- Chodzi o moje życie, o moją przyszłość - powiedziała Katarzyna W. podczas swojego procesu prosząc sąd o przychylenie się do wniosku obrony o powołanie nowych biegłych lekarzy. W poniedziałek odbyła się 10. rozprawa kobiety oskarżonej o zabicie półrocznej córki Magdy. Po raz drugi przesłuchiwany był mąż Katarzyny W., Bartłomiej W.
W środę sąd zdecyduje o wnioskach obrony i prokuratury o ewentualnym powołaniu biegłych i przedłużeniu aresztu dla Katarzyny W.
Rozprawa zakończyła się.
Głos zabrała - pierwszy raz od czasu pierwszej rozprawy - Katarzyna W. Wzruszona powiedziała: Szanuję, wiem, że tak działają procedury. Ja nie dla zasady trzymam się tego, że nie przyznaję się do winy. Wysłuchanie tego, co biegli mówili, w żaden sposób nie przywróci mi Magdy, a bardzo wiele mnie kosztowało. To wszystko, co działo się w toku wydawania opinii, w mojej ocenie rodzi wątpliwości. Wnosiłam od początku o przekazanie biegłym wszystkich protokołów z moich przesłuchań. Proszę o przychylenie się do wniosku, bo chodzi o moje życie, o moją przyszłość, a nie o to, który paragraf jest ważniejszy - podkreśliła.
Według prokuratora obraz sekcyjny wskazuje jednoznacznie, jaki był mechanizm śmierci. Biegli z Warszawy zostali powołani wyłacznie w jednym celu. Aby wykluczyć zmiany nowotworowe.
Prokurator kontruje wystąpienie obrońcy. - Biegli powiedzieli wyrażnie. Obrzęk obrzękowi nie równy. Biegli wykluczyli laryngospam jako mechanizm śmierci - mówi.
Sędzia 1: Bardzo proszę panie mecenasie.
Obrońca: Zacznę od sprawy pierwszej – powołanie o nowy zespół biegłych. Pan prokurator odczytał zbyt szybko tych kilka stron i to w sposób znaczny utrudni mi odpowiedź panu prokuratorowi. Spróbuję mimo to odpowiedzieć panu prokuratorowi. Zarzut, że ja w sposób medialny prowadzę politykę w tej sprawie jest chybiony, bo pan prokurator też kilkukrotnie w telewizji w tej sprawie się wypowiadał. Ja spróbuję się odnieść do merytoryki. Po pierwsze: mamy do czynienia z sytuacją, w której mogłoby się wydawać, że biegli nie są nam potrzebni. W zasadzie zdaniem pana prokuratora wszystko jest jasne. Będzie wyglądało dziwnie i śmiesznie, jak na sali rozpraw dwóch prawnikach będzie rozmawiało o medycynie. Ja chcę wskazać wątpliwości, jakie my prawnicy musimy mieć. Moje stwierdzenia, oparte na wiedzy medycznej, nie mają charakteru autorytarnego, to jest tylko wskazanie, że mam wątpliwości, powinniśmy je mieć przy rozstrzyganiu - stąd mój wniosek, aby je rozwiać. Ja nie wykazałem niekompetencji biegłych, wręcz przeciwnie: podkreśliłem, że mój wniosek nie jest oparty na podważaniu wiedzy i dorobku biegłych. Ja poszukuje innych ewentualności. Chodzi o wykazanie niewiedzy w zakresie laryngologii, tylko i wyłącznie. Biegli sami przyznali, że nie mają ani wiedzy, ani doświadczenia w tym zakresie medycyny. (…) Miałem wrażenie, że poczuli się biegli urażeni, zresztą dałem temu wyraz na końcu rozprawy przepraszając ich, jeśli to moje słowa mogły się przyczynić do tego. Po pierwsze pan prokurator wskazuje, że moim celem jest wykazanie, że wskazania biegłych były niepełne, pan prokurator starał się wykazać, że tak nie jest, że biegli się odnieśli do wszystkich kwestii, ja tak nie uważam. Potwierdza to stanowisko biegłych, którzy przyznali, że nie mają wiedzy i doświadczenie przy badaniu zjawiska laryngospazmu. Pan prokurator zarzuca mi bierność na wcześniejszych etapach postepowania, ale to wynika z tego, że jestem prawnikiem i potrzebowałem sporo czasu na zapoznanie się z literaturą fachową.
(..) brak przekazania protokołu z 10 maja zespołowi biegłych uważam za fakt, którego nie można przemilczeć. Ona (Katarzyna W. – red.) podczas przesłuchania wyjaśniła, jak „jej córka dziwnie charczała po upadku, to nie był świst, ani szelest”. To jest opis matki dziecka, której dziecko umiera na rękach, to jest opis kobiety, która tyle traumatycznych rzeczy miała na swojej drodze. Kobieta nie jest lekarzem, nie ma wyższego wykształcenia, opisała to tak, jak umiała. Nie wiem, czy ktokolwiek miał do czynienia z czymś takim jak stridor krtaniowy. W niektórych książkach medycznych jest opisywany jak świst, charczenie, w każdym razie mieści się w opisie mojej klientki. Dokładnie to powiedział na ostatniej rozprawie jeden z biegłych, że jeżeli przyczyną byłby laryngospazm, to zaszłoby sinienie, charczenie i świstanie u dziecka. Biegli nie zwrócili na to uwagi, nie wiem z jakich przyczyn.
Taka jest odpowiedź na te zarzuty prokuratury. Moim zdaniem biegli nie mieli wiedzy, że moja klientka podczas przesłuchania w maju opisała zjawisko laryngospzamu, nie wiem, czemu nie było tego w opinii. Ja nie bez przyczyny zapytałem, czy biegli mieli wszystkie protokoły z przesłuchań mojej klientki. Brakuje tego jednego, moim zdaniem najważniejszego, z dnia 10 maja. W związku tym, moim zdaniem, ta opinia w moim przekonaniu jest niepełna.
Pan prokurator zaznaczył, że nie przekazał tych protokołów, bo nie wnosiły nic do sprawy. Faktycznie, jeśli przyjmiemy, że dziecko zostało uduszone, to na pewno tak. Zbadajmy jednak wpierw wszystkie medyczne kwestie, szczególnie laryngologiczne. Brak przekazania protokołów akt sprawy jest argumentem kluczowym. Dlaczego te akta nie zostały przekazane? Nie wiem.
(…) w tej sprawie biegli wskazali jako mechanizm śmierci córki mojej klientki, gwałtowne uduszenie. Nie mamy żadnych śladów wokół ust, nosa, szyi, bo miękka poduszka, worek itp. Być może tak jest w literaturze fachowej. Kolejnym argumentem były wybroczyny na wątrobie, nerkach itp. Kolejnym było ostre rozdęcie płuc. (…) Wysoki sądzie, jeśli przyjrzymy się laryngospazmowi, który jest następstwem zatkanie prześwitu krtani, będziemy mieli taki sam mechanizm, jak nastąpi zatkanie otworu oddechowego jakim jest krtań. (…)
(…) moja klientka parę razy zwracała uwagę na to, że u dziecka po upadku ruszał się jeszcze brzuszek, więc były jakieś próby oddechowe, mogło więc dojść do rozdęcia płuc, które wskazywali biegli jako jedną z głównych przyczyn uduszenia gwałtownego. To nie tak, że ja się staram zastąpić biegłego - zwracam uwagę na fakty, które w mojej ocenie mają bardzo duży wpływ na ostateczną ocenę.
(…) Nie było w opinii biegłych, w przyczynach potencjalnych ani laryngospazmu, ani skurczu krtani. Nie zgadzam się z opinią prokuratora, że biegli nie muszą wymieniać wszystkich potencjalnych przyczyn – otóż muszą w mojej ocenie. A propos zatrzymania krążenia - po pierwsze zatrzymanie krążenia przy skurczu krtani, według mojej wiedzy, następuje przy porażeniu nerwu błędnego. To są dwie gałęzie, które idą wzdłuż ciała człowieka, ten nerw odpowiada za pracę serca, a ono za krążenie. To wszystko biegnie wzdłuż tego odcinka szyjnego, wzdłuż rdzenia kręgowego, w bliskiej odległości. Porażenie nerwu w tej odległości skutkuje zatrzymaniem akcji serca. To zatrzymanie akcji powoduje zatrzymanie krążenia, a to do niedotlenienia mózgu, a ono do obrzęku mózgu. (…)
Co do opinii na temat samego zespołu biegłych - ja absolutnie nie kwestionuje wiedzy tego zespołu. Wnoszę o powołanie nowego zespołu biegłych, ze szczególnym naciskiem na biegłych laryngologów. Chciałbym, aby nowi biegli to zaopiniowali, bo zjawisko laryngospazmu mogą zbadać tylko laryngolodzy. Co ważne to zjawisko często dotyczy wcześniaków.
Obrońca podkreśla, że ma duży szacunek do wiedzy biegłych ale zwraca uwagę, że nikt nie ma wątpliwości także biegli, że nie mają oni kompleksowej wiedzy z zakresu laryngologii.
Sąd rozpatruje wniosek obrony o powołanie nowego zespołu biegłych medycyny sądowej.
Sędzia 1: Pan mecenas złożył wniosek o powołanie nowego zespołu biegłych, złożył też listę pytań. Czy pan prokurator chciałby się ustosunkować do wniosku obrony?
Prokurator: Główne zarzuty obrony dotyczą tego, że opinia biegłych jest niepełna i nieuzasadniona w sposób należyty i kompletny. Nie można się z tym zgodzić. Biegli bardzo szczegółowo określili przyczynę i mechanikę zgonu nie zostawiając żadnych wątpliwości w tej materii. W treści sporządzonej opinii biegli wykazali szereg nieścisłości między zeznaniami oskarżonej a faktami wynikającymi z badaniami pośmiertnymi. (…) Stanowisko biegłych zostało podtrzymane w pełni. (…) Wniosek obrońcy nie ma żadnych podstaw merytorycznych. Wnioski o powołanie kolejnych biegłych należy przyjąć jako element taktyki, mającej na celu przedłużanie procesu, nic więcej.
Sędzia 1: Dziękuję. Proszę jeszcze zająć stanowisko w sprawie drugiego wniosku – kończy się czas tymczasowego aresztowania oskarżonej.
Prokurator: Wnoszę o podtrzymania środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania.
Obrońca poddaje w wątpliwość, że prokurator nie miał dostępu wcześniej do wniosku obrony. Prokurator dziś na rozprawie powiedział, że wie o wniosku z mediów i chciałby się z nim zapoznać. Przed chwilą prokurator odczytał kilkustronnicowe oświadczenie, powołując się na konkretne orzecnictwo. - Podziwiam biegłość czytania pana prokuratora - komentuje obrońca.
Według prokuratora zachodzą wszystkie przesłanki dotyczące tymczasowego aresztu. - Obawa ucieczki i ukrycia jest zasadna. Pamiętajmy, że już raz oskarżona uciekła i unikała organów ścigania. Istnieje obawa matactwa. Nadal zachodzi przesłanka grożącej wysokiej kary pozbawienia wolności - argumentuje.
Obrońca rozpoczyna swoje przemówienie dotyczace zasadności wniosku o powołanie nowych biegłych.
Prokurator: chciałem wnieść o przedłużenie tymczasowego aresztowania dla Katarzyny W.
Odpowiedzi biegłych zawarte we wniosku są wyrwane z kontekstu - twierdzi prokurator.
Wg prokuratora opinie biegłych były jasne i pełne. Wniosek obrońcy według prokuratora całkowicie bezpodstawny.
Prokurator Zbigniew Grześkowiak odnosi się do wniosku o powołaniu nowych biegłych. Prokurator bardzo precyzjnie odnosi się do każdego fragmentu, który według obrońcy może wskazywać na skurcz krtani.
Sędzia 1: Stawił się świadek, pan Michał S. Lat 23, policjant, pełni służbę w Katowicach, w stosunku do oskarżonej - obcy. Wie pan, w jakiej sprawie jest pan świadkiem?
Michał S.: Tak.
Sędzia 1: Co panu wiadomo?
Michał S.: O sprawie wiem tyle, ile z mediów. Znałem Bartłomieja z czasów kawalerskich, potem kontakt się zerwał. Pierwsze spotkanie z nim miało miejsce w centrum handlowym Plejada, o którym zeznawałem.
Sędzia 1: Pamięta pan dokładnie to spotkanie?
Michał S.: Nie pamiętam dokładnie nawet daty ani godziny tego spotkania, ale to wszystko już zeznawałem. To było przypadkowe spotkanie, z tego jest zresztą nawet nagranie monitoringu.
Sędzia 1: Czy mówił cokolwiek o swoich planach na ten dzień?
Michał S.: Nie, rozmawiałem z nim tylko na czysto towarzyskie tematy. Zapytałem go, czy idzie do domu, do rodziców, nie wiedziałem, że mieszka gdzieindziej. Powiedział, że idzie do rodziców więc podwiozłem go do domu rodziców, który jest nieopodal tego centrum Plejada. Jedyne co wiem więcej, to informacje medialne. Bezpośrednio z nimi już nie rozmawiałem, nie mam żadnych informacji. Bartłomieja po raz pierwszy od tego czasu widziałem dziś pod sądem, pani Katarzyny nie znam w ogóle. To wszystko co mam do zeznania.
Sędzia 1: Odczytamy teraz protokoły z przesłuchania pana, gdzie podane są dokładne daty i godziny.
Sędzia odczytuje fragmenty zeznań Michała S.: (…) w centrum handlowym Plejada spotkałem Bartka, którego znam z czasów dawnych. Nie rozmawialiśmy o żadnych sprawach rodzinnych. Wyszliśmy razem z centrum i poszliśmy do samochodu, bo podwoziłem go do domu jego rodziców. Pod domem jego rodziców rozstaliśmy się, nie wiedziałem nawet, że już tam nie mieszka. (..)
Sędzia 1: Czy podtrzymuje pan zeznania?
Michał S.: Tak zeznawałem i to podtrzymuje.
Sędzia 1: Panie prokuratorze?
Prokurator: Dziękuję.
Obrońca: Także dziękuje.
Sędzia 1: Dziękujemy, to wszystko.
Sąd skończył przesłuchiwanie kolejnego świadka.
Kolejny świadek to Michał S., policjant.- O sprawie wiem tyle, ile z mediów. Znałem Bartłomieja z czasów kawalerskich, potem kontakt się zerwał. Pierwsze spotkanie z nim miało miejsce w centrum handlowym Plejada, o którym zeznawałem.
- Pamięta pan dokąłdnie to spotkanie? - pyta sąd. - Nie pamiętam dokąłdnie nawet daty, ani godziny tego spotkania, ale to wszystko już zeznawałem. To było przypadkowe spotkanie, z tego jest z resztą nawet nagranie monitoringu - odpowiada świadek.
Później dodał: - Bartłomieja po raz pierwszy od tego czasu widziałem dziś pod sądem, pani Kataryzny nie znam w ogóle. To wszystko co mam do zeznania.
Sąd odczytuje zeznania mężczyzny.
Mateusz C. skończył składanie zeznań.
Sąd wznawia rozprawę.
Sędzia 1: Staje świadek, pan Mateusz C. Lat 19, przedstawiciel handlowy, zamieszkały w Sosnowcu, w stosunku do oskarżonej - szwagier. Przysługuje panu prawo do odmowy zeznań, czy będzie pan zeznawał?
Mateusz C.: Tak, będę.
Sędzia 1: Czy pan wie, w jakiej sprawie jest świadkiem?
Mateusz C.: Tak, wiem.
Sędzia 1: Pouczam pana, że może pan wnieść wniosek o wyłączenie jawności pana zeznań, jeśli nie, to słuchamy.
Mateusz C.: Nie ma takiej potrzeby.
Sędzia 1: Co panu wiadomo w sprawie?
Mateusz C.: W samej sprawie niewiele mi wiadomo. Rozmawiałem z bratem, o tym, co się stało. To nie były długie rozmowy, wymiana paru zdań. Nie pamiętam dokładnie kiedy, o czym rozmawialiśmy. W tej rozmowie mówił mi, jak on się czuje, nie wypytywałem go o jakieś konkrety, fakty w tej sprawie.
Sędzia 1: Czy pan rozmawiał kiedykolwiek z Katarzyną w. o tej sprawie?
Mateusz C.: Nie, nigdy.
Sędzia 1: czy słyszał pan jakieś rozmowy w rodzinie na ten temat?
Mateusz C.: Słuchałem tego, co mówiono w tej sprawie, nie uczestniczyłem w nich aktywnie.
Sędzia 1: Czy posiada pan jakąkolwiek wiedzę, która mogłaby nam pomóc w ustaleniu faktów?
Mateusz C.: Jedyne co wiem, to tyle, ile dowiedziałem się z mediów. Nie znam innych faktów w tej sprawie.
Sędzia 1: Dobrze, to żeby dalej nie przeciągać, przeczytamy pana zeznania z postępowania przygotowawczego.
Sędzia odczytuje fragmenty zeznań Mateusza C. z postępowania przygotowawczego.
Fragmenty: (..) o zaginięciu Magdy dowiedziałem się na Ffacebooku, wcześniej czasem ich odwiedzałem, w moim odczuciu byli normalną rodziną. Widziałem, jak zajmowali się dzieckiem, nic nie wskazywało na to, co się stanie. Bartek czasem wspominał coś o Katarzynie, ja nie wypytywałem go o nic. Nie wiem co się stało, jaki był przebieg zdarzeń. Wszystko co wiem, to z przekazów medialnych. Z tego co wiem, to Bartek denerwował się, że w TV mówią głupoty, zamiast poczekać do końca sprawy.
Sędzia 1: Czy takiej treści składał pan zeznania?
Mateusz C.: Tak.
Sędzia 1: Jakieś pytania?
Obrońca: Dziękuję.
Prokurator: Dziękuję.
Sędzia 1: Dziękujemy za obecność panu. Do widzenia.
Zeznaje Mateusz C., szwagier Katarzyny W. - W samej sprawie nie wiele mi wiadomo. Rozmawiałem z bratem, o tym, co się stało. To nie były długie rozmowy, wymiana paru zdań. Nie pamiętam dokładnie kiedy, o czym rozmawialiśmy. W tej rozmowie mówil mi jak on się czuje, nie wypytywałem go o jakieś konkrety, fakty w tej sprawie - mówi. Dodaje, że o tej sprawie nigdy nie rozmawiał z Katarzyną W.
Sąd wznawia rozprawę.
Zakończyło się przesłuchanie Bartłomieja W. trwa przerwa w rozprawie.
Bartłomiej W.: Chciałem jednak zaznaczyć, że nie byłem nigdy świadkiem tego i nie widziałem, aby żona to robiła (przeinstalowywała system w komputerze – red.).
Obrońca: Czy przypomina pan sobie, aby pan pomagał panu Tomaszowi M. w jakiejś pracy na studia?
Bartłomiej W.: Tak, była to praca z grafiki 3D, pomagałem mu z tym, robiliśmy to na moim komputerze.
Obrońca: A kiedy to mogło być?
Bartłomiej W.: Nie pamiętam dokładnie.
Obrońca: A pora dnia, albo jak długo to robiliście?
Bartłomiej W.: Mogło być to późnym popołudniem, bo było już ciemno.
Obrońca: Jak wyglądał wasz budżet domowy?
Bartłomiej W.: Wystarczało nam od wypłaty do wypłaty. Nie przelewało się, ale zawsze też mogliśmy liczyć na pomoc ze strony rodziny.
Obrońca: Czy był to kiedykolwiek jakiś powód kłótni?
Bartłomiej W.: Jeśli ktoś narzekał to ja, ona nie. Mówiłem, że będę musiał poszukać jakiejś dodatkowej pracy. Nie było to na pewno przedmiotem kłótni.
Obrońca: Sąd pytał pana o te witryny ujęte w akcie oskarżenie. Najczęściej jakie pan odwiedzał?
Bartłomiej W.: Ciężko powiedzieć. Jestem miłośnikiem surfowania więc mogłem odwiedzać różne. Zazwyczaj to były strony związane z moim hobby – muzyką, filmami, grami komputerowymi, grami RPG, grami karcianymi, historią i jej odtwarzaniem.
Obrońca: A czy z portali społecznościowych też pan korzystał?
Bartłomiej W.: Tak, oczywiście. Miałem tam swoje profile.
Obrońca: A pana żona miała?
Bartłomiej W.: Też, miała konto na Faceobooku.
Obrońca: Takie strony jak Allegro?
Bartłomiej W.: Też.
Obrońca: A strony z tatuażami?
Bartłomiej W.: Oboje z żoną je przeglądaliśmy.
Obrońca: A jakieś kwestie techniczne dotyczące trójników, gwintów?
Bartłomiej W.: Nie przypominam sobie, może w trakcie remontu.
Obrońca: Czy strony dotyczące japonistyki mogły się tam trafić?
Bartłomiej W: Tak, strony związane z japonistyką mogły się tam znaleźć i to w szerokim spectrum.
Obrońca: Na ten moment to wszystko. Dziękuję.
Sędzia 1: Poprosimy świadka na chwilę, żeby usiadł.
Sąd postanowił na podstawie punktu 2 KPK wyłączyć jawność rozprawy w części, w której kontynuowane będzie odczytywanie zeznań Bartłomieja W. bowiem informacje w nich zawarte, pomijając ich prywatny charakter, mogłyby narażać dobre obyczaje.
Sąd postanowił wyłączyć jawność rozprawy w części, w której będzie kontynuowane odczytywanie zeznań Bartłomieja W. - Informacje te, pomijając ich prywatny charkater, mogły by narażać dobre obyczaje - wyjaśnił sąd.
Kolejny raz mecenas Ludwiczek konsultuje się z Katarzyna W. - Czy oglądał Pan strony dotyczące japonistyki? - pyta. - Tak, owszem - odpowiada. To ostatnie pytanie obrońcy.
Obrońca: Jakby pan określił zachowanie żony już po stracie córki?
Bartłomiej W: Przechodziła ze skrajności w skrajność. Zdarzało się, że nie chciała wyjść z łóżka, dla mnie stała się inną osobą, nie poznawałem jej.
Obrońca: Czy w tamtym czasie zobaczył pan, czy używała środki uspokajające?
Bartłomiej W.: Tak, oboje ich używaliśmy, to były leki ziołowe, dostępne bez recepty.
Obrońca: Czy Katarzyna była przeciwna spotkaniom pana z kolegami, celem grania w gry komputerowe?
Bartłomiej W.: Nie. Czasem sama nawet je proponowała. Jedynie miała problemy z wizytami Tomasza M., któremu zdarzało się przychodzić bez zapowiedzi albo siedzieć u nas długo.
Obrońca: Jak wyglądała kwestia rozliczania się z panem Tomaszem M. za częste podwózki, jeżdżenie samochodem?
Bartłomiej W.: Różnie. Czasem mnie podrzucił, czasem mu dawałem pieniądze lub tankowałem samochód.
Obrońca: Czy były sytuacje, że pan Tomasz M. podwoził was wraz z wózkiem?
Bartłomiej W.: Zdarzało się, tak.
Obrońca: Jak to wyglądało technicznie, bo to mały samochód jest?
Bartłomiej W.: Tak, ale przy złożeniu jednego z siedzeń, można było schować wózek. Tak woziliśmy Magdę w samej gondoli. Potem miała Magda fotelik, więc zdarzało się, że przypinaliśmy go także u Tomasza M.
Obrońca: Często tak podróżowaliście wszyscy razem?
Bartłomiej W.: Sporadycznie.
Obrońca: Czy pan miał problemy kiedykolwiek, aby nawiązać kontakt telefoniczny z żoną?
Bartłomiej W.: Zdarzało się, że miała wyłączony telefon. Prawie zawsze miała wyciszony, więc czasem nie słyszała i nie odbierała.
Obrońca: Chciałem zapytać o te medyczne problemy Magdy przy narodzinach.
Bartłomiej W.: Tyle ile pamiętam, to podczas porodu Magda miała pępowinę wokół szyi, więc przy skurczach pępowina ją podduszała. Lekarze podjęli decyzję o cesarskim cięciu. Potem po narodzinach, serce przestało bić i potrzebna była natychmiastowa reanimacja. O 1 w nocy dostaliśmy informację, że została przewieziona do szpitala dziecięcego w Klimontowie i tam zostało zdiagnozowane ogólnoustrojowe zapalenie bakteryjne, ale lekarze nie mieli pojęcia co to za bakteria i Magda była umieszczona w inkubatorze i miała podawana antybiotyki ogólne, ale nie przynosiło to rezultatu większego.
Obrońca: Odnośnie 24 stycznia, czy pan rozmawiał na miejscu, po przyjechaniu z jakimś policjantem?
Bartłomiej W.: Wydaje mi się, że tak, tam było dużo policji. Byliśmy skupieni jednak na poszukiwaniach przede wszystkim.
Obrońca: Czy pan zna kogoś z policji?
Bartłomiej W.: Jeden ze znajomych pracuje na komendzie w Sosnowcu, ale ja z nim tam wtedy nie rozmawiałem.
Obrońca: Jak pan ocenia umiejętności komputerowe żony?
Bartłomiej W.: To zależy.
Obrońca: Czy zdarzało się, że ona sama przeinstalowała system? Czy pan widział, aby działania inne niż przeglądania internetu miały miejsce u żony?
Bartłomiej W.: Nie przypominam sobie, ale na pewno dałaby radę. To jest tylko czytanie instrukcji i klikanie okienek. Moja 11-letnia siostra umie to zrobić.
Mecenas konsultuje się ze swoją klientką. I zapowiada, że jednak będzie chciał jeszcze zadać kilka pytań. Tym razem poruszany wątek dotyczy tego jakie strony odwiedzał Bartłomiej W. Mecenas Ludwiczek pyta: - Jakie strony Pan odwiedzał? - Przede wszystkim związane z filmami, muzyką grami komputerowymi, strony o historii - odpowiada Bartłomiej W. - A portale spolecznosciowe? - dopytuje obrońca. - Tak, oczywiście przyznaje świadek.
Mecenas Ludwiczek zapowiada, że poruszy jeszcze jedna kwestię. Pyta Bartłomieja W. o budżet domowy rodziny.
Pytania obrońcy Katarzyny W. nie są ułożone chronologicznie. Mecenas Ludwiczek najpierw pyta o relacje małżeńskie, potem o piece w mieszkaniu, by za chwile zapytać o to czy Bartłomiej W. pamięta czy 24 stycznia rozmawiał z jakimś policjantem i czy ten policjant to znajomy jego ojca. Teraz natomiast mecenas Ludwiczek pyta jak z obsługą komputera radzi sobie Katarzyna W.
Obrońca: Czy po przeprowadzce na swoje, zauważył pan jakieś zmiany w zachowaniu małżonki? Cieszyła się, nie cieszyła, że macie swój kąt?
Bartłomiej W.: Na pewno się cieszyliśmy, że nie jesteśmy już od rodziców, ale z drugiej strony nie było łatwo mieć cały swój dom na głowie.
Obrońca: Pan dostrzegał jakieś pozytywne zachowania jako matki i żony u Katarzyny?
Bartłomiej W.: Ja nigdy nie mogłem nic zarzucić jeżeli chodzi o opiekę nad dzieckiem, zawsze Magda była wykąpana, nakarmiona. Ja byłem większość czasu w pracy, miałem przygotowane jedzenie, dom był wysprzątany.
Obrońca: Czy pan kiedykolwiek zauważył coś, co było wymierzone w pana?
Bartłomiej W.: Na pewno trudne było dla niej to, że mnie cały czas nie było, a jak wracałem, to chciałem się położyć. Był to moment, gdy mogłem zająć się dzieckiem lub mogliśmy spędzić go sami.
Obrońca: Jakby pan opisał relację między Katarzyną a pana rodzicami i swoimi własnymi?
Bartłomiej W.: Relacje po tej kłótni były napięte, ale wydawało mi się, że obie strony starają się iść dalej. (…) Zdarzały się małe spięcia, ale to normalne, jak osoba z zewnątrz wchodzi do domu, gdzie panują już jakieś zasady.
Obrońca: Gdyby pan miał ocenić przed tą kłótnią relację między Katarzyną a pana matką. Czy to była szczera, spontaniczna relacja?
Bartłomiej W.: Wydawało mi się, że obie starały się mieć poprawne relacje. Ciężko powiedzieć, że gdzieś tam razem plotkowały, ale domowe zajęcia wykonywały razem.
Obrońca: A jak wyglądały zachowania na linii Katarzyna i jej matka?
Bartłomiej W.: Czasem wydawało mi się, że Kasia jest bardziej dorosła niż moja teściowa, która zachowywała się infantylnie, Kasia starała się trzymać rękę na pulsie.
Obrońca: To znaczy?
Bartłomiej W.: Myślała racjonalnie, starała się myśleć racjonalnie. Sama Katarzyna często mi opowiadała, że ona sama chodziła do urzędów i załatwiała sprawy za jej mamę.
Obrońca: Wspomniał pan o tym zamykaniu się w sobie przy problemach. Czy w tym kontekście miała możliwość wsparcia w mamie?
Bartłomiej W.: Oczywiście starała się rozmawiać z nią, ale nie zawsze się dało. Ja tego nie rozumiałem, dla mnie normalnym było, że jak jest problem, to trzeba pomóc.
Obrońca: Chciałem zapytać o to ubezpieczenie. Powiedział pan, że jechał pan już celem wyrobienia karty NFZ. Czy pan rozróżnia takie pojęcia jak ubezpieczenie społeczne i ubezpieczenie na życie.
Bartłomiej W.: Nie.
Obrońca: Cel wizyty w pracy pana był jeden – pobranie druku RMUA dla Madzi?
Bartłomiej W.: Tak, przy okazji zaniesienia L4.
Sędzia 1: Ale wspominał pan też o zbiorowym ubezpieczeniu?
Bartłomiej W.: Jak się zatrudniałem w zakładzie pracy, sekretarka mi przyniosła takie druki, które wypełniłem. Nigdy nie rozmawialiśmy o żadnym ubezpieczeniu na życie, czy od nieszczęśliwych wypadków.
Obrońca: Chciałbym zapytać o spacery z wózkiem z Magdą, wspominał pan, że różnie to bywało: raz sam pan, raz Katarzyna, raz ona z bratem. Co to była za okolica, spokojna?
Bartłomiej W.: Okolicę zamieszkuje dużo pracowników hut i kopalni, którzy zbierali złom i popijają pod sklepami. Jednak my nie mieliśmy nigdy problemów idąc do domu lub wracając. Zawsze było tam dużo patroli policji.
Obrońca: Czy pana małżonka znosiła sama wózek z piętra?
Bartłomiej W.: Wydaje mi się, że raz się uparła i zjechała wózkiem po schodach, ale skończyło się to bólem brzucha. Zazwyczaj ja znosiłem wózek, albo przyjeżdżał brat żony, który znosił wózek.
Obrońca: Wspominał pan, że raz doszło do kłótni z tym związanej. O co chodziło?
Bartłomiej W.: Ja jej zabraniałem znosić ten wózek, żeby nie trafiła znów do szpitala. Ona się uprała. To była jedyna taka sytuacja.
Obrońca: Chciałem zapytać o stan zdrowia Katarzyny w ciąży i tuż po niej. Jak to wyglądało?
Bartłomiej W.: Często towarzyszyły jej bóle głowy, wymioty, bóle głowy, anemię.
Obrońca: Po porodzie były jakieś problemy?
Bartłomiej W.: Były z niezabliźnieniem się rany pooperacyjnej, co trwało parę tygodni.
Obrońca: Czy to miało wpływ na jej nastrój w tym okresie?
Bartłomiej W.: Na pewno, widziałem, że jest zdenerwowana.
Obrońca: A czy nastrój przekładał się negatywnie na opiekę nad dzieckiem?
Bartłomiej W.: Nie przypominam sobie.
Obrońca: Gdyby pan opisał, czy w okresie po porodzie, były jakieś wątpliwości co do tego, czy ona udźwignie ciężar bycia matką?
Bartłomiej W.: Absolutnie. Wszystko wyglądało dobrze.
Obrońca: Taką wątpliwość przyniosła ta sytuacja z kłótnią z pana mamą. Czy było więcej takich sytuacji?
Bartłomiej W.: Jeszcze przed ślubem Katarzyna zniknęła z domu, nie odbierała telefonu. Okazało się, że była w mieszkaniu na Floriańskiej, które było remontowane. Byłem potem przewrażliwiony na punkcie tych jej ucieczek.
Obrońca: Co było powodem takiego zachowania?
Bartłomiej W.: Chodziło o ślub, ale nie pamiętam dokładnie o co konkretnie. Powiedziała mi, że to nie jest chyba dobry pomysł, pomimo iż było wszystko załatwione. Ona zamykała się w sobie i próby dialogu były skazane na niepowodzenie.
Obrońca: Czy pan odniósł wrażenie kiedykolwiek, że ona miała wątpliwości co do trafności wyboru pana na męża?
Bartłomiej W.: Już po ślubie nie.
Obrońca: Po śmierci Magdy (Katarzyna W. - red.) zaczęła wpadać ze skrajności w skrajność: to prawda?
Bartłomiej W.: Tak, po śmierci Magdy miała huśtawkę nastroju, potwierdzeniem tego było badanie wariografem. Do południa wszystko było w porządku, o ile w ogóle było to możliwe w tym okresie. Zamknęła się w pokoju, płacząc, próbowałem się do niej dostać, zadzwoniłem do rodziców, obawiałem się, że może coś sobie zrobić. Skończyło się tym, że uderzyła mnie drzwiami, potem moi rodzice przyjechali i próbowaliśmy ją uspokoić . Często się zdarzało, że raz się śmiała, żartowaliśmy a nagle zaczynała płakać. Nie mówiła o co chodzi.
Obrońca: A później, już po 24 stycznia? Jak to wyglądało?
Bartłomiej W.: To wszystko działo się po 24 stycznia czyli po śmierci Magdy.
Obrońca: Jakie były reakcje tuż po tym jak wróciła do domu ze szpitala?
Bartłomiej W.: W dniu zdarzenia, po jej powrocie nie było prawie żadnych reakcjach, bo była na lekach uspokajających, chwilami mieliśmy wrażenie, że nie wie, co się wokół niej dzieje.
Obrońca: W kolejnych dniach udało się wam do niej dotrzeć i porozmawiać?
Bartłomiej W.: Pierwszą rozmowę, taką szczerą odbyliśmy jak pierwszy raz wyszła z aresztu i wtedy mieliśmy czas i możliwość porozmawiać.
Obrońca: Chciałem się powołać na zeznania pana, na poprzedniej rozprawie, gdzie pan mówił, że taką pierwszą szczerą rozmowę przeprowadziliście w hotelu Słowik, że tam miała panu opowiedzieć, co się stało. Dziś pan mówi inaczej.
B.W: Muszę sobie przypomnieć, jak to było chronologicznie. Nie pamiętam dokładnie. To była szczera długa rozmowa, podczas gdy byliśmy pod ochroną policji też rozmawialiśmy…
Obrońca odczytuje fragment zeznań z poprzedniej rozprawy odnośnie ich pierwszej rozmowy o wydarzeniach.
Bartłomiej W.: Na pewno rozmawialiśmy też wcześniej, ale nie pamiętam, która z tych rozmów była pierwsza.
Obrońca: Chciałbym wrócić do okresu, gdy dowiedzieliście się o ciąży, bo to, jak pan mówi , postawiło w trudnej sytuacji. Pan miał jakieś obawy z tego tytułu?
Bartłomiej W.: Oczywiście, to chyba normalne. Obawy dotyczyły mieszkania, pracy, utrzymania dziecka.
Obrońca: Pan mówił o tym małżonce?
Bartłomiej W.: Tak, oboje obawialiśmy się tego samego. Z tego co pamiętam te obawy miała także Katarzyna.
Obrońca: Czy pan wie, czy Kasia mówiła jeszcze komuś o tych obawach?
Bartłomiej W.: Nie wiem tego. Czy ona się dzieliła tymi obawami z kimś jeszcze.
Obrońca: Pan wie, że Kasia prowadziła pamiętnik?
Bartłomiej W.: Tak, wiedziałem o tym. Może nie tyle pamiętnik, ile prywatny zeszyt, gdzie ma swoje zapiski i nie zaglądałem do niego.
Obrońca: Nie próbował pan zaglądać, czyli on nie był ukryty, był dostępny?
Bartłomiej W: Był między książkami i zeszytami, ale nie pamiętam dokładnie.
Obrońca: Czy tego rodzaje nastroje, ta huśtawka nastroju towarzyszyła Katarzynie także w okresie ciąży?
Bartłomiej W.: Tak, ale tej huśtawki, którą opisałem przed chiwlą nie można porównać do zmian nastroju w trakcie ciąży.
Obrońca: Czy planowaliście wtedy wspólną przyszłość?
Bartłomiej W.: Oczywiście. Kasia dwa razy zamknęła się w pokoju, ale nie może to być porównywane do tej huśtawki po 24 stycznia 2012 roku.
Obrońca: Cytując publikację: „całą ciążę przechodziła od nastroju do nastroju, nie czuła przywiązania do dziecka, bała się że ja ją zostawię”. Tak było?
Bartłomiej W.: Po prostu rozmawialiśmy, to nie były kłótnie czy awantury. Mieliśmy pewne obawy, traktowaliśmy to jak pewien problem, czy zadanie do wykonania, do którego nie byliśmy zbyt dobrze przygotowani.
Obrońca: Mogę zacytować konkretne fragmenty ze strony 73 omawianej publikacji. „Przez całą ciażę Kasia przechodziła od nastroju do nastroju, czasem mówiła, że się boi, że sobie nie wyobraża, jak my będziemy dalej żyć, że nie da sobie rady, bo jest niegotowa na to, że nie czuje przywiązania do tego dziecka, które w niej rośnie i że boi się, że ja ją zostawię, że to mnie przerośnie i ucieknę”. Czy tego rodzaju rozmowy miały miejsce?
Bartłomiej W.: Zwłaszcza na początku ciąży.
Obrońca: Jak pan reagował na tego typu obawy ze strony żony?
Bartłomiej W.: Zmiennie. Sam odczuwałem to samo, też byłem przerażony, bałem się tej odpowiedzialności jaką niesie założenie rodziny i wychowanie dziecka.
Obrońca: Czy to oznacza, że potem takich rozmów nie było?
Bartłomiej W.: Na pewno też były potem, ale nie pamiętam dokładnie już. To było dwa lata temu..
Obrońca: Inaczej. Czy był taki moment, że te obawy odeszły, że jako matka odnalazła się?
Bartłomiej W.: Nie, od czasu jak Magda się narodziła, myślałem, że to już, ale doszło do tej kłótni między moją mamą a żoną, gdzie zostawiła ona dziecko na dwa tygodnie. Wiedziałem, że te obawy są w niej zakorzenione.
Obrońca: Pan w związku z tą sytuacją – kłótni zakończonej wyprowadzką - rozmawiał z żoną?
Bartłomiej W.: Tak, to było po dniu, może dwóch po kłótni.
Obrońca: Pan powiedział, że żona zostawiła wtedy córkę. Co to znaczy zostawiła?
Bartłomiej W.: Tak czy siak, wyjście z domu, ubranie się i trzaśnięcie drzwiami to jest zostawienie dziecka, jak i mnie.
Obrońca: Z akt wiemy, że po tej kłótni wasze życie się zmieniło. Zamieszkaliście we wspólnym mieszkaniu. Czy to jakoś zmieniło zachowanie żony?
