BOR bez ubezpieczenia

Biuro Ochrony Rządu nie może ubezpieczyć oficerów wysyłanych w rejony działań wojennych. Nie pozwalają na to stare przepisy. W środę w Iraku zginął pierwszy BOR-owiec.

Chociaż od kilku lat funkcjonariusze BOR pracują poza granicami kraju na terenach objętych wojną, to do tej pory nie zmieniono przepisów, które umożliwiłyby ich ubezpieczenie - wytyka gazeta.

Oficerowie na własną rękę muszą więc kupować polisy ubezpieczeniowe obejmujące pracę w zapalnych rejonach świata. "Ale nie zostawiamy ich bez pomocy. Pokrywamy koszty tych polis" - mówi kapitan Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik prasowy BOR. Pieniądze na ten cel Biuro przesuwa z puli przeznaczonej np. na nagrody czy zapomogi.

BOR ubezpiecza swoich pracowników od następstw nieszczęśliwych wypadków i śmierci, ale tylko w Polsce. Twórcy ustawy nie przewidzieli możliwości wykupienia polis na kraje ogarnięte wojną - akcentuje "Rz".

- Dopuszczenie do takiej sytuacji to kompletny brak wyobraźni. Ustawę o Biurze Ochrony Rządu należało znowelizować kilka lat temu, kiedy funkcjonariusze zaczęli wyjeżdżać w strefy działań wojennych - komentuje generał Stanisław Koziej, były wiceminister obrony narodowej. - My też mieliśmy na początku misji w Iraku problemy z ubezpieczeniem wojennym żołnierzy, ale dotyczące tego przepisy są już precyzyjne - zaznacza.

Zdaniem Sławomira Petelickiego, twórcy i pierwszego dowódcy jednostki specjalnej GROM, kolejni ministrowie MSWiA zajmują się wymianą samochodów na nowsze, o funkcjonariuszy podległych im służb dbają tylko w czasie kampanii wyborczej lub gdy zdarzy się nieszczęście. Tymczasem ci odważni ludzie ryzykują życie w obronie państwa polskiego.

Kilka dni temu w Iraku zginął w zamachu terrorystycznym pierwszy polski BOR-owiec Bartosz Orzechowski. Ochraniał naszego ambasadora, generała Edwarda Pietrzyka. Jak zapewnia BOR, plutonowy wykupił dodatkową polisę - pisze "Rzeczpospolita".

Według gazety, wysokość odszkodowania dla rodziny polskiego żołnierza poległego podczas misji w kraju, w którym trwają działania wojenne, wynosi 200 tysięcy złotych.

Źródło: "Rzeczpospolita"

Czytaj także: