasadami, to jak ma sobie potem poradzić w dorosłym życiu i pracy - mówi doświadczona nauczycielka języka angielskiego.

Ale czy ma rację? Ci, podlegający ciągłej kontroli i często wykluczeni ze współtworzenia zasad oceniania, widzą to często inaczej.

Od wielu, tych młodszych, słyszę, że im ten system przypomina z kolei punkty przyznawane w Hogwarcie, a więc szkole dla małych czarodziejów, w której lekcje pobierał Harry Potter. To w końcu wciąż, ponad 20 lat po premierze, jedna z najpopularniejszych książek wśród dzieci. A choć wielu uczniów i uczennic od najmłodszych lat wzrasta w zachwycie dla świata i zasad stworzonych przez J.K. Rowling, to akurat te dotyczące oceniania przypominają zasady w polskich szkołach i to raczej dla nikogo nie powinien być powód do zadowolenia.

- Pamiętasz, ile razy profesor Snape wystawiał ujemne punkty Harry'emu, bo po prostu go nie lubił? - pyta mnie 13-letnia Maja.

Pamiętam. Harry tracił punkty m.in. za "bezczelność", za to, że wziął książkę z biblioteki na dwór, spóźnił się na zajęcia, usiadł bez pozwolenia, czytał gazetę w czasie lekcji, ale też "bo tak".

Czy Harry się czegoś po stracie tylu punktów nauczył? Śledząc jego przygody w kolejnych tomach opowieści, trudno dojść do takiego wniosku. Jak chłopcy, którzy pobili się w Poznaniu, nadrabiał minusy, podejmując się różnych wyzwań. Choć może on akurat mniej kalkulował, to efekt był podobny.

Za uczniami z definicji "niegrzecznymi", a więc tymi o specjalnych potrzebach edukacyjnych, wstawił się ostatnio Rzecznik Praw Obywatelskich. A co z pozostałymi dziećmi? I co na to minister edukacji?

Do poszukiwania odpowiedzi na te pytania i przyjrzeniu się ocenom z zachowania zainspirował nas mail, który otrzymaliśmy na Kontakt 24 od pani Marzeny, i rozmowa z nią, która zaczęła się od słów: - Poziom absurdu został przekroczony - powiedziała, gdy usłyszała, że powinna dziecku zmienić plecak, bo ten który ma, łamie zasady.

Marzena jest mamą ośmiolatka ze szkoły podstawowej nr 1 w Świnoujściu. Podesłała nam regulamin szkoły, w którym opisano zasady dotyczące ubioru i wyglądu uczniów. A w nim m.in. zakaz noszenia ubrań z cekinami, klapek i japonek, a do tego szczegółowy opis długości i wyglądu spódnic, sukienek i spodni.

Fragment regulaminu ze Świnoujścia
Fragment regulaminu ze Świnoujścia

Gdy rozmawiamy, pani Marzena nie może się nadziwić, że tak "absurdalne wymogi" stawia się przed małymi dziećmi. - Co może być nieodpowiedniego w muchomorku z naszytymi cekinami? - zastanawiała się kobieta. I dodaje: - To są wymysły. Dzieciaki mają prawo wybierać kolorowe, neonowe ubrania i nikogo nie powinno to interesować - uważa.

Rodzice i opiekunowie mieli podpisać regulamin i na zebraniu zostali pouczeni, że za niestosowanie się dzieciom grożą ujemne punkty z zachowania. Marzena nie podpisała.

Nie zgodziła się też na zmianę dziecku plecaka, choć w szkole usłyszała, że ten, który ma syn - z postaciami z serialu - łamie szkolne zasady. - W serialu są sceny przemocy, ale na plecaku są tylko symbole i jak ktoś go nie zna, to nawet nie wie, co oznaczają - mówi kobieta. I dodaje: - Ja zamierzam walczyć o swoje dziecko i jego prawo do wyrażenia siebie, ale czy inni rodzice będą tak robić, gdy prawa ich dzieci będą łamane?

Niestosowny wygląd gorszy niż żucie gumy

Maja, 13 lat, Warszawa: - Często się spóźniam, ale na szczęście przynoszę dużo makulatury i to się równoważy.

Kuba, 12 lat, Poznań: - W zeszłym roku jak koledzy się pobili, to cały semestr przynosili baterie, by to odpracować. Jednemu udało się wyjść na zero, drugi powiedział, że ma w nosie tę ocenę.

W Polsce każda szkoła ma swój system oceniania zachowania. To zwykle dorośli decydują, za co karać, a co nagradzać i jak bardzo. Uczniowie rzadko w praktyce są zapraszani do współtworzenia tych systemów.

Zajrzyjmy do kilku regulaminów.

W publicznej szkole podstawowej nr 28 w Radomiu możesz dostać dziesięć punktów za udział w szkolnym przedstawieniu i pięć punktów za przyniesienie 20 kilogramów makulatury. Dziesięć punktów możesz stracić za udział w bójce, pięć za bieganie na przerwie. Na początku semestru każdy uczeń dostaje 100 punktów, czyli ocenę dobrą, bardzo dobra zaczyna się od 151, wzorowa powyżej 200.

W szkole podstawowej nr 1 w Dębnie od pięciu do dziesięciu punktów można dostać za "przyniesienie przedmiotów upiększających sale bądź przydatnych w szkole (kiermasze okolicznościowe, festyny i inne) w zależności od włożonej pracy", pięć można stracić za "niestosowny, wyzywający wygląd niezgodny z zapisem w statucie szkoły (makijaż, pomalowane paznokcie)", a dwa za "samowolne jedzenie, picie oraz żucie gumy na lekcji".

Uwaga za makijaż
Uwaga za makijaż

W SP nr 373 w Warszawie obowiązuje zakaz "noszenia nakrycia głowy w szkole tj.: chustek (z wyjątkiem uczennic, od których wymaga tego religia), czapek, kapturów". Ile za to punktów ujemnych? Nie ma nigdzie napisane.

Kolor, długość i kontrowersyjność, czyli szkolny ubiór wpisany do statutu. Restrykcje są często duże, więc uczniowski opór coraz większy.
Źródło: TVN24

W szkole podstawowej nr 10 w Lubinie dziesięć punktów na plusie to "wyróżniająca kultura osobista, dobre maniery w szkole i poza szkołą", a dziesięć na minusie to "nieszanowanie żywności". Szkoła podaje konkretne przykłady: "wyrzucanie owoców, kopanie, rzucanie owocami po korytarzach, mlekiem w kartonie itp.".

Bo w szkolnych systemach punktowych jest mnóstw założeń na temat potencjalnych przewin uczniów. Czasem są detaliczne, jak ten o żywności, a czasem bardzo ogólne, jak "złe zachowanie na przerwie" lub "zachowuje się z godnością". Cokolwiek to znaczy.

Uwaga za "dziękuję"
Uwaga za "dziękuję"

Niegrzeczni z natury

Pedagog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu prof. Stanisław Dylak w jednym ze swoich artykułów podsumowywał to tak: "Punktowe wyrażanie, jakim się jest człowiekiem, jest niestosowne. Nie inspiruje do tego, by być lepszym. I pokazuje jedną z bolączek szkoły, ale i polskiego społeczeństwa - ludzie za mało nad sobą pracują dla siebie samych".

Oceny z zachowania i punktowe regulaminy budzą opór wielu uczniów i uczennic.

16-letni Jan Gawroński z Łodzi jest samorzecznikiem osób w spektrum autyzmu. Co to znaczy? Że robi wszystko, co tylko może, np. pisze listy do firm i instytucji, by osobom w spektrum żyło się łatwiej - np. załatwia tzw. ciche godziny w sklepach, by osoby nieneurotypowe mogły zrobić swobodnie zakupy czy pilnuje, by w podręcznikach nie powielano stereotypów na temat spektrum.

Janek jest samorzecznikiem, bo mówi w swoim imieniu, ale jednocześnie rzecznikiem osób w spektrum autyzmu - działa na rzecz poprawy jakości ich życia. To taka podwójna rola.

We wrześniu wraz z przyjaciółmi po raz kolejny rozpoczął kampanię społeczną "Szkoła przyjazna dla autyzmu", którą po raz pierwszy swoim patronatem objął Marcin Wiącek, rzecznik praw obywatelskich.

W poprzednich odsłonach akcji Janek i jego przyjaciele walczyli m.in. ze zbyt głośnymi dzwonkami w szkołach, a w tym roku postanowili pokazać światu, jak niesprawiedliwe dla uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi potrafią być właśnie oceny zachowania.

- Mamy postulat, by z nich zrezygnować przynajmniej w klasach 4-8 - mówi Janek.

On i jego koledzy chcieliby, aby zastąpić oceny w postaci cyfr ocenami opisowymi, które mogłyby pomóc - mówią fachowo - "w modelowaniu postaw prospołecznych". Na tym mogliby skorzystać wszyscy uczniowie, nie tylko ci w spektrum. Bo nie braliby udziału w grze na punkty, jak w Hogwarcie, ale więcej uczyli się o tym, dlaczego jakieś zachowanie jest niepożądane czy karane.

A taka opisowa ocena już funkcjonuje - w edukacji wczesnoszkolnej, a więc klasach 1-3.

Zasady oceniania zachowania
Zasady oceniania zachowania

Janek i inni samorzecznicy oraz samorzeczniczki znaleźli sojusznika.

Pod koniec lipca 2022 roku RPO - Marcin Wiącek - na swojej stronie zamieścił komunikat, w którym wskazał, że uczniowie szkół podstawowych ze szczególnymi potrzebami edukacyjnymi mogą być dyskryminowani. Ten dokument przesłał też do ministra edukacji Przemysław Czarnka.

Wiącek, po konsultacji z młodzieżą, zauważył, że zachowania wynikające bezpośrednio z niepełnosprawności, a mogące być odebrane jako trudne i "niegrzeczne" przez nauczycieli i innych pracowników szkół, wpływają niekiedy na ocenę zachowania na świadectwie szkolnym.

"Samorzecznicy zwracają uwagę, że wewnątrzszkolne systemy oceniania często nie uwzględniają wprost sytuacji uczniów z niepełnosprawnościami, mimo że obowiązek taki wynika z rozporządzenia. W tych wypadkach szczególnie krzywdzące mogą być przyjmowane przez niektóre placówki systemy punktowe, w których ocena zachowania wynika z sumy zdobytych w ciągu roku szkolnego punktów przyznawanych za konkretne zachowania i aktywności uczniów" - napisał Wiącek do Czarnka.

I podkreślił:

Tymczasem uczniowie ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi często nie są w stanie w ogóle podjąć działań, za które punkty są przyznawane. Może to wynikać z rodzaju i stopnia ich niepełnoprawności - w tym wypadku są traktowani gorzej w porównaniu z pozostałymi uczniami. W niektórych przypadkach może to stanowić nawet ich pośrednią dyskryminację ze względu na niepełnosprawność.
Marcin Wiącek
w liście do ministra Przemysława Czarnka

Przykłady? Większość systemów punktowych zakłada nagrody za liczne osiągnięcia związane z konkursami sportowymi i naukowymi, które siłą rzeczy nie są dostępne dla wszystkich uczniów. Ocena z zachowania liczy się też przy tak zwanym czerwonym pasku. A to sprawia, że na przykład uczniowie z niepełnosprawnościami mają mniejsze szanse na zachowanie bardzo dobre lub wzorowe, które jest punktowane przy rekrutacji do szkół ponadpodstawowych.

RPO poprosił ministra o stanowisko w sprawie zastąpienia ocen zachowania oceną opisową na każdym etapie edukacyjnym.

Minister: rozwiązań należy szukać w szkole

Pod koniec wakacji na pismo Wiącka, inspirowane rozmowami z młodzieżą, odpowiedział wiceminister edukacji Dariusz Piontkowski. Jego pismo to wykaz obowiązujących przepisów oraz zapowiedzi ogólnych planów na przyszłość, które mają poprawić sytuację uczniów z niepełnosprawnościami.

Piontkowski przypomina m.in.:

zakres niezbędnego wsparcia zapewnianego uczniowi z niepełnosprawnością powinien wynikać z zaleceń zawartych w orzeczeniu o potrzebie kształcenia specjalnego oraz z wielospecjalistycznych ocen poziomu funkcjonowania ucznia. Dotyczy to również wsparcia udzielanego uczniowi z niepełnosprawnością w związku z jego 'trudnymi' zachowaniami mogącymi mieć wpływ na ocenę zachowania.
Dariusz Piontkowski
w odpowiedzi RPO

Wiceminister edukacji przypomniał, że już dziś w klasach 4-8 można stosować ocenę opisową zachowania. Ale to marne pocieszenie, bo oceny końcowe muszą być (zgodnie art. 44i ust. 6 ustawy) wyrażane wyłącznie w tradycyjnej skali ocen. Czyli w ósmej klasie ocena jest potrzebna, bo dziś brana jest pod uwagę przy rekrutacji do liceów, techników i branżówek.

Piontkowski uważa, że "rozwiązań w sprawie oceniania uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi należy zatem poszukiwać na poziomie szkoły i regulować te kwestie w przepisach wewnątrzszkolnych. Pozwoli to dostosować rozwiązania do zróżnicowanych potrzeb uczniów i oczekiwań rodziców wobec szkoły".

A do tego "ewentualne wątpliwości dotyczące sposobu oceniania wewnątrzszkolnego powinny być zgłaszane do wychowawcy klasy lub do dyrektora szkoły, który sprawuje w szkole nadzór pedagogiczny".

30 września zapytaliśmy biuro prasowe MEiN wprost między innymi o to, czy minister rozważa zmiany w systemie oceniania zachowania uczniów i uczennic. Na to pytanie nie dostaliśmy odpowiedzi. Rzeczniczka przesłała nam, podobnie jak wiceminister Piontkowski RPO, wykaz obowiązujących zasad.

Prawo po stronie uczniów

Z ocenami zachowania w obecnym kształcie walczy też Stowarzyszenie Umarłych Statutów. Łukasz Korzeniowski, założyciel SUS, mówi, że to jeden z najczęściej zgłaszanych przez uczniów problemów. I chodzi nie tylko o punkty.

W kolejnych poradnikach kierowanych do uczniów i uczennic Korzeniowski i jego przyjaciele ze Stowarzyszenia przypominają m.in., że:

● średnia ocen z zajęć edukacyjnych nie może wpływać na ocenę z zachowania

Te oceny nie mają na siebie wpływu i nie mogą być jedna od drugiej uzależnione, o czym mówią wprost przepisy ustawy o systemie oświaty. "Nie można zatem oceny zachowania warunkować średnią ocen (co niestety zdarza się w niektórych szkołach - np. bardzo dobra ocena zachowania jest możliwa tylko przy średniej ocen co najmniej 4,75) ani ocenami z poszczególnych zajęć edukacyjnych".

● szkoła może określać odpowiedni ubiór uczniów, ale nie może ingerować w ich wygląd

W Prawie oświatowym nie ma zapisu, który pozwalałby na określanie wyglądu ucznia, np. koloru włosów. Kluczowy jest art. 99 Prawa oświatowego, który dotyczy tego, że obowiązki ucznia określa się w statucie. Podpunkt trzeci dotyczy "przestrzegania zasad ubierania się uczniów na terenie szkoły lub noszenia na terenie szkoły jednolitego stroju".

Więc o ile w Świnoujściu mogą jeszcze upierać się przy zakazie cekinów, to już o kolorze włosów uczniów i uczennic - zgodnie z prawem - nie mogą decydować.

Kiedy to ma sens?

SUS pod koniec minionego roku szkolnego stworzyło wzorcowy statut, na którym mogą opierać się społeczności szkolne, by ulepszyć panujące u siebie zasady.

Pedagożka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, prof. Sylwia Jaskulska opatrzyła go komentarzem, dotyczącym m.in. właśnie zasad oceniania zachowania.

