14 lipca kontynuowany będzie proces odwoławczy Monzera M., ginekologa skazanego w pierwszej instancji za gwałcenie i molestowanie pacjentek - zdecydował w piątek Sąd Okręgowy w Gliwicach. Nie wiadomo, czy tego dnia zapadnie wyrok. Lekarz został zatrzymany w 2018 roku po tym, jak na policję zgłosiła się jedna z pokrzywdzonych kobiet. Według śledczych ofiar w ciągu 14 lat było dużo więcej, bo 26.
Ginekolog syryjskiego pochodzenia, praktykujący między innymi w Zabrzu, usłyszał nieprawomocny wyrok w pierwszej instancji w 2020 roku. Sąd skazał go wtedy na 15 lat pozbawienia wolności i również na 15 lat zakazał mu wykonywania zawodu. Oprócz tego Monzer M. miał wypłacić pokrzywdzonym zadośćuczynienie. Od wyroku odwołała się obrona.
Pierwszy proces, przed sądem rejonowym, z uwagi na dobro pokrzywdzonych toczył się bez udziału publiczności. Z tych samych powodów z wyłączeniem jawności toczy się także rozprawa odwoławcza przed sądem okręgowym. Termin piątkowego posiedzenia został wyznaczony po wielu miesiącach – sąd bardzo długo czekał na kolejną opinię biegłych, uzyskał ją dopiero niedawno. Jak poinformowała rzeczniczka sądu sędzia Agata Dybek-Zdyń, na 14 lipca zaplanowano ciąg dalszy rozprawy odwoławczej, nie wiadomo jednak, czy tego dnia zapadnie wyrok.
Pierwsza ofiara w 2004 roku
Według ustaleń śledczych, do przestępstw miało dochodzić od 2004 do 2018 roku. W tym czasie w gabinetach w Zabrzu, Gliwicach i Knurowie ofiarą Monzera M., dziś 53-letniego, miało paść 26 kobiet.
Mężczyzna miał popełniać gwałty lub molestować seksualnie pacjentki podczas badań ginekologicznych, gdy kobiety zostawały z nim sam na sam.
Po wszczęciu postępowania policjanci apelowali za pośrednictwem mediów, by zgłaszały się inne pokrzywdzone.
Nie przyznał się do winy
Jak podawała prokuratura po skierowaniu aktu oskarżenia do sądu, materiał dowodowy oparty jest na zeznaniach świadków, opiniach biegłych oraz zgromadzonej dokumentacji.
Podczas śledztwa ginekolog nie przyznał się do popełnienia żadnego z przedstawionych mu zarzutów, początkowo składał wyjaśnienia, później tego odmawiał.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja