Wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna opowiada "Polsce" o dworze i drużynie nosorożców w Platformie, o scenach jak z "Psów" w służbach specjalnych, o tym kto źle doradza prezydentowi, co w rządzie będzie robił Jan Rokita oraz kto płakał i klaskał po wejściu Donalda Tuska do Kancelarii Premiera. Oto fragmenty tego obszernego wywiadu:
- "Mówi się, że polityka wyklucza przyjaźń. Ale w Platformie sporo jest dobrych, niepolitycznych relacji między ludźmi. To jeden z kluczy do naszego sukcesu. (...) Jesteśmy grupą ludzi, która lubi ze sobą przebywać. Nie jesteśmy dworem, bo on jest usłużny, składa się z dworzan. Jest przytakujący". - "Mówiłem Rokicie, że trudne, wręcz niemożliwe, jest zbudowanie drużyny z samych gwiazd. W koszykówce jest jeden kapitan, jeden rozgrywający i jedna piłka. Jak jest pięć gwiazd, to musi być pięć piłek, ale wtedy nie da się grać. Nie wiem, czy Rokita wtedy to zrozumiał.(...) Z Rokitą byłyby kłótnie, rozmowy o Radzie Ministrów, o programie rządu w czasie wyborów. A tak wszyscy widzieli, jak poszliśmy na całość, po zwycięstwo". - "Powinien się zaangażować. Zależy mi na nim. Mógłby być odpowiedzialny za reformę samorządową.(...) Teraz możemy zrealizować wielkie marzenie Rokity: zdecentralizować państwo. Mamy cztery lata, możemy przekazać władzę samorządom. Będę z Rokitą rozmawiać, czy chce to marzenie realizować".
W służbach specjalnych "trzeba przeprowadzić audyt. Trzeba mieć wiedzę o złych i dobrych rzeczach.(...) Za dużo jest tam rzeczy schowanych pod dywan. Musi być audyt. Jak najszybciej. Musimy to wyczyścić, ale też poddać osądowi opinii publicznej. Tylko później nie będziemy o służbach debatować w telewizji. To nie jest publicystyka, tylko najtrudniejsza część polityki". "Nie wyobrażam sobie pracy z Mariuszem Kamińskim. A samo CBA musi zostać poddane kontroli parlamentarnej". Kamiński "nie dokończy swojej kadencji w CBA, a ma ją do 2010 roku".
Marcinkiewicz "powinien się zaangażować w przygotowanie Euro. Trzeba go wykorzystać dla polskiej sprawy.(...) Powinien być twarzą tych przygotowań. Rozmawiałem już z nim o tym w Londynie". Największą zbrodnią państwa PiS była "pogarda. Dla ludzi, przeciwników, oponentów, dla wszystkich oprócz nich. Ta pogarda ich zabiła. Wprowadzili w obieg emocje, których nigdy w Polsce nie było". Ale "państwo, dziękować Bogu, nie skaczyzowało się. Więc (dekaczyzacja) jest niepotrzebna".
- "Wzruszyłem się, gdy zaraz po zaprzysiężeniu pojechaliśmy do kancelarii premiera. A tam stały panie i płakały. Miały łzy w oczach i biły brawo. Myślałem, że coś się stało, że jakaś wycieczka przyjechała, taki był tłum. A wchodziliśmy w szpalerze klaszczących urzędników. Powiedziałem do Tuska: +Jezu, przecież to niewiarygodne. Co tu się musiało dziać przez te dwa lata, że ludzie tak miło się zachowują+". Donald Tusk "jest premierem, zwycięzcą tych wyborów. Jeżeli zacznie kalkulować, że za trzy lata prezydentura, to jakby zaczął wybijać piłkę w trybuny od drugiej minuty meczu. Musi grać na całość, o dobry rząd, o sukces. Wtedy będzie miał szansę zostać prezydentem
Źródło: "Polska", APTN