To coś więcej niż studium genialnej postaci, która jednocześnie jest toksyczną tyranką, bezwzględnie nadużywającą zdobytą władzę. Wchodząc za kulisy świata muzyki klasycznej, Todd Field pisze nienachalny, pozbawiony moralizatorstwa traktat filozoficzny o kondycji kultury cywilizacji zachodniej.
To jeden z tych filmów, o którym trudno zapomnieć. Niech to będzie zachęta, a nie przestroga. Amerykański aktor, reżyser i scenarzysta Todd Field doskonale wie, jak chwycić swoją widownię za gardło. Najdoskonalej pokazuje to jego trzecia pełnometrażowa fabuła "Tar", która zachwyciła krytykę i publiczność podczas ubiegłorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji, gdzie jury pod przewodnictwem Julianne Moore nagrodziło Cate Blanchett za główną rolę. Nic dziwnego. Blanchett wzbiła się na wyżyny aktorstwa, tworząc jedną z najbardziej ikonicznych postaci kobiecych w kinematografii XXI wieku. Zresztą Field napisał scenariusz z myślą o australijskiej aktorce i gdyby nie przyjęła tej roli, film by nie powstał. Trudno sobie wyobrazić ten film z kimkolwiek innym w roli głównej.
16 lat po "Małych dzieciach" z Kate Winslet, Jennifer Connelly i Patrickiem Wilsonem, który opisywany był jako "film o smutku przedmieść", Field sięgnął po zupełnie inną strategię autorską. W "Tar" zamiast przyglądać się wybranym grupom społecznym stworzył precyzyjne studium przypadku. Jakby uporczywie szukał odpowiedzi na pytanie: co kryje się za geniuszem? A że jest niezwykle uzdolnionym filmowcem, nie poszedł na skróty. Nieco na przekór popularnym i łatwym do "sprzedania" trendom kręcenia filmów biograficznych legendarnych postaci historycznych, Field sięgnął po fikcję. Przy okazji udowodnił prawdziwość słów Francisa Bacona: "Prawda jest bardzo trudna do opowiedzenia, dlatego czasem potrzebuje fikcji, żeby ją uwiarygodnić".
"Tar" i mistrzowski popis aktorstwa Cate Blanchett
"Tar" jest historią fikcyjnej amerykańskiej genialnej dyrygentki i kompozytorki Lydii Tar, która dotarła na szczyt i jako pierwsza została główną dyrygentką Berlińskich Filharmoników, co w świecie muzyki klasycznej uznawane jest jako największy z możliwych sukcesów. Dzieli życie pomiędzy Berlin i Nowy Jork. W niemieckiej stolicy mieszka z żoną - Sharon Goodnow (w tej roli równie fascynująca Nina Hoss - zdobywczyni Srebrnego Niedźwiedzia Berlinale 2007 za rolę w filmie "Yella" Christiana Petzolda), tworząc "power couple" berlińskiej orkiestry. Goodnow jest pierwszą skrzypaczką zespołu, wywodzącą się z bardzo wpływowej berlińskiej rodziny muzycznej. Razem wychowują córkę - Petrę, współpracują przy realizacji kolejnych koncertów, nagrań i innych projektów Tar.
Sama genialna dyrygentka gromadzi wokół siebie wiele młodych, utalentowanych, początkujących dyrygentek i wirtuozek, które traktuje jak zabawki. Bowiem ta sama Tar - wybitna, genialna, inteligentna i onieśmielająca erudycją artystka - jest jednocześnie narcystyczną manipulatorką, wykorzystującą swoją pozycję do zaspokajania własnych potrzeb, umacniania swojego ego. Tu postawię kropkę, jeśli chodzi o samą fabułę.
Prawdopodobnie nikt nie miał dotychczas wątpliwości, że Cate Blanchett jest jedną z najbardziej utalentowanych i najwybitniejszych aktorek współczesnego kina i teatru. W "Tar" dostała możliwość stworzenia roli życia i z niej skorzystała. - Przez to, że była to rola wymagająca fizycznie, a jej echa ciągle są we mnie, myślę, że - podobnie jak spora część widowni - potrzebuję czasu, żeby sobie to przepracować. Oczywiście, mam ogromne szczęście, że pracuję z niesamowitymi reżyserami, którzy odmienili moje życie. Jeśli to wszystko składa się w taką całość, to (ta postać -red.) pozostaje we mnie i sprawia, że nie mam ochoty ponownie pracować. Naprawdę myślę, że czas, aby skończyć z aktorstwem - powiedziała w niedawnym wywiadzie aktorka. Oby to nie była jej ostateczna decyzja. Jednak jestem w stanie zrozumieć, jak wyczerpująca i wymagająca była to dla niej postać. Z łatwością można to zauważyć w niuansach Tar w wydaniu Blanchett: zrytualizowane obsesje, najdrobniejsze tiki, gestykulacja, mimika. Aktorka, która gra na pianinie i czyta nuty, dzięki współpracy z dyrygentką Natalie Murray Beale, wypracowała własny styl prowadzenia orkiestry.
Ostatecznie "Tar" to coś więcej niż studium genialnej postaci, która jednocześnie jest toksyczną tyranką, bezwzględnie nadużywającą zdobytej władzy. Wchodząc za kulisy świata muzyki klasycznej, Field pisze nienachalny, pozbawiony moralizatorstwa traktat filozoficzny o kondycji kultury cywilizacji zachodniej. Stawia szereg bardzo aktualnych, niejednokrotnie trywializowanych pytań. Jakich? Tej przyjemności nie odbiorę nikomu.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Universal International Pictures