- Nigdy w życiu nie wziąłem od nikogo łapówki - powiedział w "Jeden na jeden" minister sportu Andrzej Biernat, komentując doniesienia medialne nt. swoich oświadczeń majątkowych, które bada CBA. Jak tłumaczył, oboje z żoną pracują i zarabiają "dosyć sporo jak na polskie warunki". - Nie mam powodu do dymisji - stwierdził Biernat.
W najnowszym wydaniu "Newsweeka" znalazły się informacje o tym, jak konkretnie bogacił się minister sportu. Biernat miał wymienić auto na droższe, a jego oszczędności, mimo tego wydatku, zamiast zmaleć - wzrosły.
Jak podaje tygodnik, nieoficjalnie wiadomo, że CBA nie może się doliczyć, skąd minister wziął pieniądze na czarnego Range Rovera Evoque. Auto, w zależności od modelu, mogło kosztować od 200 do 320 tys. złotych.
- To nie jest nagły przypływ. Oboje z żoną pracujemy od lat, potrafimy oszczędzać pieniądze i tu nie ma nic zdrożnego. Zarabiamy dosyć sporo jak na polskie warunki - komentował doniesienia "Newsweeka" Andrzej Biernat.
Jak tłumaczył, jako poseł i minister zarabia około "140 tys. netto" rocznie. - A żona około 60 tys. netto. Jest to kwota, która być może na wielu robi wrażenie, chociaż w publikacjach pojawia się raz, że zarabiam bardzo wiele, a drugi raz, że zarabiam bardzo mało - mówił Biernat.
"Nie mam nic do ukrycia"
Minister sportu zapewnił, że jego oświadczenia majątkowe są dostępne od 10 lat. - Były badane przez Komisję Etyki Poselskiej, która nigdy nie zakwestionowała żadnego z tych oświadczeń. Nie mam nic do ukrycia - zapewniał Andrzej Biernat w "Jeden na jeden".
Jak dodał, dziwi się, że pojawiają się takie publikacje, jak ta "Newsweeka". - Samochód kupiłem w połowie na kredyt, w połowie z oszczędności ze sprzedaży starego samochodu, także naprawdę nie widzę tutaj problemów - mówił Biernat. Tłumaczył, że auto kosztowało "dokładnie 215 tys. złotych". - Mam w kieszeni fakturę, mogę ją przynieść i pokazać publicznie, bo także tutaj nie mam nic do ukrycia. Spłaciłem go w ciągu trzydziestu czy trzydziestu dwóch rat. Nie pamiętam dokładnie - stwierdził minister sportu.
O kontaktach z CBA
Zaprzeczył, jakoby odmówił CBA, gdy Biuro poprosiło go o wgląd w swoje oświadczenia, dokumenty i wyciągi z konta. - Nigdy nie odmówiłem współpracy z CBA, zresztą nie można odmawiać. Nie można nie współpracować z CBA, bo ma takie uprawnienia - powiedział Biernat. - Śledczy przyszli do mnie, oznajmiając, że rozpoczynają rutynową kontrolę mojego oświadczenia majątkowego. Powiedzieli, że są dwie opcje. Że mogę wyrazić zgodę na dostęp do konta lub oni wezmą sobie tę zgodę z sądu - dodał.
Jak tłumaczył, ponieważ drugie konto było kontem jego żony, poprosili go żeby zapytał ją, czy wyraża zgodę na dostęp i powiedzieli, że w kolejnym tygodniu odezwą się w tej sprawie. - Ja pojechałem do domu, zapytałem żonę, żona wyraziła zgodę. Wróciłem do Warszawy, śledczy się już nie odezwali. Być może doszło do nieporozumienia, że to ja miałem się zgłosić, oni czekali na mój kontakt, ja na ich. I po dwóch miesiącach zjawili się ponownie, oznajmiając, że przedłużają kontrolę o kolejny okres. I to jest cały mój kontakt z CBA - mówił Biernat w "Jeden na jeden".
Dopytywany, czy nie było zatem formalnej odmowy z jego strony stwierdził: - Miałem czas na zastanowienie. Moja żona podpisała te dokumenty, leżą do tej pory u mnie w biurze.
- Nie miałem zamiaru niczego blokować - zapewnił minister sportu.
Dymisji nie będzie
Biernat w "Jeden na jeden" stwierdził, że "nigdy w życiu nie wziął od nikogo łapówki". - Łapówka to jest coś takiego co się bierze za coś, w sposób nieformalny i nielegalny. Nigdy w życiu nie wziąłem żadnej łapówki - podkreślił.
Dodał też, że nie zamierza się podać do dymisji. - Nie mam powodu do dymisji - stwierdził Biernat w "Jeden na jeden".
Autor: kde/kka / Źródło: TVN2