Bartłomiej W.: Tak ustaliliśmy, że zapominamy o problemie, nie będziemy o tym rozmawiać, zaczniemy wszystko od nowa, staraliśmy się zachowywać normalnie.
Katarzyna W. trzyma na kolanach skserowane materiały z jej postępowania. Cały czas je przegląda. Widać, że ma zaznaczonych bardzo wiele fragmentów. Od czasu do czasu coś notuje. Dziś bardzo rzadko kontaktuje się zarówno ze swoim obrońcą jak i jego asystentką.
Prokurator Zbigniew Grześkowiak uważnie przysłuchuje się pytaniom obrońcy. Nie zgłosił do tej pory ani razu żadnych wątpliwości, co do treści zadawanych pytań. Nie prosił także o ich uchylenie.
Mecenas Ludwiczek zapowiedział, że będzie zadawał dużo pytań w części jawnej oraz że nie ma praktycznie pytań w części, która nie będzie dostępna dla dziennikarzy. Padają kolejne pytania o relację pomiędzy małżonkami oraz relację Katarzyny W. z teściami.
Sędzia 1: Wznawiamy po przerwie. Panie mecenasie ma pan głos.
Obrońca: chciałem rozpocząć od systemu ogrzewania, a właściwie piecyka. Zeznał pan, że nie pamięta, czy żona chciała zapobiegać dymieniu. Przypomina pan sobie jakieś działania żony w tym zakresie?
Bartłomiej W.: Nie, ja to robiłem.
Obrońca: Przypomina pan sobie, żeby żona w jakimś celu kupiła modelinę?
Bartłomiej W.: Nie przypominam sobie.
Obrońca: Wspomniał pan o reakcjach swojej żony, powiedział, że nigdy wcześniej nie widział takiej reakcji u swojej żony. Jak pana żona rozwiązywała kwestie konfliktowe?
Bartłomiej W.: Pamiętam takie sytuacje na początku ciąży i w okresie naszego ślubu. Nie spodziewaliśmy się ciąży, było ogólne zaskoczenie, szok. Jeśli chodzi o ślub, to w pewien sposób żona czuje się naciskana, i skończyło się tym, że przestawał się do mnie odzywać na kilka dni, zamknęła się u rodziców swoich w domu. W ten sposób najczęściej rozwiązywała problemy – przestawała się do mnie odzywać. Natomiast nie reagowała wpadając w histerię, płacząc czy krzycząc.
Obrońca: Były przypadki, że spotkał się pan z konkretną argumentacją, chciała przekonać pana do swoich tez.
Bartłomiej W.: Oczywiście, no to chyba normalne między dwójką ludzi, ale nigdy nie było zbytnio nachalnie czy nerwowo.
Obrońca: Pytałem o sytuacje pomiędzy państwem, a czy pamięta pan, czy jakiś konflikt poważniejszy pojawił się między pana żoną a kimś innym?
Bartłomiej W.: Przypominam sobie kłótnie między Kasią z moją mamą, ale ja wtedy byłem w łazience, myłem Magdę, relację z tej kłótni znam od mojej siostry.
Obrońca: Chciałbym spytać o to, czy dostrzegł pan różnicę w zachowaniu żony przed i po wydarzeń z 24 stycznia? Mówię o reakcjach na otoczenie, otwartość na ludzi?
Bartłomiej W.: Na pewno dużo się pozmieniało u obojgu nas, czego przyczyną była utrata Madzi. Nie pamiętam dokładnych rzeczy…
Obrońca: Ja pozwolę sobie nawiązać do jednej z publikacji pt. „Moja prawda”, która uchodzi za pamiętnik pana Bartka. Są tam szczegółowe odniesienia od wydarzeń bezpośrednio przed jak i po śmierci dziecka. Czy pan jest autorem tej książki? Chciałbym, aby świadek bezpośrednio odniósł się do zapisanych tam treści.
Sędzia 1: Oczywiście panie mecenasie.
Obrońca: Czy pan jest autorem tej publikacji, chciałem zapytać o okoliczności jej tworzenia? Czy to są pana słowa, czy prze jakiegoś redaktora stworzone w oparciu o pana opowieść.
Bartłomiej W.: Zapisy w książce „Moja Prawda” są oczywiście redagowane. Proces powstawania książki wiązał się z nagrywaniem moich opowieści na dyktafon, później były spisywane, przeredagowywane, niemniej są to moje słowa. Książka powstała w sposób chronologiczny, stąd też ten tytuł pamiętników. Zapiski zmieniały się więc zatytułowanie tego pamiętnikami było koniecznie.
Obrońca: Powiedział pan, że pana poglądy zmieniały się. Od czego to zależało?
Bartłomiej W.: Nie umiem powiedzieć tego, miałem sporo czasu, zastanawiałem się nad tym, co się stało i zmieniałem poglądy w danej kwestii.
Obrońca: Posłużę się pewnymi cytatami: „nigdy, do czasu śmierci Magdy, nie widziałem agresji u Kasi”. Podtrzymuje pan to?
Bartłomiej W.: Tak, nigdy nie widziałem u niej agresji, każdy konflikt z nią kończył się tym, że ona się zamykała w sobie i nie pozwalała sobie pomóc. Dotyczyło to zarówno mnie i jak i całego otoczenia.
Obrońca: Jak reagowała na pana, na swoich najbliższych?
Bartłomiej W.: Zaczynało się od tego, że nie chciała rozmawiać, zbywała nas, a także zamykała się w pokoju lub łazience sama.
Kolejne pytanie dotyczy wypowiedzi Bartłomieja W. o reakcji jego żony. - Jak pana żona rozwiązywała kwestie konfliktowe? - pyta obrońca. - Pamiętam takie sytuacje na początku ciąży i w okresie naszego ślubu. Nie spodziewaliśmy się ciąży, było ogólne zaskoczenie, szok. Jeśli chodzi o ślub, to w pewien sposób żona czuła się naciskana, i skończyło się tym, że przestawał się do mnie odzywać na kilka dni, zamknęła się u rodziców swoich w domu. W ten sposób najczęściej rozwiązywała problemy - przestawała się mnie odzywać. Natomiast nie reagowała wpadając w histerię, płacząc czy krzycząc - wyjaśnia Bartłomiej W.
Przerwa zakończyła się, proces wznowiono,
Obrońca zaczyna pytać o system ogrzewawania, a właściwie piecyka. - Zeznał pan, że nie pamięta, czy żona chciała zapobiegać dymieniu. Przypomina pan sobie jakieś działania żony w tym zakresie?
- Nie, ja to robiłem - odpowiada Bartłomiej W.
Sędzia 1 odczytuje kolejne fragmenty zeznań Bartłomieja W.:
(…) chcę zeznać, że pamiętam 19 stycznia. Spałem wtedy długo, bo miałem nocną zmianę. Zazwyczaj spałem wtedy do ok. 16. (…) Z całą pewnością tego dnia korzystałem z laptopa i internetu. Tego dnia ok. 19 zostało wpisane: „jak zabić bez śladu”, ja tego nie wpisywałem. Jeśli ktoś to miał zrobić, to żona albo jej brat – Marcin.
(…) nic mi nie wiadomo, że ktoś mógł być w naszym mieszkaniu, nie pamiętam, żeby coś złego wtedy działo się z piecami. Chcę zeznać, że największe problemy były z piecem w salonie, jak dymił, otwieraliśmy okno, wietrząc to. W dniu 20 stycznia, jak co dzień kąpałem się i wyszedłem do pracy na nockę. Po wyjściu z domu poszedłem na autobus, by jechać do pracy, ale zmieniłem zdanie z powodu na złe samopoczucie, powiadomiłem o tym mojego kolegę z pracy Damiana G. Nie pamiętam na jakim przystanku wysiadłem, do domu wróciłem ok. 22. Po wyjściu z autobusu poszedłem prosto do domu, Kasię telefonicznie powiadomiłem, że do pracy nie pójdę. Na pewno nie byłem informowany, że coś się dzieje, jeśli chodzi o zaczadzenie, czy zadymienie mieszkania, Kasia nie dawała znać.
(…) zdarzało się, że po powrocie po nocce widziałem córkę śpiącą w naszym łóżku. W dniu 21 stycznia spotkałem się z kolegami, mieliśmy grać w gry sieciowe. Nie pamiętam, czy wtedy mieliśmy zostawić Magdę u rodziców.
(…) nie miałem w zwyczaju kasować historii konwersacji na Facebooku, historii przeglądań itp. Mieliśmy swoje profile odrębne ze swoimi hasłami.
(…) na pewno nie było takich sytuacji, że wróciłem do domu, a było zakopcone, zadymione. Nie było takiej opcji.
(…) jeśli chodzi o ustalenia z dnia 24 stycznia, pytałem żony, czy mogą przyjść koledzy. Jeśli chodzi o różnice w zeznaniach wynikają one z wielkich emocji, jakie mi towarzyszyły na miejscu znalezienia mojej żony.
(…) znajomy Jacek Ch. obiecał , że postara się pomóc kontaktując nas z Rutkowskim. Skontaktował się z nim, podał mi jego numer telefonu. W czasie rozmowy poinformował mnie, że zna sprawę i wkrótce przyjedzie do Sosnowca. O ile dobrze kojarzę, Rutkowski przyjechał jeszcze tego samego dnia. Przyjechał z jakimiś osobami, nie pamiętam - jedną czy dwiema. (…) nie mówili nam czy mają sprecyzowany plan działania, pytali czy mamy wrogów. Rutkowski nam powiedział, z jakimi gazetami współpracować. Jego udział sprowadzał się do udziału w konferencjach, resztę czynności wykonywali jego pracownicy (…)
Pracownicy Rutkowskiego namierzali jakiś czas narzeczeństwo, które mieszkało naprzeciwko. Byli na początku w kręgu potencjalnie podejrzanych. Ludzie Rutkowskiego pomogli nam też przy ulotkach i plakatach. Jeśli chodzi o współpracę z mediami, Rutkowski mówił, na czym ma polegać. Jakby pojawiały się nieprawdziwe informacje, konferencje miały je prostować. Rutkowski mówił też o portrecie pamięciowym , który został sporządzony na podstawie instrukcji żony telefonicznie przekazywanych rysownikowi. Na początku pojawiało się od Rutkowskiego bardzo wielu ludzi, nie wiem, który z nich był detektywem, wiem, że on sam licencji nie ma, zabrano mu. Później długo rozmawiałem z Rutkowskim o badaniu wariografem. Moi rodzice mówili, że to dobry pomysł. Kasia też miała brać w nim udział.
(…) wieczorem pracownik Rutkowskiego powiedział, że mają nowe informacje od kogoś. Pojechałem z nim pod Urząd miasta w Sosnowcu. Nikt nie przyszedł, czekaliśmy dwie godziny. Potem pojechaliśmy do hotelu Trojak, gdzie Rutkowski zapytał mnie, czy pomagałem Kasi, która właśnie się przyznała. Potem poszliśmy do pokoju Kasi, gdzie była kamera, nie była ona ukryta. Nagrania zobaczyłem potem w mediach. Po czasie uważam, że dobrze zrobił ujawniając te nagrania. Nie mam do niego żalu z tego powodu.(…) na początku myślałem, że oni zmusili Kasi do powiedzenia tego, co powiedziała. Zapytałem ją, czy została zmuszona, powiedziała, że nie, że ma dość noszenia prawdy w sobie. Potem już do tego nie wracaliśmy.
Sędzia 1: czy takiej treści pan składał zeznania. Podtrzymuje to pan?
Bartłomiej W.: Tak.
Sędzia 1: Jakieś pytania, panie prokuratorze?
Prokurator 1: Jedno pytanie. W piątek, 20 stycznia, jak pan wracał do domu, jak pan wszedł przez bramę?
Bartłomiej W.: jeśli chodzi o moje wejście w nocy na posesję, nie pamiętam, czy brama od posesji była zamknięta, ale ja zazwyczaj miałem klucze, mogłem sobie więc otworzyć samemu.
Sędzia 1: Czy są jeszcze jakieś pytania?
Prokurator 1: Dziękuję.
Sędzia 1: Panie mecenasie?
Obrońca: Czy mogę prosić o krótką przerwę techniczną? Pytań do części jawnej będzie dużo.
Sędzia 1: 15 minut przerwy zarządzam.
Mecenas Ludwiczek prosi o zarządzenie przerwy. Zapowiada też, że będzie miał dużo pytań do Bartłomieja W.
Sędzia zarządza 15 minut przerwy.
Bartłomiej W. podtrzymał swoje zeznania.
Teraz głos został oddany prokuratorowi. Prokurator: - Ja mam tylko jedno pytanie. Kiedy wchodził Pan na teren posesji 20 stycznia ,to czy brama była zamknięta?
Bartłomiej W. twierdzi, że nie pamięta.
Sędzia 1: Zanim będziemy kontynuować dalsze odczytywania, przypominamy stronom, że świadek nie chciał wyłączenia jawności, jednakże pewne fragmenty, które za chwilę odczytamy, dotyczą bardzo osobistych spraw i w małym stopniu tą jawność wyłączymy na wniosek obrońcy. Póki co odczytamy jeszcze kilka fragmentów zanim przejdziemy do tychże właśnie fragmentów z wyłączeniem jawności.
(….) jeśli chodzi o wersję zdarzenia z 24 stycznia, którą znam od żony – wróciła po pampersy, wtedy Magda wypadał jej z rąk i uderzyła głową o próg. Nie wypytywałem o konkrety, bo to było bardzo bolesne. Zawsze potem mówiła to samo, odnośnie tych zdarzeń. Zapytałem ją też o wchodzenie na takie strony, zawsze zaprzeczała, ale tego nie da się sfingować, ktoś na pewno z naszego komputera takie frazy wpisywał.(…)
(…) dziecko kładło się spać ok. 22, ale było to elastyczne, Kasia dawała jej jedzenie ok. północy, żeby jak najdłużej można było spać. Córkę zostawialiśmy u rodziców, jak miał ktoś do nas przychodzić. To my wybieraliśmy, gdzie ją zostawimy , w zależności od tego, jakie mieli plany rodzice, moi lub Kasi.(…)
(…) gdy Kasia jechała do mamy, to dzwoniła do brata lub taty, żeby jej pomóc, wózek był ciężki, a Kasia po ciąży miała jeszcze problemy ze zdrowiem. (…) nie pamiętam czy 24 stycznia się zapowiadałem u rodziców, że przyjdę po drzewo, czasem przychodziłem niezapowiedziany. W styczniu 2012 faktycznie zaciągnęliśmy kredyt, na zakup pralki i komputera. Rata wynosiła ok. 120 złotych, to był jedyny nasz kredyt. Ani ja ani żona i córka nie byliśmy ubezpieczeni na życie. Mieliśmy to organizować dopiero.
(…) o słowach Rutkowskiego, że wie o ludziach, którzy mieli pomagać żonie w chowaniu zwłok, dowiedziałem się z internetu. Byłem zdziwiony nimi, bo nie mam pojęcia, kto to mógłby być. W parku Żeromskiego byłem wielokrotnie, to blisko mojego miejsca zamieszkania, spacerowaliśmy tam często. 19 stycznia w toku kolejnych przesłuchań przypomniałem sobie, co dokładnie robiliśmy – fotomontaż do szkoły Tomka M.
Sedzia 1: czy podtrzymuje pan zeznawania?
Bartłomiej W.: Tak, podtrzymuję.
Sędzia 1: Wracając do wyjaśnień pana żony, co do okoliczności śmierci, czy w tej relacji państwa córka miała wypaść Katarzynie W.? Czy kiedykolwiek mówiła , że się odepchnęła?
Bartłomiej W.: Kasia Mówiła, że Magda jej wypadła, odchyliła się do tyłu i wypadła.
Sędzia 1: Jest pan pewien, że mówiła, że się odchyliła i wypadła?
Bartłomiej W.: Tak mówiła na pewno.
Sędzia 1: Czemu zatem w protokole przesłuchania tego pan nie powiedział?
Bartłomiej W.: Nie pamiętam. Wydaje mi się, że od początku o tym mówiłem, że tak wyglądała relacja żony co do wypadku.
Sędzia 1: Czy to pana jest podpis pod tym protokołem? Czytał go pan?
Bartłomiej W.: Tak, mój.
Sędzia 1: Dobrze, odczytamy dalej. Proszę spocząć.
Sąd pokazuje protokół z przesłuchania i pyta czy to podpis świadka jest pod tym dokumentem. Bartłomiej W. potwierdza: - Tak to mój podpis. Sąd znów prosi Bartłomieja o zajęcie miejsca na ławie dla publiczności. Sąd odczytuje kolejne zeznania.
- Czy kiedykolwiek pana żona mówiła, że córka się odepchnęła? - pyta sąd. - Kasia mówiła, że Magda jej wypadła, odchyliła się do tyłu i wypadła. - Jest pan pewien, że mówiła, że się odchyliła i wypadła? - Tak mówiła na pewno - zapewnia Bartłomiej W.
Sąd odczytuje pozostałe protokoły z zeznań Bartłomieja W., które według sądu mogą mieć charakter jawny. Sąd jednocześnie zwrócił się do stron, by podczas jawnej części rozprawy nie zadawali pytań dotyczących fragmentów, które zostaną odczytane dopiero, gdy dziennikarze opuszczą salę rozpraw
Sąd zapowiedział, że niektóre fragmenty zeznań Bartłomieja W. będą wyłączone z jawności. Nie uzasadnił dlaczego. Prawdopodobnie chodzi o bardzo osobiste i intymne informacje jakie znajdują się w protokołach.
Sędzia 1 kontynuuje odczyt fragmentów zeznań Bartłomieja W.:
Fragmenty: (…) chciałbym prosić o udostępnienie wyników badań mojego komputera. Faktycznie, w wynikach były takie frazy jak „śmierć niemowlaka”, „zaczadzenie niemowlaka”, „zasiłek pogrzebowy”, „pogrzeb dziecka”. Żadnej z tych fraz nie wpisywałem osobiście, nie widziałem o ich wpisywaniu. (…)
(…) nie pamiętam co robiłem dnia 20 stycznia. Pamiętam, że rano obudziła mnie córka, nie pamiętam, kto był u nas wtedy w domu, mógł być brat Kasi, Marcin W, który często u nas bywał. Nie poszedłem wtedy do pracy, bo byłem chory, nie pamiętam, czy wychodziłem z mieszkania tego dnia.
(…) Przypominam sobie, że wpisywanie frazy o zaczadzeniu 20 stycznia, mogło mieć miejsce, faktycznie, sprawdzaliśmy coś z żoną.
(…) Kasia bała się zaczadzenia, rozmawiałem z nią, tłumaczyłem jej ten mechanizm, wtedy mogło dojść do wpisywania tych fraz w wyszukiwarce.
(…) historię połączeń w moim komputerze usunąłem raz, w dzień, kiedy to wszystko się rozpętało. Miałem problem z wyszukiwarką, zacinała mi się muzyka, której słuchałem. Miałem nadzieję, że to pomoże. Przypomniałem sobie o tym fakcie po czasie dopiero. (…)
(…) odnośnie zdarzeń z 4 kwietnia 2012: obudziłem się rano i zobaczyłem, że nie ma żony, a drzwi są zamknięte. Gdy wszedłem do kuchni, zobaczyłem list od żony. Treść tego listu, który rzekomo zostawiła żona, była publikowana w mediach, ale to nieprawda. Ten w mediach był wydrukowany, w rzeczywistości zostawiła mi list pisany odręcznie. Sprawdzając dom, zobaczyłem, że brakuje jej rzeczy osobistych.
(…) miałem chyba ze dwie pary rękawiczek roboczych, które dostałem pracując w firmie przy kontroli jakości. Często je dostawaliśmy, nie wszystkie się zużywały więc ciężko je było wyrzucić.
Sędzia 1: Czy podtrzymuje pan te zeznania?
Bartłomiej W.: Tak, podtrzymuję.
Sędzia 1: Jeśli chodzi o to zdarzenie z wentylacją państwa mieszkaniu, okazało się, że są dwa kominy odprowadzające?
