"Widmo krąży po Europie, widmo populizmu" - tak zaczyna się artykuł wstępny mego ulubionego pisma, "The Economist". Redaktorzy "Economista" nie wyjaśniają do jakiego dokumentu pije ta przeróbka. Wierzą w tak zwane kompetencje kulturowe swoich czytelników.
Ja nie wierzę, wiec wyjaśniam, że tak zaczyna się Manifest Komunistyczny. W Manifeście brzmi to tak: "Widmo krąży po Europie, widmo komunizmu". Komunizm krążył, krążył, aż upadł i mam nadzieję, że populizm też źle skończy. "The Economist" liczy się jednak z tym, że czeka nas kolejna fala złych wiadomości, a wśród nich wyniki wyborów w Polsce, możliwe zwycięstwo Marine Le Pen w wyborach prezydenckich we Francji i niewykluczone sukcesy partii skrajnie prawicowych w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Na pocieszenie, wstępniak "Economista" przestrzega: "Nie popełniajcie błędu: Europa nie jest w przededniu opanowania przez faszystów, nie będzie powtórki z lat trzydziestych ubiegłego stulecia".
Jednak rosnąca fala popularności twardej prawicy jest faktem i stanowi poważne wyzwanie. Jak mają na nie odpowiedzieć centrowi wyborcy i partie? "The Economist" ma na to odpowiedź: "Jest coraz więcej dowodów, że europejskie partie prawicowe łagodzą swoje poglądy, kiedy muszą brać odpowiedzialność za rządzenie". Natomiast próby izolowania populistów nie dają oczekiwanych rezultatów, niekiedy nawet są przeciwskuteczne.
W Niemczech - twierdzi brytyjski tygodnik - próby izolowania AfD (Alternatywa dla Niemiec) jedynie wzmocniły główne przesłanie tej partii jako jedynej skutecznej alternatywy dla rozlazłego establishmentu. Sumując - zdaniem redaktorów brytyjskiego tygodnika partie głównego nurtu muszą przyznać się do zaniedbania interesów "dużej i wściekłej mniejszości" swoich obywateli. Ostatnie zdanie tekstu brytyjskiego tygodnika brzmi: "Nowe sukcesy skrajnej prawicy w Europie są w części skutkami błędów centrum".
Ogólnie biorąc, wywody brytyjskiego tygodnika brzmią przekonywająco. Wzywają europejskich obrońców demokracji do rachunku sumienia, do zastanowienia się nad własnymi błędami zamiast wskazywać niegodziwości politycznych rywali. Przekładając tekst brytyjski na warunki polskie mamy do czynienia z manifestem centrystów - symetrystów. W całej tej debacie widzę jedną ważną skazę. Tą skazą jest założenie, że polityczny rywal będzie przestrzegał ustalonych reguł gry.
To znaczy, przede wszystkim, że wszystkie racje i poglądy będą prezentowane na równych prawach. I z tym właśnie jest największy kłopot. Bo zasada taka, jeśli przenieść ją na język praktyki politycznej, oznacza, że za jednakowych patriotów uznać należy Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Nie sądzę, aby taki pogląd przyjęli za swój nawet całkiem umiarkowani zwolennicy każdego z tych polityków. Ludzie prezesa wielokrotnie dawali do zrozumienia, że Tusk jest agentem niemieckim i na odwrót: granice tolerancji zwolenników Platformy przekracza każdy, kto widzi w Morawieckim osobnika gotowego poświecić korzyści osobiste dla dobra wspólnego. Różnica, moim zdaniem, polega na stopniu zacietrzewienia i częstości występowania w poszczególnych obozach politycznych radykałów gotowych pozamykać w kryminałach rywali politycznych.
Uważam siebie za człowieka wyrozumiałego, tak dalece skłonnego do rozmowy z każdym, że czasem wyrzucam sobie tę skłonność jako słabość charakteru. Przeczytałem właśnie w piśmie "Sieci" tekst Michała Karnowskiego zatytułowany "Słusznie uczyniliśmy!" i muszę powiedzieć, że zachwiał on moją wiarą w słuszność bliskich mi, skądinąd, tez wyłożonych przez autorów pisma "The Economist". Karnowski uważa bowiem Zełenskiego za niewdzięcznika, który nie zrozumiał, ile dobrego zrobił dla Ukrainy polski rząd, bo "gdyby rządził Tusk, politycznie i kulturowo uzależniony od Niemiec", sprawy wyglądałyby z gruntu inaczej. Więc Karnowski przestrzega: "Zełenski odpycha jedynego sojusznika, na którym naprawdę mógł polegać".
Odpycha Polskę i stawia na Niemcy. A ja pytam: na kogo ma stawiać Zełenski? Na kraj skłócony z Unią, na której pomocy Ukraina polega, czy na kraj najpotężniejszy w Europie, który tą Unią trzęsie. Natomiast wedle autora "Sieci": "Zełenski postawił na złudzenia, na niemieckie paciorki i podstępną grę z Warszawą według podszeptów z Berlina".
Wiem, że kwestionując to stwierdzenie narażam się na zarzut mikromaniactwa, staję się przykładem człowieka, który nie docenia naszej potęgi i wspaniałomyślności. W takiej sytuacji zamiast strzępić język pozostaje jedynie załamać ręce.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24