- Brak tych środków prawdopodobnie spowodował taki, a nie inny procent zakażonych. Jesteśmy wyeliminowani z systemu niesienia pomocy innym - powiedział w programie "Tak jest" na antenie TVN24 profesor Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej odnosząc się do przypadków koronawirusa potwierdzonych u personelu medycznego. Jego zdaniem nie doszłoby do sytuacji, w której co szósta zakażona osoba w Polsce to medyk, gdyby rząd wcześniej zareagował na wieści o nadchodzącej pandemii COVID-19.
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej stwierdził, że obecnie polski system ochrony zdrowia jest przygotowany do walki z rozprzestrzenianiem się koronawirusa podobnie jak systemy innych państw. - Reagujemy na bieżąco. Czasem ta reakcja jest nieadekwatna do potrzeb, czasem spóźniona o jeden dzień, tydzień, dwa tygodnie i w związku z tym nieskuteczna - przyznał profesor Matyja.
"Jesteśmy wyeliminowani z systemu niesienia pomocy innym"
W czwartek Główny Inspektorat Sanitarny poinformował, że co szósty potwierdzony przypadek zakażenia koronawirusem w Polsce dotyczy członków personelu medycznego. Stanowi to około 17 procent wszystkich zdiagnozowanych osób.
Zdaniem profesora Matyi, główną przyczyną tej statystyki są braki środków ochrony osobistej.
- Środki ochrony osobistej to nie żaden przywilej i luksus medyka. To przede wszystkim bezpieczeństwo naszych pacjentów i bezpieczeństwo społeczne. To są środki zabezpieczające przed transmisją wirusa, żebyśmy jako lekarze nie stali się źródłem rozpowszechniania - zaznaczał.
- Brak tych środków prawdopodobnie spowodował taki, a nie inny procent zakażonych. Jesteśmy wyeliminowani z systemu niesienia pomocy innym - dodał.
"Gdybyśmy wcześniej dokonali zakupów, nie byłoby takich braków"
- Analizowałem te 17 procent przypadków osoba po osobie. Mamy - przynajmniej lekarzy -zidentyfikowanych z imienia i nazwiska. Większość z nich nie zostało zakażonych w szpitalach jednoimiennych, które mają zdecydowanie lepszy dostęp do środków ochrony indywidualnej. Większość z nich zarażono w szpitalach, które udzielają świadczeń wszystkim innym - zauważył profesor.
Jak wyjaśniał Matyja, większość chorych przechodzi zakażenie bezobjawowo i nie ma świadomości, że jest źródłem rozprzestrzeniania się wirusa. - I tu jest problem. Nie mamy na tyle tych środków, by zabezpieczyć świadczenie usług zdrowotnych: począwszy od gabinetów stomatologicznych, poprzez prywatną praktykę, zakłady publiczne i niepubliczne, poradnie, skończywszy na szpitalach - wyliczał.
Zdaniem profesora, nie doszłoby do takiej sytuacji, gdyby Polska wcześniej zareagowała na koronawirusa. - Wystąpiłem z apelem w lutym. Wtedy na moją osobę spłynęło wiele nieprzyjemnych stwierdzeń i hejtów. Okazało się, że miałem rację. Gdybyśmy wcześniej dokonali zakupów, nie byłoby takich braków. One są uzupełniane z dnia na dzień, ale nieadekwatnie do potrzeb - ocenił.
"Kwarantanna jest najdroższym elementem walki z epidemią"
Zdaniem gościa Moniki Olejnik, pracownicy służby zdrowia powinni co najmniej raz w tygodniu przechodzić testy pod kątem koronawirusa. - To najtańszy sposób, żeby nie eliminować niepotrzebnie pracowników ochrony zdrowia. Przez to cały system może nam paść w niedługim czasie, gdy zamykane będą całe oddziały - zauważył.
Jak dodał, podobnie powinno postępować się z osobami w kwarantannie. - Kwarantanna jest najdroższym elementem walki z epidemią - stwierdził. - To jest ta najbardziej wyselekcjonowana grupa, gdzie jest największe źródło potencjalnego zakażenia - zaznaczył profesor. Dzięki testom możliwe byłoby wyeliminowanie większej liczby osób z izolacji, które mogłyby szybciej wrócić do pracy.
"Nie ugięliśmy się i będziemy mówić o tym, jaka jest sytuacja"
Gość Moniki Olejnik został także poproszony o odniesienie się do pisma resortu zdrowia z 20 marca, adresowanego do konsultantów krajowych. Zostali oni zobligowani do tego, żeby zobowiązać wojewódzkich konsultantów do niewydawania opinii na temat epidemii COVID-19.
Gospodyni programu pytała, czy zdaniem profesora lekarze nie powinni wypowiadać się na temat koronawirusa. - Mamy konstytucyjny obowiązek wypowiadania się i nie tylko prawo do tego, by informować społeczeństwo o zagrożeniu epidemicznym. Stosujemy się do kodeksu etyki lekarskiej i mamy obowiązek mówienia o zagrożeniach - odpowiedział Andrzej Matyja.
Przyznał także, że te doniesienia wywołały w środowisku lekarskim oburzenie. - Nie ugięliśmy się i będziemy mówić o tym, jaka jest sytuacja. To nie jest coś niepotrzebnego. Wręcz odwrotnie. Z naszych komunikatów i wypowiedzi powinni czerpać, uczyć się i wyciągać wnioski rządzący. Dla dobra nas wszystkich - podkreślił profesor.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock