Muszę przyznać, że w polityce najbardziej interesują mnie ludzie. Rzecz jasna chodzi o znacznie więcej – o program wyborczy, o wyznaczone cele i o metody ich osiągania. Chodzi też o wartości i motywacje, które ludzi do polityki popychają. Ale przede wszystkim, w samym centrum są ludzie, którzy swoimi postawami budują zaufanie i zjednują wyborców... albo wręcz odwrotnie.
Platforma zyskała właśnie człowieka oceniającego ostatnie 2 lata rządów PIS jako porażkę, którą zamierza przeistoczyć w sukces Platformy Obywatelskiej.
Radosław Sikorski, były minister obrony, absolwent anglosaskich uczelni, mąż laureatki Pulitzera Anne Applebaum - przyniesie Platformie chlubę. Nawiązuje do etosu przedwojennego oficera, jest politykiem lubianym i cenionym ale przez PIS niedocenionym. Zawsze deklarował, że jest bezpartyjny, choć blisko mu do konserwatywnych poglądów angielskich Torysów. W wywiadach prasowych nakreślił wizerunek tradycjonalisty i patrioty, składającego hołd polskiemu mundurowi i przedwojennej państwowości. Takie wartości nie mogły być bliższe i bardziej tożsame z budowanym image Prawa i Sprawiedliwości. Teraz ten sam człowiek głośno mówi o zażenowaniu, z jakim obserwował postępującą degrengoladę rządu Jarosława Kaczyńskiego. Ludzka twarz człowieka, który ma dość personalnych rozgrywek, zamachów gabinetowych i wyborów dyktowanych niczym nieumotywowaną nieufnością.
PIS po mistrzowsku potrafił dotąd otaczać się fachowcami nie związanymi z partią. Zyta Gilowska, Zbigniew Religa, Grażyna Gęsicka, czy właśnie Radosław Sikorski byli elitą tego rządu. Niestety. Jak pokazuje przykład Radosław Sikorskiego, ale także Antoniego Mężydły czy Kazimierza Marcienkiewicza - Jarosław Kaczyński nie potrafi ich przy sobie utrzymać. Na pewno są powody, na pewno każda historia jest inna, każdy ma swoje ambicje i wszędzie są małe wojenki. Rzecz w tym, by postawić na właściwych ludzi. Ale PiS wybiera inaczej... dlaczego?
Moim zdaniem – Jarosław Kaczyński wybrał frakcję Porozumienia Centrum i ludzi, którzy z Kaczyńskim byli od zawsze. Marek Kuchciński, Przemysław Gosiewski, Ludwik Dorn na zawsze z Nim zostaną. Dlatego nie zdziwiłby mnie wkrótce inny transfer – posła PIS Pawła Zalewskiego, z którym nikt o listach nie rozmawia.
Wszyscy „odtrąceni“, których wymieniłam z nazwiska – są lubiani przez „salon“ przez co zagrażają jedności partii, bo mogliby mieć w niedługim czasie niepokojąco rosnące ambicje. Lepsi mierni, ale wierni.