"Dziś w nocy w Zielonej Górze bez żadnej zgody, nielegalnie, bez poszanowania przepisów prawa zostały rozwieszone reklamy wyborcze jednego kandydata. To ten od 'leczenia dzieci' – Łukasz Mejza" - poinformował prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki i zaapelował do mieszkańców, by przesyłali informacje o tym, gdzie znajdują się nielegalne plakaty. W mieście trwa już ich sprzątanie.
O wysypie nielegalnych plakatów wyborczych Łukasza Mejzy, startującego z listy Prawa i Sprawiedliwości, od rana informował fanpage Społeczeństwo Obywatelskie - Zielona Góra. "Dostaliśmy zgłoszenie, że tej nocy ludzie Mejzy obwiesili centrum Zielonej Góry na barierkach drogowych rozdzielających ruch pieszy i samochodowy" - napisali, dodając zdjęcia plakatów.
"Lepiej by zrobił, gdyby pieniądze przeznaczył na leczenie dzieci"
Jak się okazało, rozwieszono je niemal w całym mieście. "Od dworca PKP przez całe Bohaterów Westerplatte ciągnie się jedna wielka Mejza. To jest kilkadziesiąt banerów na każdym słupie, jak dekoracje świąteczne w grudniu" - napisała w komentarzu jedna z mieszkanek.
Nieco ponad godzinę później o problemie poinformował prezydent Zielonej Góry. "Koniec, kurde, to, co się dzieje, to jest jakiś … brakuje mi słów (a nie chcę klnąć). Dziś w nocy w Zielonej Górze bez ŻADNEJ ZGODY, NIELEGALNIE, BEZ POSZANOWANIA PRZEPISÓW PRAWA zostały rozwieszone reklamy wyborcze jednego kandydata. To ten od 'leczenia dzieci' – Łukasz Mejza, lepiej by zrobił, gdyby pieniądze przeznaczył na leczenie dzieci, a nie na banery" - czytamy we wpisie Janusza Kubickiego.
CZYTAJ TEŻ: Kim jest Łukasz Mejza? Poseł i były biznesmen na listach PiS Jak dodał, "ktoś, kto nie szanuje przestrzeni miejskiej, nie szanuje też mieszkańców". Jednocześnie zaapelował o sygnały o tym, gdzie plakaty wiszą. "Nie ma zgody na zaśmiecanie miasta, ZERO TOLERANCJI dla takich działań. To musi zniknąć!!! Udostępniajcie ten post i piszcie, gdzie to jeszcze wisi!!!" - napisał.
"Omejzowali osiedle", "pojechał po bandzie, a raczej po barierkach"
Pod jego postem wysypały się komentarze internautów, którzy wskazywali kolejne lokalizacje: "Omejzowali osiedle", "Zjednoczenia - na każdej barierce i słupach", "Okolice centrum przesiadkowego - co metr plakat, ciśnienie z rana podniesione do granic możliwości".
Zwracano uwagę, że to nie tylko kwestie estetyczne i prawne, ale też że nielegalne plakaty stanowią niebezpieczeństwo dla kierowców i pieszych. "Koło kościoła Ducha Świętego ustawione ogromne banery zasłaniają przechodniów wchodzących na pasy!!!! Czy ktoś nie myśli ustawiając to g*? Zaraz będzie dochodzić do wypadków, bo naprawdę nie widać nic. Piesi w ostatniej chwili wyłaniają się zza baneru, bo to przy samym przejściu, już o rowerzystach nie wspomnę. Wybory wyborami, ale niech ci politycy mają choćby kapkę oleju w głowie!" - czytamy w jednym z komentarzy.
W komentarzach zwrócono też uwagę, że Zielona Góra nie jest odosobnionym przypadkiem. Z wysypem plakatów kandydata walczyć mają też: Krosno Odrzańskie, Gubin, Drzonków, Sulechów, Łężyca czy Lubsko.
"To jakaś przesada, ładnie typ odleciał", "Można powiedzieć pojechał po bandzie, raczej po barierkach, a teraz miasto musi sprzątać" - komentują internauci.
Senator Wadim Tyszkiewicz zwraca uwagę na koszty. "To jest coś niebywałego. Tego chyba nie było nigdy nawet w historii Polski. Dzisiaj Mejza zaatakował na ogromną skalę na wszystkich frontach. To są tysiące, tysiące banerów (jeden 50 złxminimum 5000=250 000 zł przy limicie na kampanię ok. 4000 zł), wszędzie. Skala jest niewyobrażalna" - napisał.
Trwa oczyszczanie miasta z plakatów
Od rana miejskie służby usuwają już nielegalne banery. W akcję zaangażował się nawet prezes Zakładu Gospodarki Komunalnej. "Nigdy nie zostawiam moich współpracowników samych,… bo troski i szczęścia dzielimy zawsze razem!" - napisał pod filmem, na którym niesie jeden ze zdemontowanych banerów.
"Aglomeracyjna, Westerplatte, Szosa Kisielińska już 'przejezdna' Posprzatamy wszystko!!!! Zero tolerancji" - napisał prezydent Zielonej Góry.
Usuwaniem materiałów zajęli się też społecznicy, z którymi rozmawiał reporter TVN24 Aleksander Przybylski. - Nie boimy się konsekwencji dlatego, że myśmy nie złamali prawa. Istnieje takie przekonanie, że ściągnięcie materiału wyborczego jest karalne. Owszem, w myśl kodeksu wyborczego materiał wyborczy jest chroniony i nie wolno go zniszczyć. Kampania wyborcza nie pozbawia prawa do własności prywatnej innych osób. Jeżeli te materiały zostały zamieszczone bez zgody właściciela lub zarządcy obiekty, to ma on prawo je ściągnąć - powiedzieli.
Społecznicy udali się z banerami Łukasza Mejzy do biura poselskiego Marka Asta. Spotkali tam kandydata na posła Grzegorza Maćkowiaka, któremu mimo protestów, je zostawili. Ten wezwał policję, która spisała społeczników, uznając sprawę za zakończoną.
Wysłaliśmy do posła Łukasza Mejzy pytania dotyczące tej sytuacji. Czekamy na odpowiedzi.
Kim jest Łukasz Mejza
Łukasz Mejza ma 32 lata i pochodzi z Zielonej Góry. Na stronie Sejmu przedstawiany jest jako poseł niezrzeszony reprezentujący okręg wyborczy numer 8, właśnie w Zielonej Górze. Ukończył Wyższą Szkołę Bankową w Poznaniu - Wydział Finansów i Bankowości. Przed rozpoczęciem kariery w polityce był przedsiębiorcą - jego wcześniejszą działalność biznesową szeroko opisały media. W Sejmie zasiada od 16 marca 2021, kiedy to złożył ślubowanie. Objął mandat po śmierci posłanki Polskiego Stronnictwa Ludowego Jolanty Fedak.
Choć do parlamentu wszedł z list PSL, to nie dołączył do klubu parlamentarnego ludowców. Związał się z obozem władzy. Pod koniec października 2021 roku został powołany na funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki. Dziś wiązany jest ze środowiskiem republikanów Adama Bielana, wspierających PiS w parlamencie.
OGLĄDAJ: Czarno na białym - Ukryte wpływy
Łukasz Mejza i publikacje na temat jego firmy
W listopadzie 2021 roku portal Wirtualna Polska napisał o firmie Łukasza Mejzy. Z ustaleń portalu wynikało, że obiecywała ona leczenie umierających na raka i stwardnienie rozsiane, chorych na alzheimera, parkinsona oraz inne nieuleczalne przypadłości. Z publikacji wynikało również, że miał on osobiście przekonywać rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy je wyleczy. Tymczasem metoda nie miała potwierdzenia medycznego. Reporter TVN24 rozmawiał po publikacjach z rodziną, której obiecywano pomoc. Mieli lecieć do Meksyku, by poddać terapii sześcioletnią córkę chorą na mukowiscydozę. Dopiero podczas zbiórki pieniędzy jedno ze stowarzyszeń zwróciło uwagę, że "coś jest nie tak".
Łukasz Mejza odniósł się do doniesień medialnych najpierw w oświadczeniu, a następnie na konferencji prasowej, twierdząc, że mamy do czynienia "z największym atakiem politycznym po '89 roku". Zapowiedział kroki prawne. Podczas konferencji prasowej tłumaczył m.in.: "Na dobrą sprawę tej działalności nie rozpoczęliśmy. Nie wzięliśmy od nikogo ani złotówki". W konferencji wziął udział Tomasz Guzowski, który - jak pisała Wirtualna Polska - wspólnie z Mejzą założył spółkę Vinci NeoClinic. Jak mówił, choruje na nieuleczalną chorobę genetyczną i skorzystał z terapii, która - jak zapewniał - przyniosła efekty. W trakcie konferencji Guzowski, który przyjechał na wózku inwalidzkim, w pewnym momencie wstał.
23 grudnia 2021 roku "w poczuciu odpowiedzialności za Polskę i obóz Zjednoczonej Prawicy" Mejza poinformował o "dobrowolnym" podaniu się do dymisji. "Odchodzę na swoich warunkach, z podniesionym czołem" - zapewnił w oświadczeniu. Dzień wcześniej szef klubu PiS Ryszard Terlecki zapowiadał, że "Mejzy z pewnością nie będzie już w rządzie".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wadim Tyszkiewicz