Okres od orzeczenia wyroku sądu 24-godzinnego do rozpoczęcia kary może trwać nawet do pół roku - donosi "Dziennik Łódzki".
- Nawet pół roku może minąć, zanim 20-letni Tytus P., student I roku geografii na Uniwersytecie Łódzkim, skazany w przyspieszonym trybie za czyn chuligański, zakasze rękawy przy pracach społecznych, które są jednym z elementów jego kary - pisze łódzka gazeta. Dlaczego? - Otóż 24-godzinne sądy nie mogą przeskoczyć ślimaczego tempa przepływu dokumentów, zbyt małej liczby urzędników w sekretariatach sądów, a nawet... przepisów pocztowych.
Trudno w to uwierzyć, ale w trybie przyspieszonym droga do wykonania kary jest tak samo długa, jak przy zwykłym. Skazany ma trzy dni na wystąpienie o uzasadnienie wyroku, sędzia kolejne trzy na jego sporządzenie, a winowajca siedem dni na odwołanie się od wyroku. Nawet jeśli się nie odwoła, prawomocny wyrok sądu 24-godzinnego trafi najpierw do przewodniczącego wydziału sądu grodzkiego, który musi zatwierdzić jego uprawomocnienie. Stąd orzeczenie jest przekazywane do sekcji wykonywania wyroków. Ta ostatnia nie ma ustalonego terminu wysłania wezwania do zapłaty grzywny czy stawienia się w sądzie w celu wyznaczenia miejsca prac społecznych. Bywa, że takie wezwanie trafia do skazanego nawet po trzech miesiącach.
Źródło: "Dziennik Łódzki"