Dzięki takim osobom jak Saphryn Shikaze możemy poznać kraj podczas toczącej się wojny. Fotograf, o którym mowa, żeby zrealizować swój cel, do Ukrainy wyruszył aż z Japonii. Celem było udokumentowanie przywracania pokoju. Bohaterami jego zdjęć są żołnierze, ale też cywile i ratownicy medyczni. O swojej misji, ważnych zdjęciach i o realiach życia podczas wojny opowiedział reporterce Katarzynie Rosickiej.
Saphryn Shikaze jest fotografem i od czasu rewolucji na Majdanie inspiruje się Ukrainą. Po rozpoczęciu w ubiegłym roku inwazji przez Rosję od razu pojechał na front. Dokumentuje zarówno ludność cywilną jak i żołnierzy Ukrainy. W rozmowie reporterką Katarzyną Rosicką, pochwalił się zdjęciem, które, jego zdaniem - uchwyciło ukraińskiego ducha. Opowiedział też, jak wygląda życie cywilów w Donbasie, jak poradził sobie ze stratą dwóch bliskich osób na froncie i co skłoniło go do wyjazdu na obszar objęty wojną.
Shikaze z Japonii przyjechał do Ukrainy w kwietniu 2022 roku. - Moją misją było udokumentowanie przywracania pokoju w Ukrainie. Nie wiedziałem, jak to wygląda. To pierwszy konflikt, przy którym pracuję. Konkretny powód, dla którego tu jestem, to rewolucja na Majdanie. Byłem nią zainspirowany. Od 2013 roku śledziłem, przyglądałem się wiadomościom z Ukrainy i walce Ukraińców o ich suwerenność. Kiedy tylko konflikt rozwinął się na pełną skalę, wiedziałem, że muszę tu być i coś zrobić - mówił w rozmowie z Katarzyną Rosicką.
Fotograf relacjonuje z linii frontu albo jej okolic. - Obracam się głównie w rejonie Donbasu. Patrząc na mój czas spędzony w Ukrainie, około 80 procent to właśnie linia frontu albo jej okolice. Jestem tu od ponad półtora roku. Spośród tego cztery miesiące spędziłem z wojskiem. Z oddziałami ochotniczymi - mówił.
"Ich miłość do ojczyzny jest widoczna wszędzie"
Na swoich zdjęciach Shikaze pokazuje wiele oblicz wojny. Obserwuje, że wielu ochotników decyduje się na wejście w szeregi żołnierzy. - Ludzie z Ukrainy nie są ludźmi łatwymi do pokonania. Uważam, że Ukraińcy nie zaakceptują porażki. Widziałem wiele twarzy, aspektów wojny, ale to, co ze mną zostało na dłużej, to ilość ludzi, którzy zgłosili się dobrowolnie do walki. To ludzie, którzy walczą o wolność, suwerenność swojego państwa. Ich miłość do ojczyzny jest widoczna wszędzie, pokonuje wszystko. A ja mam przyjemność uchwycenia tego na zdjęciach - tłumaczył.
"To zdjęcie uchwyciło Ukrainę"
Zapytany o jego najważniejsze zdjęcie, nie zastanawiał się zbyt długo. Przywołał zdjęcie ratownika, który pomagał po strzale szkoły w Kramatorsku. Jak stwierdził, ta właśnie ta fotografia uchwyciła walecznego ducha Ukrainy.
- Jest kilka ważnych zdjęć, ale jedno, które przychodzi mi od razu do głowy, przedstawia ratownika medycznego. Ten ratownik odpowiada na wyzwanie dotyczące ostrzału szkoły w Kramatorsku. To było w czerwcu ubiegłego roku. Szkoła podstawowa numer 23 w Kramatorsku została wtedy właściwie zrównana z ziemią - opowiadał.
ZOBACZ TAKŻE: Atak Rosji na Ukrainę. Relacja w tvn24.pl
- Ratownik stał na szczycie tych gruzów, a spod nich unosił się dym. Odwrócił się i spojrzał prosto na mnie. Wtedy zrobiłem zdjęcie. Myślę, że to zdjęcie uchwyciło Ukrainę, obywatela Ukrainy. Świadomość, że jest przed nimi ogrom pracy, wysiłku, poświęcenia, by osiągnąć to, czego chcą. A oni stoją na szczycie tych gruzów, patrzą wprost na kolejne wyzwania i robią wszystko, co w ich mocy. Nawet w obliczu ciągłych ostrzałów. To jest ten duch, który żyje w Ukrainie - dodał gość Katarzyny Rosickiej.
Niebezpieczne życie cywilów w Donbasie
- Co z ludnością cywilną? Czy nie stracili jeszcze ducha? - pytała Katarzyna Rosicka.
- Ludzie, którzy żyją w wioskach przy linii frontu są… powiedziałbym "pro-Donbas". Są tam, bo tam jest ich miejsce, bo kochają Donbas. Trudno jest ich przekonać do ewakuacji, nawet kiedy robi się bardzo niebezpiecznie. Wolontariusze wykonują ogrom pracy, rozmawiają i dyskutują z nimi. Nawet kiedy nie wyjeżdżają, są bardzo gościnni, uprzejmi. Sadzają przy stole, dają jedzenie, napoje. Poznawanie ludzi z Donbasu daje nam kolejną dawkę motywacji do działania. Do informowania ich o tym, gdzie jest linia frontu. Często jest to niebezpieczne już dla nas samych. Musimy pamiętać, że ci ludzie tracą wszystko. Tracą swoje domy, swój dobytek w momencie, w którym decydują się na wyjazd. To niezwykle trudna decyzja i w tym nasza rola, by ich przekonać, by pomóc im w podjęciu słusznego wyboru - opowiadał.
"Przekuć ból w siłę do udzielania dalszej pomocy"
Jak przekazała reporterka, w ostatnim czasie Shikaze stracił dwoje swoich przyjaciół, którzy byli wolontariuszami w Ukrainie. Rosicka zapytała, w jaki sposób udało mu się wrócić do swojej pracy po tej stracie. Fotograf opowiedział też, jak wygląda jego działalność w Ukrainie.
- Moją główną misją, gdy tu przyjechałem, było uchwycenie procesu ustalania pokoju w Ukrainie. Robię to poprzez jeżdżenie w turze z wolontariuszami albo z żołnierzami. Staram się udokumentować ich pracę. Kiedy zacząłem jeździć z organizacją "Road to relief", przyjąłem pośrednio rolę ich dokumentalisty. Zapewniałem im zdjęcia, nagrania, dzięki którym mogli tworzyć swoje raporty i promować zbiórki. Wypełniałem tę rolę w czasie kiedy straciliśmy naszą dyrektorkę, Emmę Igual i innego wolontariusza "Tonko" Ihnat’a z Kanady. Kiedy tylko usłyszałem, co się stało, od razu pomyślałem, że może fotografia to nie jest to, co powinienem robić - powiedział.
- Zdałem sobie sprawę, że muszę się postarać, że muszę pomóc. Może jako rzecznik prasowy. Po prostu zrobić wszystko co w mojej mocy, aby podnieść się z tych dwóch tragicznych śmierci. Z tego poczucia straty. Przekuć ból w siłę do udzielania dalszej pomocy. "Road to relief” pomogło wielu osobom. Jesteśmy aktywni od samego początku tej wojny i działamy na linii frontu i blisko niej. Jesteśmy dumni z tego wszystkiego, ale jeszcze wiele pracy przed nami, abym mógł wrócić do bycia tylko fotografem - przyznał fotograf.
Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Saphryn Shikaze