…Byle by tylko był to konstruktywny sceptycyzm ( o ile cos takiego istnieje). Innymi słowy chodzi o to, że entuzjazmem można i trzeba zarażać. Jeśli jednak większość z nas się zagalopuje potrzeby jest ktoś, kto lekko klepnie nas w czółko i skieruje na właściwe tory.
W dniu pamiętnej decyzji już niemal wyłonił się kandydat na szefa komitetu organizacyjnego. Rozentuzjazmowany premier Kaczyński sam nawet gotów był przyjąć te zaszczytną funkcję. Dzięki Bogu ktoś mu to wyperswadował i zapewne pozostanie przy swoich dotychczasowych zajęciach. Nie jestem pewny czy w momencie, gdy ten wpis się ukaże będziemy już mieć szefa (komitetu organizacyjnego) czy też nie. Prawdę mówiąc wątpię (sam zaczynam być sceptykiem?) Zresztą rozmawiając z ludźmi dobrze zorientowanymi (prawnikami, przedstawicielami władz regionalnych i członkami sztabu EURO 2012) zrozumiałem, że sprawa będzie tak skomplikowana jak każda związana z wielkimi pieniędzmi i polityką. Mój dzisiejszy ból głowy nie jest jeszcze zapewne wynikiem troski o EURO, ale jeszcze nie raz głowa mnie i Was zaboli. Oj będziemy mieć aferki mniejsze i afery większe. Na szczęście nad wszystkim czuwać będzie UEFA, która o własne interesy potrafi zadbać. My też będziemy czuwać.
Swoja drogą dla mnie najważniejsze jest to, w jaki sposób „regiony” będą starały się ( i czy będą się starały) wykorzystać futbolowy boom. Jestem przekonany i zawsze będę to powtarzać, że nie będzie u nas profesjonalnego sportu, jeśli nie będzie dziesiątek tysięcy dzieci grających w piłkę lub uprawiających inne dyscypliny. Nie będzie zdrowego społeczeństwa, jeśli ludziom, którzy próbują inwestować swoje pieniądze w sport na poziomie „dziesięciolatków” będzie się rzucać kłody pod nogi zamiast im pomagać. Nie będzie właściwej pracy z dziećmi i młodzieżą, jeśli trenerzy zarabiać będą 600 złotych a młodzi sportowcy biegać będą po klepiskach lub namiastkach boisk z bramkami bez poprzeczek. Przecież to chore.
Nie ma nic piękniejszego niż rywalizacja najmłodszych. Oni naprawdę potrafią bardzo wiele, ale im są starsi tym więcej dostrzegają. Im więcej dostrzegają tym częściej trzeba z nimi rozmawiać i wskazywać drogę. Tę właściwą drogę. Nie muszą zostać piłkarzami. Mają być dobrymi, mądrymi ludźmi a sportowa rywalizacja może ich tego nauczyć. Nie pisze niczego odkrywczego, ale nadal wydaje mi się, że prezesi wielkich klubów wolą wydawać dziesiątki milionów na niby ukształtowanych piłkarzy niż zainwestować w bazę dla kilkuset chłopców, z których wyszkolą kilku do swojej drużyny, kilkunastu do innych klubów a kilkudziesięciu z pewnością będzie sobie radzić w życiu bez piłki, ale o wiele sprawniej niż ich koledzy z podwórka, których jedynym zajęciem poza szkołą jest wałęsanie się po ulicach w towarzystwie starszych kolegów.
Tym wielce (wielokrotnie)złożonym, ale prawdziwym w swojej wymowie zdaniem kończę mój przydługi wywód. Na koniec pragnę jeszcze tylko podziękować za miłe słowa tym, które je piszą i przeprosić tych, których moje wpisy irytują.
Acha, no i jeszcze mogę w tym miejscu obiecać, że nie będę już opowiadać dowcipów. Mój występ w Maratonie Uśmiechu był całkiem przypadkowy, a każdy mój znajomy lub znajoma powie Wam, że w ich towarzystwie dowcipów nie zwykłem opowiadać. Złośliwi powiedzą „i całe szczęście”, życzliwi przemilczą.
Pozdrawiam jednych i drugich