- Żadnego zaskoczenia, a raczej potwierdzenie przeczuć i to tych najgorszych - to najczęstsze komentarze części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej na raport MAK. Ci, którzy stracili 10 kwietnia swoich najbliższych zwracają też uwagę na jednostronność oceny przyczyn katastrofy, które składane są na karb strony polskiej.
- Człowiek myślący mógł się tego spodziewać - raport MAK na temat katastrofy smoleńskiej jest zupełnie niewiarygodny. Dezinformuje opinię światową, przedstawia wersję wydarzeń, którą Rosjanie chcą przekazać światu. Natomiast nie ma to nic wspólnego z prawdą. Prawdziwe jest tylko stwierdzenie, że raport został przygotowany na zlecenie rządów polskiego i rosyjskiego - powiedziała Beata Gosiewska, wdowa po Przemysławie Gosiewskim.
- Rosjanie całą winą obarczają Polaków, a kontrolerzy zdaniem pani Anodiny wykonywali wszystko dobrze. W warunkach kiedy panuje bardzo gęsta mgła powinno się chyba zakazać lądowania, a oni powiedzieli spróbujecie. Tam leciało 96 osób, w tym prezydent dużego europejskiego kraju. Dla mnie to karygodne – dodał z kolei Sebastian Putra, syn zmarłego wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Putry.
Kapitulacja i hańba
Członkowie rodzin najbardziej oburzeni są jednak faktem, że raport całkowicie oczyszcza stronę rosyjską z jakiejkolwiek odpowiedzialności.
- Wedle raportu MAK, strona rosyjska nie odpowiada za nic - nawet za to, że prawdopodobnie wprowadzali w błąd pilotów. Jest to szokujące stwierdzenie i zupełnie dyskwalifikuje tych, którzy takie treści podają - mówiła Gosiewska.
Zarówno Paweł Deresz, mąż tragicznie zmarłej w katastrofie smoleńskiej posłanki Jolanty Szymanek-Deresz jak i Izabella Sariusz-Skąpska, córka prezesa Federacji Rodzin Katyńskich Andrzeja Sariusz-Skąpskiego, Andrzej Melak, brat Stefana Melaka, byłego przewodniczącego Komitetu Katyńskiego i Magdalena Merta, żona wiceministra kultury Tomasza Merty, mówili, że nie są zaskoczeni raportem. Sprawdza on ich przewidywania i to te najgorsze, jeśli chodzi o podział odpowiedzialności między stronę polską i rosyjską.
- Jestem teraz ciekaw reakcji polskiej strony, a przede wszystkim polskiego rządu na rosyjski raport. Interesuje mnie też, jak potoczą się dalej losy śledztwa. Zakładam, że powstaną dwa oddzielne raporty, będą więc dwie prawdy o tragedii smoleńskiej i niezwykle trudno będzie o jej wypośrodkowanie - powiedział Deresz.
- To jest całkowita kapitulacja Polski. Okazuje się, że Rosjanie, nawet ich kontrolerzy na lotnisku Siewiernyj, byli w porządku. Samolot był idealny, a wszystko co było złe uczynili Polacy. Absolutnie się z tym nie zgadzam. I uważam, że aby całkowicie wyjaśnić katastrofę należy powołać międzynarodową komisję. Najwyższy na to czas - stwierdził z kolei Melak dodając, że "postępowanie rządu w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy samolotu pod Smoleńskiem to chyba największa hańba w dziejach Polski".
"Presja była oczywista, tylko jaka"
Izabella Sariusz-Skąpska zwróciła uwagę, że dla każdego, kto kiedykolwiek miał kontakt z zapisem z czarnych skrzynek, kwestia wywieranej na członków załogi presji była oczywista od początku. - Chciałabym jednak, by było doprecyzowane, jakiego typu była to presja, jakie słowa padły, być może jeszcze polskie badania to doprecyzują - powiedziała.
Kwestię nacisków inaczej widzi Magdalena Merta. - Pani Anodina powiedziała, że tyle lat pracuje w lotnictwie, że tam nie ma mowy, żeby ulegać naciskom. Załoga tego samolotu też pracowała w lotnictwie i też była doświadczona. I zasada odporności na naciski dotyczyła także polskich pilotów. Nie wiem, z jakiego powodu pani Anodina sobie samej przypisuje pełną odporność, a nieodporność zarzuca innym - powiedziała.
"Wypił drinka. No i co?"
Część osób komentowała też kwestię alkoholu wykrytego w organizmie gen. Andrzeja Błasika. - Informację, że w organizmie generała Błasika znaleziono alkohol świadczy tylko o tym, że wypił drinka na pokładzie samolotu. Generał Błasik był na pokładzie tylko pasażerem. Eksponowanie czegoś takiego ma tylko wzmocnić fałszywą tezę o naciskach. Nie udowodniono w żaden sposób, że takie naciski miały wpływ na katastrofę - uważa Beta Gosiewska.
Nic dziwnego w tym nie widzi też Paweł Deresz. - To jest zupełnie normalne, że na pokładzie samolotu wypija się kieliszek koniaku. Miałem przyjemność wielokrotnie towarzyszyć delegacjom rządowym i nie widzę w tym nic dziwnego - powiedział mąż zmarłej posłanki SLD.
Izabella Sariusz-Skąpska zwracała uwagę, że to nie gen. Błasik kierował samolotem. - Myślę, że koncentrowanie się na tym byłoby jakimś nakręcaniem pobocznego wątku. Brzmi to sensacyjnie, ale nie ma bezpośredniego związku z katastrofą - stwierdziła.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fotorzepa