Kariera słowa "kompromis"

Maciej Wierzyński
Maciej Wierzyński
Źródło: TVN24

"Kompromis" stał się słowem modnym, niestety wieloznacznym. Deklarują się jako zwolennicy kompromisu Zełenski i Trump, Kaczyński i Tusk, a nawet Putin. Tyle że Putinowi nikt nie wierzy. 

W Polsce prawdziwym zwolennikiem rozwiązań kompromisowych był Stanisław Stomma, polityk katolicki. Ze Stommą spotkałem się jeden raz w życiu. Zarabiałem wtedy jako taksówkarz - świeżo wyrzucony z pracy w Telewizji Polskiej - jedynej, która istniała w Polsce Ludowej - potrzebującej oddanych bez reszty, niekwestionujących niczego i posłusznych władzy dziennikarzy. 

Kurs zamówiony przez Stommę był na cmentarz w Palmirach w Puszczy Kampinoskiej, a pasażerami zaproszonymi przez ówczesnego politycznego przywódcę stowarzyszeń katolickich, niezależnych od władzy, byli Artur Starewicz (wcześniej sekretarz KC PZPR i były szef partyjnej propagandy) i znana rzeźbiarka Magdalena Abakanowicz oraz grupa skandynawskich dziennikarzy (jedni z wielu odwiedzających wtedy Polskę jako kraj modny, zbuntowany przeciw socjalizmowi i zwierzchnictwu sowieckiemu). Warto wiedzieć, że dziennikarze w tamtych dniach patrzyli na Polskę podobnie jak teraz spora część świata spogląda na Ukrainę - z nadzieją i niedowierzaniem, że taki bunt może przynieść cokolwiek poza cierpieniem i gorzkim rozczarowaniem. Zbyt mało czasu upłynęło w ludzkiej pamięci od widoku sowieckich czołgów na ulicach Budapesztu i Pragi.

Moje zainteresowanie kierowało się głównie w stronę Starewicza. Spodziewałem się, że usłyszę tradycyjne skargi rozczarowanego partią i wyrzuconego z posady komunisty. Tymczasem Starewicz zaskoczył mnie, rezygnując z wszelkich ocen ideowo-moralnych, kiedy swoją sytuację opisał jako zwykłą przegraną w rozgrywce o władzę.

Stommą się nie zainteresowałem, ponieważ sądziłem, że jest oportunistą niepróbującym zrozumieć istoty konfliktu rozgrywającego się w Polsce.  

Jak bardzo się myliłem, przekonał mnie parę lat później opublikowany w katolickim tygodniku "Niedziela" artykuł Stommy witający z entuzjazmem porozumienie zawarte przy Okrągłym Stole między opozycją i władzą. Stomma wyjaśniał w swoim tekście, że: "Kompromis polega zawsze na rozwiązaniu środkowym: obie strony osiągają jakieś korzyści i obie muszą z czegoś zrezygnować... Dlatego kompromis wymaga odwagi i mądrości. Odwagi, by przyjąć odpowiedzialność za osiągnięcia niepełne (...), a mądrości, by zrozumieć, że przy dalszej rozumnej polityce jest to otwarcie drogi do nowych sukcesów". Dziś szczególnie polskiej polityce brakuje jednego i drugiego. I mądrości, i odwagi. Między innymi dlatego (ale nie tylko dlatego), że strony konfliktu składają obietnice niemożliwe do spełnienia.

Zaś naiwni i rozgoryczeni błędami aktualnej władzy wyborcy wierzą, że ta chwilowa słabość minie niczym katar albo koklusz. Następcy już nie zgrzeszą i na pewno spełnią wszystkie dotąd zawiedzione oczekiwania.

Jako świeżo nawrócony na "stomizm" zwolennik rozwiązań środkowych wykluczam, jako szkodliwą, realizację modnych obecnie, radykalnych nawoływań. Z jednej strony wezwań, na szczęście coraz rzadszych, do "dożynania watahy", a z drugiej nazywania zdrajcą, idiotą i sprzedawczykiem każdego, kto nie daje się nabierać na antyunijne i antyniemieckie fobie Jarosława Kaczyńskiego.

Notabene, gdzie te czasy, kiedy w Polsce elegancki świat powtarzał zachwycony mało wyszukane wezwanie: "zabierz babci dowód". Niewtajemniczonej w subtelności polskiej polityki młodzieży wyjaśniam, że chodziło o zapobieżenie głupstwom przytrafiającym się osobom w podeszłym wieku. Polegają te głupstwa na nieprzemyślanym, wręcz instynktownym głosowaniu na partię, która nas prowadzi do nieszczęść, chociaż całkiem spora liczba wyborców kocha ją za dołożenie kilku złotych do portfeli. Rozumiem to myślenie, choć go nie podzielam. 

Prawda - w świecie nic nie jest za darmo. Te dodatkowe kilka złotych to nie jest wygórowana cena, którą trzeba zapłacić za głosowanie na obietnice Kaczyńskiego, na przykład, takie, że jak on będzie rządził, to świat zacznie się z nami liczyć.

Bardzo bym chciał dożyć takiej chwili, ale problem w tym, żeby nie tylko chcieć - trzeba też wiedzieć, jak to zrobić. Kaczyński natomiast wie jedno: chce rządzić. A najlepiej, żeby to było rządzenie z tylnego fotela. Niestety, tak się nie da.

INNE FELIETONY MACIEJA WIERZYŃSKIEGO

Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.

Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.

Czytaj także: