"Rzuć bracie blage i chodź na Prage, weź grube lage, melonik tyż. (...) Byle łamage i Babe Jage u nas się bierze pod żeberko i za kark." To hymn warszawskiej Pragi. Ale myli się ten, kto by pomyślał, że to tylko dawny warszawski folklor. Ten wyląduje jak byle łamaga, baba Jaga albo redaktorzyna z TVN.
Och, jak nie chciałem robić dziś trafficu, czyli raportu z dróg, Akcji Znicz i liczenia ofiar. Wytężyłem więc szare komórzyska i wymyśliłem na Wszystkich Świętych temat o zapomnianych cmentarzach. Kupili - a więc do roboty. Wsiadamy z Radkiem (panem operatorem) do auta i jedziemy na Pragę. Konkretnie - na odludzie między torami kolejowymi za Starą Pragą, tuż obok tak zwanego "Trójkąta Bermudzkiego" (i wszystko jasne). Na tymże odludziu znajduje się bowiem cmentarz choleryczny, na którym leży prawie pięćset ofiar zarazy z drugiej połowy XIX wieku. Stan opłakany - i o to nam dziś chodzi. Dojeżdżamy, parkujemy między rozpadającymi się kamienicami i linią kolejową. Podekscytowani czekającą nas kilkusetmetrową wedrówką przez chaszcze do zapomnianego cmentarza, sami zapominamy, gdzie jesteśmy. Zamykamy auto i w drogę. Wracamy po godzinie, zdjęcia wyszły pierwszorzędne, mam więc świetny humor i żartuję sobie z Radkiem, że jak porzuciliśmy auto w takiej okolicy, to pewnie już je rozebrali. Dochodzimy. Auto stoi. Całe. Wsiadamy, jedziemy. Ale nie ujechaliśmy stu metrów, a tu patrzę - lusterko jakoś tak nienaturalnie odchylone. Poprawiam. Ale coś jednak nie gra, bo w samochodzie coraz intensywniejszy zapach czegoś... no właśnie... czegoś, co jest połączeniem spirytusu, wody z wazonu z gnijącymi kwiatkami i jeszcze kilku wyczuwalnych nut zapachowych. Mieszanka piorunująco-wybuchowa. Pierwszy wybucha Radek, bo chyba nieprzywykł do takich doznań zapachowych (ja też nie, ale jakoś lepiej je znosiłem) i słowami nie do cytowania dziękuje za takie wrażenia. Ale skąd się biorą? Zatrzymujemy się i dokonujemy obchodu auta. Ktoś nam uprzejmie i metodycznie oblał szyby tajemniczą cieczą. Ciecz wlała się najwyraźniej również do kratek wentylacyjnych i stąd wniknęła w nasze nozdrza i zatruła krew pobratymczą. A ile w nas jadu i złorzeczenia! Ile słów obraźliwych! Ile żółci! A przecież po prostu należało zaparkować przy ulicy i już. Mają za swoje, redaktorzyny z tefauenu, po co się pchają, gdzie ich nie chcą. Nie pamiętali hymnu Pragi, to chociaż powinni pamiętać nowsze dokonania praskiego składu Killa Familla: "Człowieku, to jest Praga, przy tym Brooklyn wysiada!". My też wysiadamy. Z samochodu.