Wyciekły kolejne maile, które mają pochodzić ze skrzynki Michała Dworczyka, szefa kancelarii premiera. Ujawniona korespondencja ma dotyczyć między innymi premiera Mateusza Morawieckiego i prezes TK Julii Przyłębskiej, którzy mogli brać udział w naradach dotyczących szefa izby Sądu Najwyższego. Sędzia Maciej Mitera, były rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24, że "nie widzi nic zdrożnego" w tym, że miały odbywać się konsultacje między otoczeniem prezydenta i premiera w tej sprawie.
Jak wynika z korespondencji, która pojawiła się w środę na stronie internetowej publikującej maile, które mają pochodzić ze skrzynki Dworczyka, zarówno premier Morawiecki, jak i prezes Przyłębska mogli mieć bezpośredni wpływ na wybór p.o. prezesa Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. To wyjątkowo istotna izba, która orzeka między innymi o ważności wyborów.
W opublikowanej domniemanej korespondencji Dworczyka i Morawieckiego szef KPRM informuje, że prezydent prosi o przygotowanie listy osób, które premier krytycznie ocenia i "nie widzi możliwości kontrasygnowania na stanowisko szefa nowej izby SN". Jak wynika z korespondencji, dopiero z kandydatów, których premier by negatywnie nie ocenił, prezydent miałby wybrać osobę na to stanowisko.
Kontrasygnata w przypadku powołania p.o. prezesa izby Sądu Najwyższego była potrzebna, bo konstytucja (art. 144) nie przewiduje w ramach prerogatyw prezydenta powoływania na takie stanowisko – mówi wyłącznie o pierwszym prezesie i prezesach SN. Taką możliwość daje mu ustawa autorstwa PiS o Sądzie Najwyższym – nie może jednak tego zrobić bez zgody premiera.
Mitera: nie doszło do złamania zasady trójpodziału władz
O tej sytuacji mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 sędzia Maciej Mitera, członek nowej Krajowej Rady Sądownictwa, jej były rzecznik i jednocześnie prezes Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia.
Mitera przekonywał, że w tym przypadku nie można mówić o złamaniu zasady trójpodziału władz, na co wskazuje wielu komentatorów, bo opisana sytuacja dotyczyła prerogatywy prezydenta, a kontrasygnować miał ją premier, więc oba te urzędy należą do władzy wykonawczej.
- Jeżeli pan premier, prezes Rady Ministrów kontrasygnuje, to dla mnie naturalną rzeczą jest, że chciałby chyba wiedzieć, co kontrasygnuje i jak podpowiedzieć chociażby głowie państwa - mówił dalej Mitera.
Były rzecznik KRS przekonywał, że "na półkuli zachodniej, za ocenem są chyba podobne standardy". Wspomniał tu o Stanach Zjednoczonych.
- Każdy zasiadający w Gabinecie Owalnym ma również swoich doradców. To nie jest tak, że prezydent (USA - red.) zastanawia się sam w gabinecie, kogo powołać. Przecież musi to skonsultować - mówił dalej.
Mitera: o prezes Julii Przyłębskiej nic nie powiedziałem
Prowadzący Piotr Kraśko wielokrotnie pytał swojego gościa o rolę procesie decyzyjnym, jaką miała odgrywać prezes Trybunału Konstytucyjnego. Sędzia Mitera jednak nie odnosił się wprost do założenia, że w udostępnionej korespondencji mowa jest właśnie o prezes TK Julii Przyłębskiej. W mailach czytamy o "prezes Julii".
- O prezes Przyłębskiej nic nie powiedziałem, natomiast uważam, że otoczenie prezesa Rady Ministrów przy kontrasygnacie ma tu prawo (do - red.) uzgodnień. Co nie zmienia faktu, że decyzję finalną podejmuje głowa państwa - podkreślał Mitera. Dodał, że "nie widzi w tym nic zdrożnego", że miały odbywać się konsultacje między otoczeniem prezydenta i premiera w tej sprawie.
Mitera: jakie są dowody, że prezydent kierował się jakimiś wskazówkami albo naciskami?
Tylko w jednym momencie rozmowy Mitera odniósł się do domniemanego udziału prezes TK w rozmowach Jednak nie zrobił tego wprost, a odniósł to do zupełnie innej sytuacji, w której miałaby ona rozmawiać nie z przedstawicielami władzy wykonawczej, a z innym przedstawicielem władzy sądowniczej.
- Jeżeli pani pierwsza prezes Sądu Najwyższego rozmawiałaby z prezes Trybunału Konstytucyjnego o pewnych kandydatach, kandydatkach, trudno jest mi powiedzieć, to czy pan widzi w tym coś zdrożnego? - zwrócił się do prowadzącego program.
Mitera: to nie konkurs piękności
- Gdzie ma pan dowody, że prezydent kierował się tu jakimiś wskazówkami albo naciskami? Uważam, że podjął suwerenną decyzję - zwrócił się ponownie do prowadzącego.
- To nie jest konkurs piękności, w środowisku naukowym i prawniczym naprawdę warto konsultować, rozmawiać - powiedział gość "Faktów po Faktach".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24