Najtajniejsze materiały kontrwywiadu wojskowego nielegalnie kopiowano i wynoszono tuż przed wyborami, kiedy PiS nie było pewne, czy utrzyma władzę. Nowy szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego powiadomił prokuraturę - informuje "Gazeta Wyborcza".
Zawiadomienie złożył 29 stycznia szef SKW gen. Grzegorz Reszka. Prokuratura potwierdza, że je otrzymała. Zawiadomienie, wraz z kilkuset stronami zeznań świadków - funkcjonariuszy - dotyczy popełnienia przestępstwa przez trzy osoby: byłą szefową biura ewidencji i archiwum (bezpośrednia podwładna b. szefa SKW Antoniego Macierewicza) oraz przez jej zastępcę i naczelnika biura.
Kontrola w SKW ujawniła, że dopuścili się oni nielegalnego kopiowania ściśle tajnych dokumentów ewidencji operacyjnej, czyli spisu spraw operacyjnych, ich kryptonimów oraz listy osób, które ze służbami współpracują. SKW ma swoich ludzi np. w sektorze energetycznym i zbrojeniowym, w cywilnych instytutach naukowych, które pracują dla wojska. SKW korzysta też z informacji od cudzoziemców w rejonach stacjonowania naszego wojska, by zapewnić mu bezpieczeństwo.
- Potwierdzam. Szef SKW poinformował mnie o tym zawiadomieniu - mówi "Gazecie Wyborczej" Janusz Zemke, szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych. "Ma ono klauzulę "poufne "i dotyczy spraw fundamentalnych dla każdych służb.
Na czwartek Zemke wezwał na posiedzenie komisji szefa SKW i szefa komisji weryfikacyjnej WSI Jana Olszewskiego. Bezprawne kopiowanie tajemnic SKW rozpoczęło się we wrześniu - czyli tuż przed wyborami - i trwało po zwycięstwie Platformy do listopada 2007 r. Antoni Macierewicz kierował wtedy SKW, a do 10 listopada - także komisją weryfikacyjną rozwiązanych WSI. Potem na szefa komisji prezydent Lech Kaczyński powołał swego doradcę Jana Olszewskiego.
Kontrolerzy SKW ustalili, że:
- między wrześniem a październikiem ktoś bez uprawnień i nieformalnie sprawdzał w tajnej kancelarii materiały operacyjne dotyczące konkretnych osób; - między październikiem a listopadem ewidencję operacyjną skopiowano na twarde dyski, ale niezarejestrowane;
- do grudnia wynoszono poza tajną kancelarię teczki operacyjne.
Jeśli te informacje się potwierdzą, to nie znajduję odpowiedniego słowa, skandal to za mało" - mówi "Gazecie" b. szef WSI gen. Marek Dukaczewski. "To szalenie groźna sytuacja. Oznacza utratę kontroli przez służby nad najważniejszą częścią jej danych, ale też bezpowrotną utratę zaufania do służb osób, które miały gwarancje, że ich dane będą wieczyście chronione. Nie wiadomo, kto i po co te dane wykradł. By je sprzedać np. innym służbom?" - dodaje.
Dukaczewski przewiduje poważne konsekwencje międzynarodowe: "Polska musi powiadomić NATO o tym wypadku nadzwyczajnym, bo jako członek NATO podlegamy kontroli w sprawie przechowywania tajnych dokumentów".
Aleksander Szczygło, b. szef MON w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, ucina: "Za moich czasów służby działały zgodnie z prawem. Nie będę komentować prasowych doniesień".
O tym, że w SKW i w komisji weryfikacyjnej WSI kopiowano twarde dyski, obecny szef MON Bogdan Klich usłyszał od funkcjonariuszy 16 listopada, kilka godzin po swej nominacji. Zażądał wyjaśnień od ówczesnego p.o. szefa SKW płk. Andrzeja Kowalskiego (prawa ręka Macierewicza). Kowalski odpisał ministrowi tylko, że twarde dyski "nie były kopiowane między 13 a 17 listopada". Macierewicz twierdził, że w ogóle nie mogło do tego dojść, bo komputery są zabezpieczone przed nieuprawnionym kopiowaniem.
Właśnie między 13 a 17 listopada, czyli tuż przed zaprzysiężeniem nowego rządu, Olszewski kazał przenieść komisję weryfikacyjną z siedziby SKW do prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Tłumaczył, że w SKW "nie mógłby ponosić pełnej odpowiedzialności za prace komisji".
Niezależnie od tego, gdzie komisja urzęduje, nadal podlega szefowi SKW. Mimo to Olszewski odmówił gen. Reszce wpuszczenia kontroli do siedziby komisji. Szef SKW chciał sprawdzić, jak dokumenty się przechowuje i czy nie były kopiowane. Reszka zawiadomił Prokuraturę Okręgową w Warszawie, że Olszewski "nadużywa swojej funkcji".
Źródło: "Gazeta Wyborcza"