"Jesteśmy buforem frustracji społeczeństwa". Z czym mierzą się ratownicy

Zaatakowany został ratownik (zdjęcie ilustracyjne)
Przemoc na każdym dyżurze. Z czym stykają się ratownicy medyczni
Od marca ratownicy zgłosili do Krajowej Rady Ratowników Medycznych 85 sytuacji, w których doszło do ataków na nich. - Jesteśmy pewnego rodzaju buforem frustracji społeczeństwa - mówił Marcin Soboń z Krajowej Rady Ratowników Medycznych.
Kluczowe fakty:
  • Marcin Soboń z Krajowej Rady Ratowników Medycznych mówił w TVN24, że ratownicy codziennie spotykają się z agresją słowną, często też fizyczną.
  • Od marca Rada odnotowała 85 ataków na ratowników.
  • Soboń skomentował też wypadek autokaru w Rzepienniku Suchym.

Gościem TVN24 w niedzielę był Marcin Soboń z Krajowej Rady Ratowników Medycznych. Mówił między innymi o atakach na ratowników medycznych.

Przemoc na każdym dyżurze

Przyznał, że częściej niż przemoc fizyczna pojawia się agresja słowna - wyzwiska oraz groźby karalne. - Na każdym dyżurze spotykamy się z tego typu formą przemocy - wyjaśnił.

Dodał, że z agresją słowną spotykają się również dyspozytorzy medyczni, którzy odbierają telefony od osób wzywających ratowników. - Formatka przyjmowania zgłoszenia zaczyna się od miejsca zgłoszenia - proszę podać adres. Tak jest to na całym świecie przyjęte. Wynika to z tego, że jakby zerwało się połączenie, żebyśmy wiedzieli, gdzie ewentualnie zadysponować służby ratunkowe. Natomiast ludzi to bardzo denerwuje, że Ty to mnie nie wypytuj o takie rzeczy, tylko natychmiast dawaj karetkę. Bardzo agresywnie - mówił.

Stwierdził, że niestety często dochodzi również do ataków fizycznych na ratowników. Jego zdaniem ostatnie lata to coraz więcej takich sytuacji. - Niestety nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić, bo nikt nie prowadzi takich statystyk. My jako Samorząd Zawodowy Ratowników Medycznych od tego zdarzenia w Siedlcach (gdzie ratownik medyczny został zamordowany przez pijanego mężczyznę w styczniu - red.) zaczęliśmy prowadzić taką statystykę na zasadzie takiej, że kto dobrowolnie chce to może zgłosić u nas przypadki takich ataków. I od marca, kiedy rozpoczęliśmy tę statystykę, mamy zanotowane 85 zdarzeń - powiedział Soboń. Dodał, że to ataki wyłącznie na ratowników medycznych w skali kraju.

Rośnie liczba przypadków agresji wobec lekarzy
Źródło: Katarzyna Czupryńska-Chabros/Fakty po Południu TVN24

"Bufor frustracji społeczeństwa"

Jego zdaniem takie ataki na ratowników wynikają z tego, że są oni "pewnego rodzaju buforem frustracji społeczeństwa". - Jesteśmy tymi pierwszymi na linii, bardzo często tymi pierwszymi, z którymi ludzie się spotykają jako z systemem ochrony zdrowia. I oni, którzy nie mogli się dostać na przykład do lekarza rodzinnego, do poradni specjalistycznej próbują w ten sposób uzyskać pomoc przez ratownictwo medyczne, przez szpitalny odział ratunkowy. Jeżeli widzą, że nasza pomoc też jest ograniczona, dlatego, że my się zajmujemy stricte ratownictwem medycznym, czyli stanami nagłymi, nie czymś przewlekłym, to zaczynają na nas przelewać - mówił.

Przyznał, że do tego należy dodać alkohol oraz środki odurzające. - Bardzo wiele tych osób, które dopuszczają się takich ataków, to są osoby pod wpływem alkoholu, pod wpływem różnych środków - zaznaczył.

- Trochę zapominają te osoby, że my tu jesteśmy po to, żeby pomóc. Zapominają, że jesteśmy też ludźmi, mamy swoje rodziny, chcielibyśmy do nich wrócić. Nie zwracają na to uwagi. Dla nich jesteśmy niejednokrotnie elementem tego złego systemu ochrony zdrowia - mówił Soboń o atakach. - To nie my tworzymy system. My jesteśmy elementem, staramy się zawsze pomóc każdej osobie - dodał.

Podkreślił, że takie sytuacje wpływają też na codzienne życie ratowników oraz ich rodziny. - Nasz zawód jest specyficzny, czy nasza praca jest dość specyficzna i nie każdy sobie z tą sytuacją poradzi. Te osoby, które radzą sobie gorzej, niestety niejednokrotnie przelewają to na rodzinę - powiedział.

Stwierdził też, że z informacji, które uzyskują od środowiska ratowników, sprawy ataków na nich są często umarzane przez prokuraturę ze względu na niską szkodliwość czynu. - Bardzo często takie osoby dostają na przykład karę miesiąca prac społecznych, a osoba zaatakowana na przykład trzy miesiące nie pracuje w tym czasie - dodał.

Jak ratownicy decydują kogo wysłać do szpitala?

Odniósł się też do wypadku w Rzepienniku Suchym (małopolskie), gdzie w niedzielę doszło do wypadku autokaru wiozącego młodzież - pojazd wpadł do rowu. Do szpitala trafiło sześć osób

- Dzieci mają bardzo niekorzystną z punktu widzenia medycyny właściwość fizjologiczną - bardzo długo sobie kompensują objawy urazów, kompensują wstrząs - mówił Soboń. - Bardzo długo nie jesteśmy w stanie wychwycić, że to dziecko wchodzi we wstrząs, a potem gwałtownie, nagle się załamuje. U dorosłego dość szybko widać objawy wstrząsu - dodał.

Wyjaśnił, że w takiej sytuacji wolą taką osobę na wszelki wypadek wysłać do szpitala. Stwierdził też, że do szpitala często wysyłane są osoby z urazami głowy, bo w terenie nie ma tak dużych możliwości diagnostycznych.

Loża prasowa
Dowiedz się więcej:

Loża prasowa

Czytaj także: