Opolska kuria oficjalnie przyznała, że były proboszcz parafii w Lubrzy i Modzurowie molestował dzieci. W niedzielę wierni w obu kościołach usłyszeli komunikat, w którym kuria przyznaje, że duchowny jest winny zarzucanych mu czynów. Przekazano, że pokrzywdzeni mogą się zgłaszać do delegata w diecezji.
Kuria Archidiecezji Opolskiej przyznała, że były proboszcz parafii w Lubrzy i Modzurowie (woj. opolskie) molestował dzieci. W niedzielę w obu wspomnianych parafiach odczytano komunikat, w którym poinformowano, że "w wyniku decyzji Watykanu ksiądz Joachim K. został uznany winnym zarzucanych mu czynów z kan. 1395 paragraf 2 kodeksu prawa kanonicznego, który dotyczy naruszenia szóstego przykazania dekalogu przez duchownego z osobą małoletnią".
W komunikacie kurii wyrażano "ogromne ubolewanie z zaistniałej sytuacji" oraz przekazano, że ze względu na zgłoszenie się nowych osób pokrzywdzonych rozpoczął się kolejny proces karno-administracyjny przeciwko temu duchownemu.
To pokłosie reportażu Małgorzaty Marczok oraz Andrzej Kuberskiego, którzy dotarli do ofiar księdza Joachima K. i przekonali je, by opowiedzieli o krzywdach, jakich doznali w dzieciństwie za sprawą duchownego.
- Zakończyły się czynności na szczeblu diecezjalnym. Obecnie trwa oczekiwanie na wymiar kary z Watykanu, co może potrwać kilka tygodni. "Ale jest na co czekać" - mówią ofiary, dlatego że wiele z nich nie sądziło, że kiedyś doczeka tego dnia i tej sprawiedliwości, która miała miejsce w niedzielę - mówi autorka reportażu Małgorzata Marczok. - Z moich informacji wynika, że po tym, jak pierwsza kara została nałożona, teraz kolejna ma być zdecydowanie dotkliwsza - dodaje.
Dziecko opowiedziało o krzywdzie, dorośli rozpętali piekło
Reportaż "To ja byłam winna" wyemitowano w połowie marca 2024 roku w programie "Czarno na białym" na antenie TVN24. Opowiada historię molestowanej przez księdza Joachima dziewczynki, która odważyła się o wszystkim opowiedzieć dorosłym. Dorośli uznali, że to ona była winna. Okazało się, że to dopiero wierzchołek góry lodowej. Autorzy reportażu dotarli do kolejnych ofiar księdza.
- Tylko jedna dziewczynka - Kasia, bohaterka naszego reportażu, zdecydowała się opowiedzieć dorosłym, ale oni jej nie uwierzyli. Cała wieś, w której dziewczynka wtedy mieszkała, obróciła się przeciwko niej, przeciwko rodzinie i stanęła po stronie księdza - tłumaczyła wcześniej Małgorzata Marczok.
Kiedy po 20 latach dziennikarze TVN24 postanowili zbadać tę historię, okazało się, że postawa mieszkańców tej miejscowości w województwie opolskim nie zmieniła się. - Nikt tam nie dał wiary dziewczynce, wszyscy wierzyli nadal księdzu - opowiadała autorka reportażu "To ja byłam winna".
Dziennikarze TVN24 pierwszy kontakt z Kasią, bohaterką reportażu, mieli w 2019 roku. Początkowo opowiedzenie tej historii było dla niej zbyt trudne. - W końcu zdecydowała się opisać wszystko w liście. To była forma, która była dla niej najbardziej przystępna. Było to dla niej po prostu zbyt obciążające. Po tym liście i po rozmowach z nią doszliśmy do wniosku, że prawdopodobnie są inne ofiary. Ona potwierdziła, że są - mówiła reporterka.
"Ten sam mechanizm działania księdza"
Początkowo nikt we wsi nie chciał o tym rozmawiać. - Roznieśliśmy kartki do każdego domu w Lubrze, później telefony się rozdzwoniły. Gwarantowałam swoim bohaterom anonimowość - opisywała Marczok.
Były telefony mieszkańców wsi, zapewniające, że ksiądz jest naprawdę dobrym człowiekiem i że to on w tej całej sprawie jest ofiarą. - Bardzo szybko zaczęły się też pojawiać telefony i wiadomości przekazujące nam informacje o tym, że są ofiary. Co ciekawe, każda z tych osób, które do mnie się odezwały, opisywały ten sam mechanizm działania księdza. To utwierdziło nas w przekonaniu, że ci ludzie mówią prawdę, że oni mają rację - dodała Małgorzata Marczok.
W 2024 roku reportaż Małgorzaty Marczok i Andrzeja Kuberskiego był nominowany do prestiżowej nagrody Grand Press w kategorii reportaż telewizyjny.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Czarno na białym