Do skomplikowanego złamania nogi siedmioletniego chłopca doszło w czasie, kiedy był w przedszkolu. Rzekomo był wypadek. Kamery zainstalowane w przedszkolu nagrały jednak, że dziecko padło ofiarą przemocy współwłaściciela placówki - informuje prokuratura.
Poszkodowany chłopiec był podopiecznym placówki prowadzonej przez jedną z fundacji. 29 września do rodziców siedmiolatka zadzwonili pracownicy przedszkola. Usłyszeli - jak informuje tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury - że ich dziecko "doznało urazu".
- Zostali zapewnieni, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Do zdarzenia miało dojść, kiedy współwłaściciel sadzał chłopca na pufie. Wtedy rzekomo dziecku powinęła się noga - opowiada Kopania.
Rodzice odwieźli syna do szpitala. Tam okazało się, że ich dziecko ma skomplikowane złamanie nogi. Opiekunowie nie mogli zrozumieć, jakim cudem do tak poważnych obrażeń mogło dojść przy tak trywialnych okolicznościach. Dlatego też po trzech dniach poszli do przedszkola, aby zobaczyć, co nagrały kamery zainstalowane w placówce.
"Kilkukrotnie nim rzucał"
To, co zobaczyli sprawiło, że poszli do prokuratury. Okazało się bowiem, że ich dziecko padło ofiarą przemocy.
- Na nagraniu widać, że chłopiec wpadł w zdenerwowanie. Doszło do tego w sali, gdzie przebywał współwłaściciel placówki. Mężczyzna chwycił chłopca, podniósł za ramiona, potrząsnął po czym kilkukrotnie rzucił na leżące na podłodze siedzisko - relacjonuje Kopania.
Śledczy wezwali 49-latka w charakterze podejrzanego.
- Mężczyzna usłyszał zarzut narażenia 7–letniego podopiecznego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i spowodowania obrażeń, które naruszyły czynności narządów na czas powyżej siedmiu dni - mówi Kopania.
Inna wersja
Podejrzanemu grozi do pięciu lat więzienia. Współwłaściciel przedszkola nie przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia. Problem w tym, że - jak mówi Kopania - jego wersja nie koresponduje z tym, co nagrały kamery.
Śledczy zastosowali względem niego dozór policyjny. Zakazali mu też wykonywania jakichkolwiek czynności związanych z bezpośrednią opieką nad dziećmi.
Prokuratorzy informują, że w najbliższym czasie planują kolejne przesłuchania.
- Konieczne jest także uzyskanie ostatecznej opinii, co do stopnia doznanych obrażeń. Analizowana będzie także kwestia pozostałych pracowników przedszkola, którzy obecni byli podczas zdarzenia - kończy Krzysztof Kopania.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock