Wiceszef MSWiA Piotr Wawrzyk bardzo wyraźnie wskazał w mailu, że osobą do kontaktu w sprawie przekazywania wiz jest Edgar Kobos - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" były konsul generalny Polski w Mumbaju Damian Irzyk. Gość TVN24 opisał, jak wyglądały grupy "filmowców" z Indii. - Okazało się, że tam jest jakiś choreograf, który nie potrafi tańczyć, aktor, który nie był w stanie wskazać ani jednego filmu - mówił.
Damian Irzyk, konsul generalny Polski w Mumbaju w latach 2018-2023, zeznał we wtorek przed komisją śledczą do spraw afery wizowej, że otrzymywał maile z MSZ w sprawie przyjęcia grup aplikantów wizowych z Indii, którzy według resortu mieli realizować w Polsce produkcje filmowe.
Gdy polscy dyplomaci nabrali w tej sprawie wątpliwości, według Irzyka "konsulat w Mumbaju był poddany bezprecedensowym naciskom". Powiedział również, że konsul generalny Hiszpanii ostrzegł go o "nowym sposobie na przejazd z Indii do Meksyku". Jak dodał, po przekazaniu pracownikowi konsulatu USA listy nazwisk "filmowców", którzy ubiegali się o wizę do Polski, otrzymał od niego informację, że finalnie 21 z nich trafiło do Meksyku.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Konsulat w Mumbaju był poddany bezprecedensowym naciskom". Część "filmowców" trafiła do Meksyku
Do tej kwestii Irzyk odniósł się w czwartkowej "Rozmowie Piaseckiego".
Irzyk: Wawrzyk wcześniej takich próśb nie zgłaszał
Zapytany, czy ma sygnały, że to informacje pochodzącego od niego dały początek śledztwu w sprawie afery wizowej, odparł, że nie ma takiej pewności. - Na pewno ten mechanizm utknął po wysłaniu listy do naszego konsulatu - wskazał.
Jak wskazał, były dwie grupy "filmowców". Powiedział, że pierwsza liczyła 35 osób, a druga 83.
- Ta pierwsza to była wyjątkowo pierwsza, bo po prostu minister Wawrzyk, który był ministrem już ponad cztery lata, nigdy wcześniej takich próśb do nas nie zgłaszał. Wtedy prosił, żebyśmy przyjęli te wnioski, że to jest bardzo pilna i ważna sprawa, dlatego że zdjęcia były planowane na 10 grudnia, a data tego maila to był 21 listopada, więc czasu było niewiele - opowiadał Irzyk.
- Nie wiemy, czy byli to filmowcy, dlatego że nie przeprowadzaliśmy z nimi rozmów. Natomiast ona też była podzielona na dwie części. Było 35 osób u nas, 13 osób w New Delhi. Konsul, który podejmował decyzję u nas był w stałym kontakcie z konsul RP w Delhi, która akurat z tymi ludźmi rozmawiała, z tą swoją trzynastką. I była przekonana, że ci ludzie rzeczywiście działają w branży filmowej - mówił gość TVN24. - Co się potem okazało, oni nakręcili w Czersku zwiastun filmu, nazwijmy to bollywoodzkiego - dodał.
Irzyk: ci ludzie mówili tylko w lokalnym języku gudźarati
Odnosząc się do drugiej grupy, ocenił, że "83 osoby to jest za duża grupa jak na produkcję filmową". - Podjęliśmy natychmiast decyzję, że pojawimy się w Centrum Przyjmowania Wniosków Wizowych w Ahmedabadzie w dniu, w którym oni będą składać te wnioski i będziemy prosić ich na rozmowy - mówił Irzyk.
- I okazało się, że tam jest jakiś sprzedawca warzyw, tam jest choreograf, który nie potrafi tańczyć, aktor, który nie był w stanie wskazać ani jednego filmu, ani jednego fragmentu filmu na YouTubie ze swoim udziałem. Za to byli to ludzie bardzo prości, biedni, mówiący tylko w lokalnym języku gudźarati. Nie mówili po angielsku dobrze, nie mówili też w hindii. Dobrze, że mieliśmy dyrektora tego centrum, który był Gujaratczykiem i odgrywał rolę tłumacza - opowiadał.
- My w którymś momencie nawet jedną z tych osób poprosiliśmy o to, żeby pokazała jakiś układ taneczny. I on też oczywiście nie był w stanie tego zrobić - dodał.
Jednocześnie gość TVN24 przyznał, że te osoby wiedziały, jaka jest ich rola w tym przedsięwzięciu.
- Oni, nie nazwałbym tego, zapłacili za wizy. Oni wykupili pewnego rodzaju usługę, która miała polegać na tym, jak się potem prawdopodobnie okazało, że mieli pojechać do Stanów Zjednoczonych. I jakby ta ostatnia rata miała być pewnie zapłacona już po przekroczeniu Rio Grande, czy innego miejsca granicy - wskazał.
Jak podkreślał, "to nie była usługa legalna". - My zawsze przestrzegaliśmy przed płaceniem wszelkiej maści pośrednikom. Natomiast faktem jest, że w tego typu krajach istnieje olbrzymi rynek na tego typu usługi - dodał.
Irzyk: pierwszy mail Wawrzyka był kluczowy
Damian Irzyk zwracał uwagę, że "cała historia odbywała się sześć czy siedem tysięcy kilometrów od gabinetów na Szucha (siedziby MSZ - red.)". - Nie wiem, jaką wiedzę miał minister Piotr Wawrzyk, natomiast faktem jest, że jego pierwszy mail do nas w sprawie pierwszej grupy był dla nas kluczowy w tym, że rzeczywiście te decyzje zakończyły się pozytywnie, bo on rekomendował tę grupę swoim nazwiskiem i ją w duży sposób uwiarygadniał - wskazywał gość TVN24.
Powiedział też, że ówczesny wiceszef MSWiA "bardzo wyraźnie wskazał w mailu", że osobą do kontaktu w sprawie przekazywania wiz jest Edgar Kobos. - To był pierwszy mail od wiceministra w trakcie jego czteroletniej kadencji na stanowisku. To była bardzo niezwykła sytuacja - wskazał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24