Czytamy w nim: "Ocenianie zachowania ma sens tylko wtedy, gdy w proces ten jest zaangażowany uczeń. Możliwość planowania własnego rozwoju i samoocena przebiegu tego procesu to zadania, do których realizacji powinna przygotowywać szkoła. To kompetencje potrzebne każdemu uczniowi w dorosłości. Ocenianie zachowania jest doskonałą okazją uczenia się dokonywania samooceny. Oczywiście tylko pod warunkiem, że uczniowie rozumieją cele i założenia oceniania i że nie jest ono jedynie straszakiem, behawioralnym narzędziem kontroli. We współpracy z rodzicami, którzy także powinni znać i przyjąć zasady oceniania zachowania służącego rozwojowi ucznia, można wypracować sytuację, w której gra nie toczy się o ostateczną wysokość oceny, ale o wspólną pracę w obszarze dobrostanu ucznia i szkolnej wspólnoty".

Uwaga w e-dzienniku
Uwaga w e-dzienniku
Źródło: SUS

Łukasz Korzeniewski, twórca SUS, przyznaje, że jego stowarzyszenie cały czas jest zasypywane wątpliwymi zapisami i uwagami. I podaje kilka z ostatnich dni, np. jedno liceum w Poznaniu ma zapis, że "na korytarzach szkoły uczniowie nie przyjmują postawy siedzącej lub leżącej", a w koszalińskiej podstawówce uczniowie mają wymienić "jeden zły uczynek na dwa dobre". Czy uczynki są dość dobre, decydują nauczyciele.

Młodzi z regulaminami i uwagami próbują walczyć też śmiechem. W mediach społecznościowych są całe konta, które zbierają te najdziwniejsze i najśmieszniejsze.

Na przykład Maja miała dostać uwagę za to, że zapytała, czy to, co jest na sprawdzianie, w ogóle przyda się do życia, a inna uczennica za to, że nie zapisała zadania i zapytała, po co ma to robić.

Ale sprawa uwag, regulaminów i punktów jest poważna. Oświatowa ekspertka, Danuta Sterna, związana z Centrum Edukacji Obywatelskiej nazywa ocenianie zachowania na stopień "największym reliktem socjalizmu w polskiej szkole". I zauważa, że ta praktyka w podobnym kształcie utrzymuje się już tylko na Białorusi, bo inne państwa zdecydowały się na ocenianie opisowe.

Na swoim blogu o punktach pisze stanowczo:

Danuta Sterna o ocenach zachowania
Danuta Sterna o ocenach zachowania

Ale co to znaczy "niegrzeczny"?

W Centrum Edukacji Obywatelskiej od lat przyglądają się ocenianiu, nie tylko zachowania. Rozmawiam o tym z Sylwią Żmijewską-Kwiręg, nauczycielką wiedzy o społeczeństwie, dyrektorką programową CEO.

- Przy ocenianiu przedmiotowym coraz częściej mówi się, że powinno być elementem procesu uczenia się - wskazuje na to też bardzo wyraźnie prawo oświatowe. Oceniając, nauczyciele gromadzą informacje o uczniach. Oni na tej podstawie tworzą i usprawniają swój proces dydaktyczny, a uczniowie dowiadują się, jak się uczyć - mówi Żmijewska-Kwiręg. I zaraz dodaje: - Niestety przy ocenianiu zachowania bardzo rzadko obserwujemy takie podejście, choć prawo tego nie wyklucza.

Zamiast oceniać dzieci tak, by pomagać im w rozwiązywaniu ich trudności, na przykład w kontaktach społecznych i motywować je do pracy nad sobą, sprowadziliśmy (my, nauczyciele, ale też my rodzice) system oceniania do prostych interakcji, w których są punkty, uwagi, kary i rzadsze nagrody.

- A stawianie punktów to nie jest żadna informacja dla uczniów. Oni przez te minusy i uwagi nie dowiadują się, co mają zrobić, żeby zachowywać się inaczej. Często nawet nie dostają informacji, co właściwie zrobili nie tak, bo uwaga brzmi "był niegrzeczny na lekcji" - mówi Żmijewska-Kwiręg.

Problemem, na który zwracają uwagę w CEO, jest też fakt, że zwykle ocenianie zachowania sprowadza się tylko do oceny klasyfikacyjnej, wyrażonej jednym słowem na koniec semestru czy roku: "naganny", "dobry". "wzorowy".

Żmijewska-Kwiręg: - Ocena zostaje zaproponowana, a niekiedy już od razu wystawiona i uczeń nie dostaje szansy, by zmienić coś w swoim działaniu czy postępowaniu. W ten sposób nauczyciele w coraz mniejszym stopniu pełnią rzeczywistą rolę wychowawczą.

Centrum Edukacji Obywatelskiej chce rekomendować MEiN stopniowe rezygnowanie z ocen zachowania. - Jeśli chcemy dbać o rozwój osobisty uczniów, uczyć ich lepiej rozpoznawać normy społeczne, zachęcać ich do autorefleksji nad swoim zachowaniem, to da się to robić bez tych ocen - zauważa Żmijewska-Kwiręg.

Problemem jest również to, że kryteria zachowania umieszczone w prawie oświatowym mogą być dla uczniów zupełnie abstrakcyjne. Bo co to tak naprawdę znaczy "kulturalne zachowanie" albo "zgodne z dobrem społeczności szkolnej"?

- Uczniowie i uczennice słyszą, że mają być "grzeczni", ale zupełnie nie wiedzą, co mają robić, by być jako tacy postrzegani - dodaje ekspertka.

W czasie rozmów specjalistów z CEO z nauczycielami oraz dyrektorami wyraźnie wychodziło, że jeśli już ocena zachowania funkcjonuje, to jej kryteria powinny być nie tylko jasne, ale również ustalane wraz z uczniami i uczennicami.

- Wtedy oczywistym stałoby się, że wiele dziś ustalonych kryteriów jest dla dzieci, nie tylko tych ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, albo nieosiągalne, albo osiągalne znacznie trudniej niż dla pozostałych - mówi Żmijewska-Kwiręg.

I jako przykład podaje nieśmiałe dziecko, które ma trudności w nawiązywaniu relacji i kontaktów społecznych, a punktowane jest za bycie "koleżeńskim" albo udział w szkolnych akademiach, choć szalenie trudno opanować mu stres przed wystąpieniami publicznymi.

- Dlatego pożądane byłyby kryteria i cele indywidualne, uwzględniające punkt startu dziecka, jego osobistą determinację, ale też to, nad czym samo chce pracować - mówi ekspertka. I dodaje: - To może dać szansę temu dziecku na zauważenie rzeczywistego rozwoju, przyjrzenia się, jakie kompetencje zdobyło, jaką drogę pokonało.

Żmijewska-Kwiręg uważa, że oceny z zachowania potrafią być równie, a może nawet bardziej krzywdzące niż te z przedmiotów. - Ocena "nieodpowiednia" czy "poprawna" wywołują u uczniów pewien rodzaj zmieszania, niepokoju, wysyła się im sygnał, że takie oceny nie za dobrze o nich świadczą. A przecież taka ocena nie świadczy o niczym, ona tylko wynika z kalkulacji i taryfikatorów, które w szkołach funkcjonują - dodaje.

Taka ocena nie pomaga też budować poczucia własnej wartości, za to potrafi nim solidnie zachwiać. - Zdarza się, że uczniowie mają poczucie, iż ocena obrazuje tylko to, jak coś odebrał nauczyciel, a nie jak było naprawdę - mówi Żmijewska-Kwiręg. I dodaje: - Do tego w szkołach często się oczekuje, że praca nad tym "niegrzecznym" zachowaniem dziecka będzie się odbywała w domu. Nauczyciel wystawia uwagę, a rodzic ma porozmawiać, wyciągnąć konsekwencje, jakoś naprawić dziecko. A prawda jest taka, że również szkoła powinna podejmować działania naprawcze, ale nie względem ucznia, tylko tego, co sprawia, że ten uczeń tak, a nie inaczej się zachowuje - podkreśla.

Tymczasem ocena zachowania w obecnym kształcie pogłębia przepaść między dziećmi, które mają róże sytuacje rodzinne i wychowawcze. Nagradza często te, którym różne rzeczy przychodzą z łatwością, a tłamsi te, od których działania wymagają dużo wysiłku. Sprawia, że dzieci, które dostają więcej uwag i minusów, zaczynają być inaczej postrzegane nie tylko przez nauczycieli, ale również rówieśników. Dzieci zaczynają być szufladkowane. - To wszystko rodzi konflikty, sytuacje niepożądane dla relacji międzyludzkich - ocenia Sylwia Żmijewska-Kwiręg. I dodaje: - Systemy punktowe mogą wydawać się przejrzyste, ale tak naprawdę takie nie są. Sposobem na odwrócenie tego może być ocena koleżeńska i samoocena, ale tego też nie da się zrobić na hurra. Jeśli dzieci nie są przygotowane do ocenienia siebie i innych, robią to samo, co dorośli - przestrzega.

Zachowywałbym się tak samo

Część nauczycieli, jak polonistka z Gorzowa Wielkopolskiego, przyznaje, że i dla nich wystawienie ocen z zachowania jest nieprzyjemne. - Nie cierpię! Przeżywam to zawsze. Głupie to, szkodliwe, niczego nie mierzy. Bardzo mnie ich wystawianie stresuje - przyznaje Małgorzata.

Inna polonistka, Joanna z Sopotu, dodaje: - Od ciągłego mierzenia nikt jeszcze nie urósł.

A póki ocena końcowa zachowania jest wymagana prawem, część nauczycieli szuka możliwie jak najmniej krzywdzących rozwiązań. Choć częściej chwalą się tym szkoły społeczne i prywatne.

Np. w niepublicznej Naszej Dobrej Szkole w Katowicach ocena nauczycieli, kolegów, jak i samego zainteresowanego waży tyle samo i na podstawie wszystkich trzech wystawia się ocenę zachowania.

W podwarszawskiej Eurece w tym roku uczniowie wyznaczyli sobie sami cele do pracy na semestr, są też wspólne cele ustalone dla całej klasy. Sami uczniowie debatowali, co ich zdaniem znaczy, że ktoś jest "wzorowy". Powstał spis takich zachowań (niekoniecznie jest wśród nich "grzeczność" czy dobra nauka). Pod koniec semestru sprawdzą zbiorowo i indywidualnie, co z założeń udało się osiągnąć. To będzie 70 procent oceny zachowania, reszta to opinia rówieśnicza i nauczycielska.

Tymczasem rodzice żalą się, że część punktów z zachowania to też ocena ich działań.

Małgorzata z małego miasteczka na Śląsku: - Koleżanka zadzwoniła do wychowawcy, dlaczego jej córka ma bardzo dobre zachowanie, a największy rozrabiaka w klasie ma wzorowe, na co wychowawca odpowiedział, że "pani za mało się angażuje w życie szkoły".

Bo tak, zdarza się, że dzieci dostają dodatnie punkty z zachowania np. za ciasta na szkolne kiermasze ("a więc za pieniądze rodziców") czy wolontariat rozumiany jako zakup karmy do schroniska ("za pieniądze rodziców"). I tracą punkty, gdy np. rodzic nie usprawiedliwi ich na czas, choć nie mają na postępowanie dorosłych najmniejszego wpływu.

Terapeuta i nauczyciel wiedzy o społeczeństwie Tomek Bilicki pod koniec poprzedniego roku szkolnego nagrał niespełna trzyminutowy film, który umieścił w mediach społecznościowych.

