Afera mailowa rządu PiS była tematem rozmowy we "Wstajesz i wiesz" z prawnikiem Krzysztofem Izdebskim. - Mamy do czynienia z sytuacją, w której, przy założeniu, że te maile w dużej części mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, za pośrednictwem skrzynek prywatnych prowadzi się de facto politykę państwa - zauważył. Zwrócił uwagę, że ze strony rządu czy służb "nie było tak naprawdę ani jednej informacji podważającej wiarygodność czy autentyczność tych maili".
Zarówno premier Mateusz Morawiecki, jak i prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska mogli mieć bezpośredni wpływ na wybór szefa jednej z nowych izb Sądu Najwyższego - wynika z maili, które mają pochodzić ze skrzynki Michała Dworczyka, szefa kancelarii premiera. Z ujawnionej domniemanej korespondencji wynika także, że Dworczyk mógł namawiać premiera do odwołania z datą wsteczną prezesa Prokuratorii Generalnej Leszka Boska, który został mianowany na sędziego Sądu Najwyższego, bo jako sędzia nie mógł pełnić tej funkcji.
>> Morawiecki i Przyłębska mogli brać udział w naradach o wyborze szefa izby Sądu Najwyższego >> Michał Dworczyk mógł namawiać premiera do odwołania z datą wsteczną prezesa Prokuratorii Generalnej
Zarówno członkowie rządu, jak i sam Dworczyk uchylają się od odpowiedzi na pytania o tak zwaną aferę mailową. Szef KPRM 7 września w TVN24 ucinał temat. - Tyle razy już komentowaliśmy sprawę maili, że wydaje mi się, że wracanie do niej jest stratą czasu - powiedział. Dodawał, że w sprawie jego zdaniem "dużo zostało powiedziane, a tak mało merytorycznie". Poinformował przy tym, że został w tej sprawie przesłuchany i ma status osoby poszkodowanej.
Prawnik: władze wybrały taktykę, żeby przeczekać ten moment, ale to nie rozwiewa żadnych wątpliwości
O to, jak traktować publikowane w tej spawie informacje, pytany był w porannym paśmie TVN24 Krzysztof Izdebski, prawnik specjalizujący się między innymi w przejrzystości życia publicznego. - To problem, szczególnie z punktu widzenia pracy dziennikarzy, a jednym z zadań mediów jest to, żeby weryfikować pewne informacje, a w tym przypadku - autentyczność tych maili, co wydaje się nie do końca możliwe z tego powodu, że rząd słabo współpracuje - odpowiedział.
- Władze wybrały taką taktykę, żeby przeczekać ten moment, żeby schować trochę głowę w piasek, ale jednocześnie to nie rozwiewa żadnych wątpliwości co do tego, czy te maile są prawdziwe, czy też nie - ocenił. - Minister Dworczyk, ale też przedstawiciele służb specjalnych przyznawali, że do takiego włamania doszło. Nie było tak naprawdę ani jednej informacji podważającej wiarygodność czy autentyczność tych maili - przypomniał. - Ta epopeja, bo przecież trwa wiele tygodni, karze nam jednak podejrzewać, bo pewności nie mamy, że jednak to, co jest prezentowane z tej skrzynki, jest autentyczne - stwierdził.
Zdaniem Izdebskiego, mamy także inny problem. - Czytamy maile jakiejś innej osoby, natomiast ja nie mam wątpliwości, że w tym wypadku, wbrew temu, co od początku twierdził Michał Dworczyk i pozostali przedstawiciele władz, mamy do czynienia z informacjami, które wyciekły lub zostały wykradzione, a treści, które tam się znajdują, dotyczą funkcjonowania państwa, wykonywania obowiązków służbowych - opisał.
- Mamy tu do czynienia z sytuacją, w której, przy założeniu, że te maile w dużej części mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, za pośrednictwem skrzynek prywatnych prowadzi się de facto politykę państwa, czy wręcz wykonuje się zadania władzy - zwrócił uwagę.
"Kto dostaje mandat do sprawowania w aktualnym czasie władzy, musi być kontrolowany"
Sprawę komentował także adwokat, profesor Maciej Gutowski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
Stwierdził, że jeśli te maile są prawdziwe, to jest to "dopełnienie tego, o czym prawnicy mówią od dawna", czyli tego, że "w systemie prawnym stworzono przez lata podwaliny pod to, by politycy mogli w sposób ręczny ingerować w wymiar sprawiedliwości".
- Jeśli to się potwierdza, to właściwie ten obraz jest bardzo przygnębiający, bo po pierwsze wskazuje na to, że ingerowali (w wymiar sprawiedliwości - red.), a po drugie wskazuje również na to, że z Trybunału Konstytucyjnego, który jest przecież sądem, który ma zachować całkowitą apolityczność, taka polityczność została jakby zarzucona - ocenił. - To potwierdza niestety to, co wskazują sądy, co wskazuje Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, Europejski Trybunał Praw Człowieka, czyli możliwość ingerencji w wymiar sprawiedliwości - podsumował.
Gutowski zwracał uwagę, że polityczne przejmowanie instytucji, takich jak na przykład Trybunał Konstytucyjny, "prowadzi do tego, że politycy, którzy sprawują władzę, mają wpływ na wszystkie dziedziny życia". Jak mówił, w takich przypadkach nie uzyskamy niektórych odpowiedzi od władzy, "bo nie ma instytucji, która wymusi taką odpowiedź, która jest w stanie kontrolować polityków".
- Cała historia polega na tym, że ten, kto dostaje mandat do sprawowania w aktualnym czasie władzy, musi być kontrolowany - powiedział. Wymienił, że jednym z takich sposobów są media lub Prokuratoria Generalna. - Jeśli premier miałby wskazywać, co ma robić szef Prokuratorii, to jest to niezwykle niebezpieczne, niedobre - ocenił.
Źródło: TVN24