Minister edukacji Dariusz Piontkowski zachęcał w niedzielę w Brańsku na Podlasiu do oddania głosu w wyborach prezydenckich na Andrzeja Dudę. Przekonywał, że ten kandydat "gwarantuje tradycyjny porządek społeczny, pozwala zachować tradycyjną rodzinę". - Uważamy, że propagowanie ideologii gender, popieranie ruchów LGBT, nic dobrego polskiemu społeczeństwu nie przyniesie - mówił szef MEN. Jego słowa komentują nauczyciele i edukatorzy.
Minister edukacji Dariusz Piontkowski jest liderem podlaskich struktur PiS i w tej roli występował na niedzielnej konferencji prasowej w Brańsku. Dużo mówił o "tradycyjnym modelu rodziny", o który dba PiS. Tłumaczył, że ten model to "związek kobiety i mężczyzny, bo tylko z takiego związku mogą pojawić się kolejne pokolenia Polaków". - Uważamy, że propagowanie ideologii gender, popieranie ruchów LGBT, nic dobrego polskiemu społeczeństwu nie przyniesie - stwierdził przedstawiciel rządu.
"Nie chcemy prześladować"
Piontkowski argumentował, że Andrzej Duda "gwarantuje tradycyjny porządek społeczny, pozwala zachować tradycyjną rodzinę". To jego zdaniem ważne w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich, które zdaniem ministra to "walka o to, jak światopoglądowo i społecznie ma wyglądać nasz naród, nasze społeczeństwo".
Dopytywany przez dziennikarzy o stosunek do mniejszości seksualnych, polityk PiS mówił: - Nie chcemy przecież prześladować osób homoseksualnych. Uważamy po prostu, że wspieranie tradycyjnego modelu rodziny jest obowiązkiem państwa. Czym innym jest tolerancja, a czym innym wsparcie. Czy ktokolwiek z nas wzywa do przemocy wobec osób o innej orientacji seksualnej? Proszę nie wymagać od nas, żebyśmy na siłę wspierali ruchy, które nam się nie podobają.
A co z dziećmi, które nie pasują do słowa "porządek"?
Specjalistom od edukacji, z którymi rozmawialiśmy, słowa ministra się nie spodobały.
- Istotą bycia ministrem jest dbanie o osoby, dzięki którym istnieje zarządzany resort. Te osoby to w tym przypadku uczennice, uczniowie, nauczycielki i nauczyciele. Nie prezydent i partia rządząca. Pełniący tę funkcję człowiek zupełnie o tym zapomniał lub nigdy o tym nie wiedział - mówi Maciej Duda, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego.
Przypomina wypowiedzi ministra na temat uczniów, którzy w czasie zdalnej edukacji wypadli z systemu i nie dało się z nimi nawiązać kontaktu. Piontkowski mówił między innymi, że to nie minister będzie ich szukał. - Teraz pandemią okazuje się dehumanizacja młodzieży przez urzędującego prezydenta, a dzieciakami wypadającymi z systemu są wszyscy i wszystkie, które nie pasują do słów "tradycyjny" czy "porządek" - zauważa naukowiec.
Zdaniem Macieja Dudy minister Piontkowski rację ma w jednym: wybory to walka. - Myli się jednak, zakładając, że szkolna młodzież jest armatnim mięsem partii. Wszyscy zbyt często zapominamy o tym, że edukujące się dzieci nie są niczyją własnością - zauważa.
Tu chodzi o bezpieczeństwo uczniów
Dr Marzanna Pogorzelska jest pełnomocniczką Uniwersytetu Opolskiego do spraw równego traktowania i współautorką książki "Przecież jesteśmy! Homofobiczna przemoc w polskich szkołach - narracje gejów i lesbijek". W 2008 roku otrzymała Europejską Nagrodę Tolerancji, a dwa lata później Nagrodę im. Ireny Sendlerowej "Za naprawianie świata". Uważa, że minister edukacji w sposób jawny manifestuje kilka rzeczy, których jako minister robić nie powinien.
- Po pierwsze, agituje na rzecz określonego kandydata i jego programu, nie kryjąc w żaden sposób swoich politycznych preferencji i nie siląc się w najmniejszym stopniu na neutralność. Po drugie, co w przypadku ministra edukacji dyskwalifikujące, powtarzając utarte zwroty o ideologii gender i ruchach LGBT manifestuje brak elementarnej wiedzy dotyczącej tematu, w którym się porusza - ocenia dr Pogorzelska.
I dodaje: - Jak mi się wydaje, ten minister naprawdę wierzy w to co mówi, a innej wiedzy po prostu nie posiada. Gdyby ją miał, nie zostałby wybrany, ponieważ rozumiałby, że promowanie wiedzy o tym, czym jest gender i popieranie ruchów LGBT służy tylko i wyłącznie akceptacji i równości. A te, co dla ministra edukacji powinno być najważniejsze, przyczyniają się do bezpieczeństwa uczniów, uczennic i kadry pedagogicznej. Takie myślenie jest poza horyzontem ministra, a skutki tego stanu rzeczy będą, niestety, tragiczne.
Jeśli pierwszy nauczyciel tak mówi, to co nam pozostaje?
Pedagożka i socjoterapeutka z Łodzi Barbara Michalska podkreśla, że nikt nie ma prawa, aby do własnych celów używać krzywdzącego języka, nawet, gdy się obawia, lęka, nie rozumie, wyznaje inny system wartości.
- Wypowiedź ministra edukacji, nawet jeśli ma ona służyć toczącej się kampanii prezydenckiej, jest niezwykle zgubna - ocenia Michalska. I tłumaczy: - Otwiera przestrzeń do budowania dyskusji nacechowanej olbrzymim ładunkiem emocjonalnym, a pozbawionej faktów i rzetelnej wiedzy naukowej. Ukazuje, że wybory można postrzegać jako walkę o miejsce dla kogoś, kto przeforsuje "nasze racje" i ułoży świat po swojemu. A przecież wybory to czas, gdy wybiera się tego, kto będzie przy każdym. Kto będzie zabiegał o prawo tak skonstruowane, aby każdy w nim znalazł się ze swoim postrzeganiem życia. Prawem, które pozwoli wybierać w zgodzie z własnym światopoglądem i sumieniem - dodaje.
Michalska przypomina, że katalog obowiązków zawodowych nauczyciela został opisany w Karcie Nauczyciela.
Nauczyciel jest zobowiązany kształcić i wychowywać młodzież w umiłowaniu Ojczyzny, w poszanowaniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, w atmosferze wolności sumienia i szacunku dla każdego człowieka; (...) dbać o kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich zgodnie z ideą demokracji, pokoju i przyjaźni między ludźmi różnych narodów, ras i światopoglądów.
- Jeśli "pierwszy nauczyciel", a za takiego uważa się ministra edukacji, snuje swoją narrację w sprzeczności z obowiązującymi przepisami ustaw, to co nam pozostaje? - pyta Michalska. I odpowiada: - Pozostaje nam sprawdzać, czytać, poznawać fakty a nie opinie. Pozostaje nam, budując wypowiedzi, rozważać, czy nie są one narzuceniem "mojej perspektywy", czy nie są elementem dezinformującym, a w skrajnym przypadku manipulacją. Pozostaje nam ostatecznie liczyć, że powyższymi przesłankami będą się kierować również ci, którzy podejmują kluczowe decyzje dla państwa.
Czy minister to rozumie?
Dr Iwona Chmura-Rutkowska, pedagożka i socjolożka związana z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i przewodnicząca rady fundacji Ja, Nauczyciel zastanawia się, czy minister Piontkowski rozumie słowo "ideologia" i czy sam potrafi krytycznie zreflektować swój system przekonań. - Czy minister nie widzi potrzeby weryfikacji własnych schematów, uprzedzeń i stereotypów oraz postaw wobec innych ludzi? - pyta badaczka.
Przypomina, że szkoła zgodnie z konstytucją jest miejscem, gdzie nikt nie może być dyskryminowany, a państwo polskie ma obowiązek wspierać poprzez system oświaty godne i sprawiedliwe traktowanie wszystkich osób w szkole, oraz możliwość korzystania z przysługujących im praw i wolności, rozwijania i realizacji swoich talentów z uwzględnieniem ich potrzeb, możliwości i ograniczeń oraz dokonywania wyborów życiowych w środowisku wolnym od stereotypów, uprzedzeń i dyskryminacji. - Czy minister rozumie, że trudno pogodzić cele edukacji - związane z rozwojem empatii, wzajemnego szacunku i poczucia wspólnoty w różnorodnej grupie - z wykluczającymi etykietami oraz podziałem na lepszych i gorszych? Że trudno wyobrazić sobie tworzenie kultury życzliwości i współpracy w atmosferze nagonki na jakąkolwiek grupę społeczną? - pyta. I przypomina, że nie ma możliwości zapewniania bezpieczeństwa psychologicznego i fizycznego w szkole bez uznania, że wszyscy, niezależnie od tożsamości, jesteśmy równie ważni i mamy te same prawa człowieka.
Te dzieci są prześladowane, bo są "inne"
Badaczka odsyła ministra do wyników badań dotyczących dramatycznej sytuacji dzieci i młodych ludzi identyfikujących się jako LGBT+. - W Polsce średnio ponad połowa dzieci i młodych ludzi każdego lub prawie każdego dnia styka się w szkole z przemocą werbalną, psychiczną i relacyjną, w tym cyberprzemocą, czyli obraźliwymi słowami, rozpowszechnianiem kłamstw, izolowaniem, presją i przymuszaniem - zauważa dr Chmura-Rutkowska. - Od 10 do 30 procent doświadcza bicia, popychania, przewracania, niszczenia rzeczy czy kradzieży, a około 10 procent dzieci jest ofiarą długotrwałego znęcania się w różnych formach. Bardzo często agresja i przemoc są formą krzywdzącego traktowania kogoś, kto wyróżnia się w grupie wyglądem, stanem zdrowia, pochodzeniem, kolorem skóry, tożsamością płciową, stopniem sprawności, wyznaniem lub bezwyznaniowością oraz, co ważne w kontekście aktualnych wydarzeń i co wielokroć potwierdziły badania w Polsce i na świecie, identyfikuje się jako osoba nieheteronormatywna - podkreśla.
Zdaniem Chmury-Rutkowskiej pogardzie, niesprawiedliwemu i złemu traktowaniu, odbieraniu praw uzasadnień dostarczają reprodukowane, powtarzane bezmyślnie lub rozpowszechniane celowo stereotypy i uprzedzenia. - Czy minister zdaje sobie sprawę, jak działa mechanizm etykietyzowania, stygmatyzowania i samospełniającej się przepowiedni? Co się dzieje, gdy dzielimy ludzi na normalnych i nienormalnych, lepszych i gorszych? Dzieci i młodzież, którym przypina się negatywną, niechcianą "łatkę" i postrzega przez pryzmat stereotypów i uprzedzeń często doświadcza gorszego traktowania, wykluczania i przemocy - podkreśla badaczka.
Zauważa, że tak traktowane osoby zaczynają myśleć, że "coś jest z nimi nie tak", że są gorsze, a ich poczucie własnej wartości i pewności siebie w różnych sytuacjach społecznych sukcesywnie spada. Z czasem zaczynają wierzyć, że "zasługują" na krzywdzenie i izolację.
Ufam, że pracujący z dziećmi robią inaczej
Chmura-Rutkowska, pyta dalej, "czy minister edukacji narodowej bierze odpowiedzialność za skutki swoich słów, za demoralizację społeczną oraz dramaty kilku pokoleń dzieci i młodych ludzi oraz wspierających ich bliskich?". - Ufam, że ludzie pracujący z dziećmi i młodymi ludźmi w przeciwieństwie do ministra opierają się na założeniu, że wszystkie dzieci i młodzi ludzie są równie ważni, że mają równe prawo do rozwoju, bezpieczeństwa i dobrostanu oraz wierzę, że mają gotowość na rozumienie sytuacji młodego człowieka i jego opiekunów, nawet jeśli odbiega on od osobistych wizji i przekonań. Edukacja utrwalająca anachroniczne uprzedzenia, jest sprzeczna nie tylko z zasadami demokracji, podstawami aksjologicznymi polskiego systemu oświaty, ale przede wszystkim zagraża bezpieczeństwu oraz szkodzi rozwojowi dzieci, młodych ludzi i całego społeczeństwa.
Krytycznie wypowiedzi szefa resortu ocenia też Joanna Skonieczna, ekspertka ds. zdrowia i edukacji stowarzyszenia Kampania Przeciw Homofobii: - Słowa ministra Piontkowskiego na konferencji w Brańsku są szokujące i zatrważające - mówi. - Minister dał wyraźny sygnał, że nienawiść do drugiego człowieka jest ok. Dał przyzwolenie na homofobiczną i transfobiczną przemoc, która powszechnie dotyka młode lesbijki, gejów, osoby biseksualne i transpłciowe w szkołach. Pokazał nastolatkom, że dla niego, ale też i dla prezydenta Dudy, ich życie nie ma żadnego znaczenia. Pokazał, że bezpieczeństwo, zdrowie i szczęście młodych się nie liczą. Pamiętajmy, że słowa potrafią zabić - dodaje.
Skonieczna przypomina, że "LGBT" to lesbijki, geje, osoby biseksualne i transpłciowe. - To ludzie, którzy na własnej skórze odczuwają skutki podsycanej również przez ministra Piontkowskiego homofobicznej i transfobicznej nienawiści - mówi. - To Kacper, Dominik i Milo - osoby, których już nie ma wśród nas, bo zabiła je nastawiona na wygraną homo- i transfobiczna propaganda władzy - dodaje.
Nic ważnego nie dzieje się w szkole?
- Minister edukacji musi mieć bardzo mało pracy w swoim resorcie, skoro ma czas na włączenie się w kampanię wyborczą. Nic ważnego nie dzieje się w szkole? Bo wydaje mi się, że całkiem sporo - komentuje Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Martwią nas słowa ministra Piontkowskiego, bo szkoła ma uczyć, wychowywać, łączyć, niwelować dysproporcje między uczniami, a nie pozwalać na to, by ich dzielić i wykluczać. Cała ta rozmowa polityków o "ideologii gender", której nawet nie potrafią zdefiniować, sprawia, że cierpią konkretni uczniowie. I to obciąża sumienia tych, którzy się w taki sposób wypowiadają - dodaje.
Źródło: tvn24.pl