Bartłomiej W.: Tak, w naszym mieszkaniu i sąsiadów z dołu, istnieją dwa różne kominy odprowadzające spaliny.
Sędzia 1: Mówiła pan, że grzaliście grzejnikiem na prąd, bo z piecem były problemy. Tak to wyglądało?
Bartłomiej W.: Zdarzało się ,że moja żona sama rozpalała piece, ale najczęściej bezskutecznie.
Sędzia 1: Kilkukrotnie pan akcentuje, że pierwszy raz widział pan w takim stanie żonę, po rzekomym porwaniu. Czy wcześniej pan widział i słyszał płacz żony?
Bartłomiej W.: Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej płakała, czy wpadła w histerię.
Sędzia 1: Proszę usiąść jeszcze na chwilę
Część zeznań Bartłomieja W. będzie wyłączona z jawności.
Bartłomiej W. znów został poproszony o zajęcie miejsca na ławie dla publiczności. Sąd będzie odczytywał kolejne protokoły z jego przesłuchań.
Bartłomiej W. znów odpowiada na pytania sądu. Pytania dotyczą tego jak działały piece znajdujące się w mieszkaniu W.
Sąd pyta: - Czy kiedykolwiek słyszał Pan płacz własnej żony? - Nie przypominam sobie, aby tak histerycznie płakała, jak wtedy gdy dzwoniła 24 stycznia - odpowiada.
Obrońca Katarzyny W. mecenas Arkadiusz Ludwiczek na swoim stole nie ma praktycznie wolnego miejsca. Na całej powierzchni rozłożone są dokumenty. To akt oskarżenia, kopie akt sprawy, wniosek o powołanie nowych biegłych.
Mecenas Ludwiczek ma także do dyspozycji laptopa. Co kilka minut wraz z asystentką sprawdza coś w komputerze. Dla odmiany prokurator ma zaledwie jeden plik dokumentów.
Sąd odczytuje kolejne zeznania Bartłomieja W.
Mężczyzna w toku postępowania był przesłuchiwany kilkukrotnie. Materiał jest bardzo obszerny. Dlatego też drugi termin podczas którego Sąd przesłuchuje męża oskarżonej Katarzyny W. Bartłomiej W. siedzi obok dziennikarzy w miejscu dla publiczności. Uważnie słucha czytanych przez Sąd protokołów z jego zeznań. Nie patrzy na żonę.
Świadkowie, którzy nie zostaną przesłuchani, to osoby nie mające bezpośredniego związku z wydarzeniami, które miały miejsce 24 stycznia. To m.in. znajomi Katarzyny W i Bartłomieja W.
Sędzia 1 odczytuje kolejne fragmenty zeznań Bartłomieja W.
(…) Katarzyna po urodzeniu córki nie pracowała, więc cały czas zajmowała się nią. Nigdy nie braliśmy żadnej opiekunki, jak potrzebowaliśmy wyjść sami, zostawialiśmy Magdę u rodziców moich lub jej. (…)
Gdy byłem u rodziców, gdzie przyszedłem po drzewo, zadzwoniła do mnie Kasia, że zapomniała pampersów i musiała wrócić. Potem zadzwoniła ponownie, że jedzie w stronę swojej mamy. Kiedy już z drewnem wróciłem do domu, ok.18 zadzwoniła ponownie, że została napadnięta, połkała, niewiele mogłem zrozumieć. (…) Na miejscu, z rozpytania żony wynikało, że nie widziała, kto ją zaatakował. Nie mieliśmy wrogów, długów, nie zażywaliśmy alkoholu i narkotyków. Nikogo nie oskarżam o to porwanie. (…)
(…) kiedy braliśmy ślub cywilny, Kasia była w 4 miesiącu ciąży. Magda urodziła się jako wcześniak, miała sporo problemów ze zdrowiem. Na początku zamieszkaliśmy u moich rodziców, potem u mamy Kasi. Pod koniec lipca przeprowadziliśmy się do swojego wynajmowanego mieszkania na ul. Floriańskiej. Nie mieliśmy żadnych problemów większych, nie mieliśmy wrogów. Co do problemów mojej mamy z Kasią – wynikały głównie z tego, że moja mama podważała moje ojcostwo na początku.
(…) gdy dotarłem na miejsce zdarzenia, zostałem przy Kasi, od razu też zaczęliśmy organizować ludzi do poszukiwań Magdy. Nie marnując czasu zaczęliśmy pytać ludzi, czy czegoś nie widzieli. Potem pojechałem na komisariat, gdzie składałem zeznania.
(…) w dniu 24 stycznia 2012 obudziła mnie żona, byłem chory, chciałem jechać do pracy zanieść L4, zadzwoniłem do kolegi Tomasza M. żeby mnie podwiózł do pracy, zgodził się. Tego dnia nie planowaliśmy wyjścia żony z dzieckiem do rodziców, po złożeniu L4 zostałem podwieziony do domu, Tomasz M. wszedł ze mną do domu. Siedzieliśmy dość długo, oglądaliśmy filmy w Internecie. Ustalaliśmy też plan na resztę dnia. (…)
(…) kiedy dzwoniła do mnie ostatni raz żona nie była zdenerwowana, zdyszana. Ja byłem w domu, przyszedł do mnie kolega z komputerem, podpięliśmy go. Kiedy mijały kolejne minuty, zacząłem się niepokoić, bo żona zawsze dzwoniła mówiąc, że doszła na miejsce. Tym razem tak nie było. Zadzwoniłem więc ja, Kasia była roztrzęsiona, płakała, mówiła, że Magdy nie ma. Szybko ruszyliśmy na miejsce, Kasia była już karetce, mówiła chaotycznie, była roztrzęsiona, pierwszy raz widziałem ją w takim stanie, zazwyczaj w nerwach milkła. Po chwili gdy się uspokoiła, zaczęła relacjonować co się stało. (…) Gdy przyjechałem, nie było jeszcze policji, musieli przyjechać jak byłem z Kasią w karetce. Po jakimś czasie zaczęły zjeżdżać kolejne patrole.(…) przeszukaliśmy klatki nieopodal, zaczęliśmy pytać ludzi. Nie doszliśmy do miejsca, które potem wskazała żona, było ono daleko od tego miejsca, nie przypuszczaliśmy, że aż tam można iść (…)
(…) znajomy Jacek Ch. zaproponował pomoc Krzysztofa R. do którego miał telefon, zgodziłem się. Przyjechał na miejsce po kilku godzinach.(…)
(…)Miała miejsce taka sytuacja, że przy kąpieli Magdy u moich rodziców, pokłóciła się z domownikami, wyszła i nie wróciła przez tydzień. Relacja mojej mamy z Kasią był trudna, mama nie lubiła jej, przez ciążę zawaliłem studia i miała mi to za złe. Ponadto podważała moje ojcostwo. (…)
(…) Ludzie Rutkowskiego i on sam zorganizowali swoistą mistyfikację. Zabrano nas do hotelu Trojan, posadzono w innych pokojach i zaczęła się gra operacyjna, jak się potem okazało. Rutkowski mówił mi, że Kasia się rozsypała, wszystko powiedziała i za chwilę się przyzna, żebym mówił, co się stało, bo są świadkowie zdarzenia. (…)
(…) Jeżeli chodzi o stosunki finansowe z detektywem od razu powiedział, że wszystko robi za darmo i nie weźmie ani grosza od nas. Co do badania wariografem, nie doszło do niego z powodu odmowy mojej żony.
Przed przesłuchaniem Bartłomieja W. sąd zaproponował stronom, aby sześciu świadków nie wzywać, a ich zeznania z postępowania przygotowawczego w prokuraturze uznać za odczytane. Prokurator zgodził się na tę propozycję.
Obrońca wstępnie także. Poprosił jednak o to, aby ostateczną odpowiedź mógł dostarczyć do 10 dni. Wtedy też obrona zamierza przedstawić wniosek o powołania kolejnych świadków, którzy nie znaleźli się w akcie oskarżenia.
Katarzyna W. podczas przesłuchania męża cały czas notuje. Bardzo uważnie słucha każdego jego słowa. Obecnie odczytywane są zeznania składane przez Bartłomieja W.
Sędzia 1 odczytuje fragmenty zeznań świadka.
Fragmenty: Na początku związku małżeńskiego mieszkaliśmy razem w wynajmowanym mieszkaniu w Sosnowcu, do momentu tragedii nasze relacje były bardzo poprawne. Nic nie wskazywało wcześniej na to, że ona może uciec, odejść ode mnie(…) Kasia obawiała się badania wariografem, rozmawialiśmy o tym długo w nocy. Byłem skłonny przełożyć datę badania. Poszedłem spać razem z Kasią, obudziłem się sam po 9. Jak się okazało budzik był nastawiony na 9.50. Jak wstałem, Kasi nie było w łóżku, ani w mieszkaniu. Nie wiem, czy ktoś jeszcze miał klucz do tego mieszkania. Kiedy wstałem, zobaczyłem na dywanie przy drzwiach ślady błota. Kiedy wszedłem do kuchni, na stole zobaczyłem list od żony, ona pisała, że mnie kocha, ale musi sama sobie poukładać życie, bo zarówno ja jak i rodzina zbyt dużo przez nią wycierpieliśmy. Kiedy otworzyłem drzwi okazało się, że przyjechało po mnie dwóch pracowników Rutkowskiego, kazali mi sprawdzić, czy nie zginęły rzeczy osobiste Kasi. Faktycznie tak było. (…) Kiedy otworzyłem zeszyt, który należał do Kasi zauważyłem jeszcze jeden list dla mnie. Po jakimś czasie przyjechał K. Rutkowski, pojechaliśmy na policję zgłosić zaginięcie żony. (…) żona co jakiś czas miały stany gorszego nastroju, była osobą impulsywną, najpierw działała, a potem nad tym myślała.
Sędzia 1: To tyle z tego protokołu. Gdyby pan chciał powstać. Czy tak pan zeznawał?
Bartłomiej W.: Tak.
Sędzia 1: Tu było zdanie, że Kasia bała się badania wariograficznego. O co chodziło?
Bartłomiej W.: Podczas rozmowy z żoną dzień wcześniej, odniosłem wrażenie, że nie chce tego badania.
Sędzia 1: Mówiła dlaczego?
Bartłomiej W.: Stwierdziła, że to kolejny wymysł pana Rutkowskiego, mający na celu zwiększenie szumu medialnego i polepszenie jego reklamy.
Sędzia 1: Czy były jakieś inne obawy?
Bartłomiej W.: To jedyna rzecz, o której mówiła. Ona nie mówiła, że obawia się wyniku, tylko, że nie chce brać udziału w tych badaniach, ale ja poczułem się zbywany takimi odpowiedziami. Miałem wrażenie, że była to odpowiedź, która miała mnie zadowolić.
Sędzia 1: Miał pan wątpliwości?
Bartłomiej W.: Tak, rozmawialiśmy o tym do 5 rano. Zapewniała, że wszystko jest w porządku, ale badania nie chciała. Ja zapewniałem ją, że możemy to badanie przełożyć, jeśli jest cokolwiek, czego nie powiedziała jeszcze.
Sędzia 1: Proszę usiąść, przeczytamy dalszy ciąg pana zeznań.
Sąd odczytuje dalszy ciąg zeznań.
Sąd odczytuje fragmenty zeznań świadka.
Sąd pyta Bartłomieja W., czy Katarzyna W. bała się badania wariograficznego. - O co chodziło? - pyta sąd. - Podczas rozmowy z żoną dzień wcześniej, odniosłem wrażenie, że nie chce tego badania - wyjaśnia świadek. - Stwierdziła, że to kolejny wymysł pana Rutkowskiego, mający na celu zwiększenie szumu medialnego i polepszenie jego reklamy - dodał. Barłomiej W. zaznaczył, że jego żona nie obawiała się wyniku, tylko, że nie chce brać udziału w tych badaniach. - Ale ja poczułem się zbywany takimi odpowiedziami. Miałem wrażenie, że była to odpowiedź, która miała mnie zadowolić - powiedział.
Sędzia 1: Gdyby pan mógł stanąć na środek. Stawia się świadek Bartłomiej W. ponownie. Będziemy kontynuowali przesłuchanie zeznań. Czy ma pan coś nam do zakomunikowania?
Bartłomiej W.: Możemy zaczynać.
Sędzia 1: Czy w styczniu ub.r. pan lub pana małżonka baliście się o życie lub zdrowia Magdaleny?
Bartłomiej W.: Wręcz przeciwnie. W nocy kilka dni wcześniej dzwoniliśmy do mamy mojej, pochwalić się, że Madzi wychodzi pierwszy ząbek. Nie obawialiśmy się w żadnym stopniu o jej życie i zdrowie. Jej stan zdrowia nie był zły ani gorszy niż dotychczas.
Sędzia 1: Już raz o to pytałem, ale czy kiedykolwiek sprawdzaliście z żoną informacje w internecie o pochówku niemowląt, to było przedmiotem waszych rozmów?
Bartłomiej W.: Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat, nigdy nie sprawdzaliśmy w internecie żadnych informacji dotyczących pochówku dzieci, nie dyskutowaliśmy o kremacji czy tradycyjnym pochówku, czy zasiłkach pogrzebowych.
Sędzia 1: Czy kiedykolwiek pan lub pana małżonka oglądaliście filmu „Kolory zbrodni” czy „Freedom land”?
Bartłomiej W.: Nie, nigdy.
Sędzia 1: Jak to było z tym ubezpieczeniem córki w PZU? Pan ubezpieczał córkę? Jakie ono miało charakter? Kto był pomysłodawcą tej inicjatywy?
Bartłomiej W.: Z tego co pamiętam to od razu po urodzeniu Madzi rozmawialiśmy o ubezpieczeniu Madzi, chodziło o ubezpieczenie zdrowotne.
Sędzia 1: Czy była też rozmowa o ubezpieczeniu na życie?
Bartłomiej W.: Na pewno nie rozmawialiśmy o tym. Nie pamiętam, czy ubezpieczenia miało taką opcję obejmować, czy nie.
Sędzia 1: Czy pan pamięta, czy małżonka monitowała pana o szybsze ubezpieczenie?
Bartłomiej W.: W styczniu 2012 małżonka zaczęła mnie ponaglać, zresztą nie tylko ona, bo Magda nie miała wyrobionej karty NFZ i wiązało się to z problemami podczas wizyt u lekarza.
Sędzia 1: Jeżeli chodzi o kwestie stricte (ubezpieczenia - red.) na życie? Pan sobie tego nie przypomina?
Bartłomiej W.: Nie.
Sędzia 1: Czy jeszcze coś pan chce dodać do tego?
Bartłomiej W.: Mogę jedynie dodać, że papiery z pracy, które dostałem niezbędne do ubezpieczenia, jeżeli dobrze pamiętam, było to 24 stycznia, gdy pojechałem z L4.
S1: Proszę usiąść, odczytam fragmenty pana zeznań.
Sąd pyta o ubezpieczenie na życie dla małej Magdy. Bartłomiej W. nie przypomina sobie, żeby takie było wykupione.
Przyznał jednak, że żona w styczniu zaczęła ponaglać go ws. wyrobienia ubezpieczenia zdrowotnego dla dziecka.
Bartłomiej W. mówi także, że nigdy nie rozmawiał z Katarzyną W. o pochówku niemowląt, nie sprawdzali razem także w sieci żadnych informacji dotyczączących pochówku dzieci i nie dyskutowali o kremacji czy tradycyjnego pochówku. Sąd pyta mężczyznę, czy kiedykolwiek on lub jego żona oglądali filmu "Kolory zbrodni" bądź "Freedom land. - Nie, nigdy - odpowiada przesłuchiwany.
Sąd pyta Bartłomieja W., czy w styczniu ubiegłego roku on lub jego żona bali się o życie swojej córki.
- Wręcz przeciwnie. W nocy kilka dni wcześniej dzwoniliśmy do mamy mojej, pochwalić się, że Madzi wychodzi pierwszy ząbek. Nie obawialiśmy się w żadnym stopniu o jej życie i zdorwie. Jej stan zdrowia nie był złym ani gorszy niż dotychczas - odpowiada Bartłomiej W.
Sędzia 1 rozpoczyna rozprawę: Oskarżona stawiła się osobiście, stawił się świadek Bartłomiej W.. Zanim przystąpimy do kontynuacji przesłuchania świadka, chciałem załatwić kilka kwestii formalnych. Gdyby mógł pan chwilkę poczekać na zewnątrz. Proszę państwa, dotychczas nie było czasu o tym porozmawiać, sąd uznał, że zeznania kilku świadków (…) O przeprowadzenie przesłuchania bezpośredniego wnioskował pan prokurator. Z przeprowadzonego dotychczas postępowania wynika, że przesłuchanie bezpośrednie nie będzie konieczne. Czy wyrażacie państwo zgodę na inną formę przeprowadzenia dowodu? Byłoby to w formie odczytania zeznań sześciu świadków.
Prokurator 1: Zgadzam się
Obrońca: Ja poproszę o tydzień czasu do zapoznania się z materią.
Sędzia 1: Oczywiście. Przechodząc do merytorycznej części… poprosimy o przywołanie świadka Bartłomieja W.
Prokurator 1: Jeszcze jedna kwestia: Dowiedziałem się z mediów, że będzie wnoszony wniosek o uchylenie aresztu…
Sędzia 1: Faktycznie będziemy rozpatrywać dziś dwa wnioski: mija termin aresztu oskarżonej, ta sprawa zostanie rozpatrzona, będziemy także się zastanawiać nad wnioskiem o powołanie nowego zespołu biegłych.
Prokurator 1: Chciałbym się zapoznać z tymi wnioskami, żeby potem nie przedłużać.
Sędzia 1: Proszę o wezwania świadka na salę rozpraw.
Rozpoczyna się przesłuchanie męża oskarżonej, Bartłomieja W.
Na sali obecni są Katarzyna W., jej mąż Bartłomiej.
Rozprawa rozpoczęła się.
Dotychczas w procesie Katarzyny W. odbyło się dziewięć rozpraw: 18 lutego, 4 marca, 18 marca oraz 2 i 15 kwietnia, 7 maja, 15 maja, 12 czerwca i 17 czerwca.
Podczas poprzedniej rozprawy sąd kontynuował przesłuchiwanie biegłych z zakresu medycyny sądowej, którzy wydawali opinię o przyczynie śmierci dziecka.
Dopytywani przez obrońcę Katarzyny W. biegli podtrzymali wcześniejsze ustalenia, że było to gwałtowne uduszenie.
Ponieważ obrońca nie wyczerpał swoich wszystkich pytań, sędzia Adam Chmielnicki zobowiązał go do przedstawienia ich na piśmie. Biegli mieli odpowiedzieć na nie tą samą drogą.
Nowi biegli
Po zakończeniu rozprawy z 17 czerwca, adwokat Katarzyny W., mec. Arkadiusz Ludwiczek przedstawił dziennikarzom linię obrony. Zgodnie z nią niemowlę miało zginąć w wyniku skurczu krtani, będącego następstwem uderzenia o podłogę.
Zapowiedział, że będzie kwestionował wykluczenie przez biegłych tej możliwości. Zdaniem prokuratura Zbigniewa Grześkowiaka, obrona próbuje wykazać, że istniały inne możliwości zgonu.
- Próbuje, ponieważ biegli odrzucają te koncepcje, wyjaśniając dlaczego ta, którą przyjęli, jest jedyną, która wychodzi z materiału dowodowego - stwierdził oskarżyciel, jeszcze zanim mec. Ludwiczak przedstawił dziennikarzom linię obrony.
Śmierć dziecka
Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca.
Według relacji matki, dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta. Na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu. Zdaniem prokuratury Katarzyna W. plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia, wcześniej próbowała zatruć córkę tlenkiem węgla. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut.
Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Według niej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę i zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.
Autor: MAC, nsz/tr / Źródło: PAP, TVN24