Groźba zamrożenia funduszy unijnych dla Polski to ostrzeżenie - ocenił w "Jeden na Jeden" w TVN24 były ambasador RP przy Unii Europejskiej Marek Prawda. Jak wskazał, Unia Europejska ma obecnie do swojej dyspozycji więcej narzędzi, by "dyscyplinować kłopotliwych partnerów". - Rządy, które błądzą, są przyzwyczajone do tego, że Unia zawsze ustąpi, że jakoś można się dogadać. Otóż to się zmienia. Skończyła się taka laba, żeby liczyć, że zbieramy na kupkę i z tej kupki będzie można bez względu na wszystko swoje dostać - mówił dyplomata.
Brytyjski dziennik "Financial Times" podał niedawno, że instytucje Unii Europejskiej są gotowe, by zamrozić środki na pomoc regionalną dla Polski w związku z obawami o niezależność polskiego wymiaru sprawiedliwości. Gazeta zaznaczyła, że w ramach wsparcia z funduszy spójności Polska miała otrzymać 76,5 miliardów euro w latach 2021-2027.
"Miecz Damoklesa, który powinien dawać do myślenia"
- To jest ostrzeżenie, bo taka była chyba motywacja unijnych urzędników, którzy na ten temat się wypowiadali - skomentował Marek Prawda. - Nie chciałbym spekulować, czy to jest prawdopodobne, czy nie. Niewątpliwym faktem jest to, że jest taka możliwość - podkreślił.
Zwrócił uwagę, że Unia Europejska ma obecnie do swojej dyspozycji więcej narzędzi, by "dyscyplinować kłopotliwych parterów". - W Unii takie narzędzia się rozwija niekoniecznie po to, aby je zastosować, ale po to, by wywrzeć wpływ - tłumaczył dyplomata.
- Do tej pory było tak, że jeżeli zaczynał się budżet siedmioletni, to sprawdzano, czy wszystko jest w porządku w danym kraju, jeśli chodzi o zasadnicze wartości i zasady unijne. Dzisiaj będzie można monitorować stan na przykład praworządności przy każdej wypłacie - mówił Prawda. Dodał, że fundusze będzie można zablokować "właśnie z powodu niezapewnienia niezależności sądownictwa". W jego ocenie "to jest taki miecz Damoklesa, który powinien dawać do myślenia".
Kiedy pieniądze z KPO? "Warunek ciągle nie jest spełniony"
Pytany, kiedy do Polski trafią pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, były ambasador RP w Brukseli wskazał, że "w tej chwili ciągle warunek, na który stawia Unia Europejska, nie jest spełniony". - Mamy w tej chwili kilka spraw w TSUE. Te postępowania, które się toczą, zostały przełożone na kryteria przy KPO i budżecie głównym - wyjaśnił.
Dopytywany, czy wyprzedzimy Węgrów w wyścigu o pieniądze z KPO, Prawda odparł, że "oni mogą nas wyprzedzić, jeśli będziemy trwać przy tym uporze niewypełniania trzech warunków, które Unia nam postawiła". - Ja nie widzę tutaj innego rozwiązania, jak spełnienie tych warunków, które Unia postawiła. Tam na nikim nie robią już wrażenia takie zapewnienia, że gdzieś tam ktoś się z kimś umówił, że Unia nie wypełniła rzekomo jakiś obietnic. My się obracamy w świecie niesprawdzalnych zapewnień - stwierdził.
- Teraz, kiedy język pieniędzy zaczyna przemawiać, kiedy do nas dociera to, jaką to może mieć cenę, to też etap przyspieszonej edukacji - powiedział gość "Jeden na Jeden".
Podkreślił, że to "zastrzeżenie ze strony Brukseli nie wynika ze złego charakteru Unii Europejskiej i chęci włączenia się w kampanię wyborczą", ale jest to "wymuszone postawą społeczeństw". - Bo obywatele w tych krajach, które więcej dorzucają niż biorą, zaczęli się buntować, że nie chcą finansować takiej polityki, która rozwala Unię - stwierdził dyplomata.
"Rządy, które błądzą, są przyzwyczajone, że Unia zawsze ustąpi. To się zmienia"
Komentując słowa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który apelował o zaostrzenie kursu wobec Brukseli, Prawda powiedział, że przyzwyczaił się już do "antyunijnego jazgotu" w Warszawie, który "właściwie specjalnie się nie zmienia". - Natomiast mamy rzeczywiście mniej lub bardziej gorliwych wykonawców tej strategii narażania Polaków na utratę miliardów euro i nazywania tego bohaterską walką o suwerenność - dodał.
Jak przekonywał, "Unia robi, co może, uczy się, przystosowuje i robi postępy". - W tej chwili ma już trzy narzędzia, które nie są po to, aby krzywdzić, tylko po to, by uzbroić się w takie możliwości, które wymuszą zmianę stanowiska rządu. Natomiast rządy, które błądzą, są przyzwyczajone do tego, że Unia zawsze ustąpi, że jakoś można się dogadać. Otóż to się zmienia. Po raz pierwszy w historii Unii mamy dwa budżety i po raz pierwszy mówimy nie o solidarności unijnej, ale o solidarności uwarunkowanej. Skończyła się taka laba, żeby liczyć, że zbieramy na kupkę i z tej kupki będzie można bez względu na wszystko swoje dostać - mówił były ambasador.
"Polska ma wielką okazję, żeby wpływać na politykę Niemiec"
Odnosząc się do postawy państw unijnych w obliczu wojny w Ukrainie Prawda ocenił, że UE "nie dała się podzielić". Przypomniał, że kiedyś w Unii panował głęboki podział w sprawie podejścia do polityki wschodniej. Przyznał, że wciąż każde państwo ma własne interesy, ale "jest coś ważniejszego, co każe trochę się dostosować". - To pilnowanie własnego pępka jest dzisiaj luksusową fanaberią - stwierdził.
Zwrócił uwagę, że Niemy są największym krajem w Unii Europejskiej. Jego zdaniem "będzie rósł nacisk na to, żeby przejmowały rolę przywódczą, ale mają problem z wiarygodnością po bankructwie polityki wobec Rosji". - Dlatego kraje takie jak Polska mają wielką okazję, żeby wpływać na politykę Niemiec, dostarczyć im pewnej wiarygodności za cenę tego, że Niemcy przejmą więcej z naszej optyki, jeżeli chodzi o sprawy europejskie i wschodnie. I to uwschodnienie Niemiec byłoby szansą dla Polski - przekonywał dyplomata.
Podkreślił, że "polski rząd ma do wyboru albo uczestniczyć w nagonce na Niemcy, albo uczestniczyć w kreowaniu wspólnej odpowiedzi na Rosję i inne kraje i przez to zmieniać Niemcy w kierunku, który naszym interesom będzie bliższy".
Dopytywany o kwestię reparacji, dr Prawda odparł dyplomatycznie, że "współpraca z Niemcami, wspólne rozwiązywanie spraw szerszych tworzy zawsze znacznie lepszą podstawę do rozmawiania o tym, co można zrobić, aby naprawić to, co się kiedyś wydarzyło".
- Zawsze można sobie wyobrazić dużo świadczeń, projektów, które tę rolę mogłyby spełnić. W sytuacji zatrucia atmosfery to się o tym źle gada i zwykle przynosi to mniejsze efekty - ocenił.
Źródło: TVN24