Mówi w nim: - Jest mi bardzo źle z tym, że wystawiamy uczennicom i uczniom oceny z zachowania (...) Pewnego dnia wchodzę do szkoły, podszedł do mnie jeden z uczniów i zapytał: "Jak być szczęśliwym?". Bo on przygląda mi się i widzi, że zawsze jestem uśmiechnięty, a jak się witam z panią woźną, to sobie zawsze żartujemy. A on nigdy nie jest szczęśliwy i też by chciał być. Wtedy zrozumiałem, że nie potrafię odpowiadać na najprostsze pytania. Albo być może potrafię odpowiadać tylko na proste pytania, na przykład, czym się różni burmistrz od starosty, gdy uczę wiedzy o społeczeństwie. (...) To jest uczeń, który w naszej szkole będzie miał bardzo niską ocenę zachowania, to sobie myślę, co tym wszystkim jest "nieodpowiednie". Czy nieodpowiednie jest jego zachowanie, czy być może nieodpowiednie jest to, jak on jest traktowany przez niektórych członków swojej rodziny? Być może nieodpowiednie jest to, że nie miał tyle szczęścia co inni i nie urodził się w takiej rodzinie, w której mógłby dostać bezwarunkową akceptację, miłość i wsparcie. Czy ja mam prawo to oceniać? A jeśli już, to co ja powinienem oceniać? Naprawdę zachowanie tego młodego człowieka? - zastanawiał się Bilicki.

Nauczyciel podsumowywał gorzko: - Jego zachowanie jest odpowiednie do sytuacji, w której się znajduje. Ja zachowywałbym się w tej sytuacji tak samo, może nawet gorzej. A przyklejamy mu tę łatkę i mam nadzieję, że on w nią nie uwierzy. I setki, a może tysiące innych uczniów i uczennic w naszym kraju nie uwierzą w to, że są "nieodpowiedni" czy "naganni". Ale może ludzie, których spotykali na swojej drodze, są "nieodpowiedni" i "naganni".

Na koniec zwracał się bezpośrednio do uczniów: - Jeśli masz taką niską ocenę z zachowania, nie wierz w nią.

I co ma robić rodzic?

Psycholożkę Martę Majchrzak z Herstories pytam, jak rodzice, którzy wychowują dzieci do bycia niezależnymi, zadawania pytań, mówienia "nie", stawiania na swoimi, mają reagować na sytuację, w których szkoła tłamsi ich dzieci i sprawia, że te w lęku przed uwagami i minusami stają się bierne i zniechęcone? - Z perspektywy rozwojowej kluczowe jest wspieranie dziecka w niezależności i częste sygnalizowanie, że jego dobro jest ważniejsze niż ocena z zachowania - mówi psycholożka. I dodaje: - Dla mnie, jako badaczki interesujące jest jak wielu polskich rodziców uważa niezależność za wartość, którą chcą przekazać swoim dzieciom. Badania pokazują, że to całkiem spora grupa. Około jednej czwartej rodziców, którzy mają niepełnoletnie dzieci wskazuje niezależność jako jedną z trzech najważniejszych wartości, które chcą przekazać potomstwu. Pozostałe najważniejsze wartości to akceptacja siebie i bycie szczęśliwym człowiekiem - dodaje.

Co to znaczy? - Rodzice, którzy stawiają sobie za cel, aby ich dziecko potrafiło dbać o własne granice, mogą mieć pewność, że nie są sami - mówi psycholożka. I dodaje: - Z mojego doświadczenia wynika, że znalezienie sojuszników wśród innych rodziców, może pomóc w zmotywowaniu się do zaplanowania spokojnej interwencji w szkole, chociażby w zakresie ustalenia z wychowawczynią lub wychowawcą, jakie zachowania dzieci są przejawem zdrowej i przystosowawczej niezależności, a jakie faktycznie są niekulturalne i powinny być eliminowane. Na pewno takie ustalenia warto przeprowadzić z własnym dzieckiem i omawiać w domu to, co dzieje się w szkole w kontekście dbania o granice każdego z dzieci, a także o granice ważne dla nauczycieli - podkreśla.

Marta Majchrzak zachęca też do szukania plusów. - Wiem, że w wielu szkołach sposobem na podniesienie oceny zachowania jest wolontariat. Myślę, że wsparcie dziecka w znalezieniu ciekawego, dopasowanego do zainteresowań wolontariatu i zachęcenie do systematycznej pracy wolotariackiej może być dla rodzica furtką do pokazania mu jak troszczyć się nie tylko o siebie. Z kolei dla szkoły udokumentowany wolontariat może być dowodem na wysiłek wkładany w pracę wychowawczą i argumentem w dyskusji o zachowaniu dziecka - zachęca.

Czytaj także: