Liczyli na duży łup. Od kilku dni obserwowali dom, który mieli "obrobić". Włamali się za pomocą łomu, potem bili i związali taśmą właściciela, którego spotkali w środku. - Jednym ze sprawców był policjant w czynnej służbie - informuje prokuratura. Zarzuty usłyszał też jego kolega i 27-letnia partnerka. Wszystkim grozi 12 lat więzienia.
W czasie dnia ścigał przestępców. Po pracy sam był jednym z nich - tyle wynika z ustaleń prokuratury w sprawie brutalnego napadu, do którego doszło w ubiegłym tygodniu pod Strykowem (woj. łódzkie). Policjant służący od siedmiu lat w pionie prewencji miał razem z kolegą i swoją dziewczyną obserwować dom rodzinny ich wspólnego znajomego.
- Podejrzani notowali, kiedy domownicy wyjeżdżają z domu. Starali się wybrać najbardziej dogodny moment do wykonania przestępstwa - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
W zeszły czwartek wybiła godzina zero. Jak ustalili śledczy, młody policjant i jego kolega ubrali się na czarno, zabrali kominiarki, gaz, taśmę klejącą i łom. Oni mieli wejść do domu "na robotę" (tak o napadzie mówił potem jeden z podejrzanych). 27-letnia dziewczyna policjanta miała być kierowcą.
- Było po godz. 13, kiedy pojechali pod dom, z którego chcieli wynieść łupy - mówi Kopania.
Po kilku minutach obserwacji pojechali do sklepu spożywczego. - Kamil poszedł po alkohol na odwagę. Kupił dwie "małpki" wódki - opowiadał śledczym kolega policjanta. Niedługo potem cała trójka podjechała znowu pod "cel". Byli zdenerwowani. Jeden z nich zapomniał wziąć z samochodu taśmy klejącej, którą chcieli zakneblować kogoś, kto wciąż mógł być w środku.
- Czekałem na Kamila parę chwil, aż wrócił z taśmą z samochodu. Potem założyliśmy rękawiczki i ruszyliśmy dalej - opowiadał śledczym podejrzany.
"Gdzie jest kasa?!"
- Oglądałem telewizję. Za parę chwil miałem wyjechać po żonę, żeby pojechać z nią na zakupy - wspomina właściciel domu.
Czuł się bezpieczny, bo drzwi wejściowe były zamknięte. W tym czasie napastnicy byli już na jego podwórku. Jak zeznał jeden z nich - biegli w kominiarkach w stronę drzwi wejściowych,
- Minęliśmy psa, ale był niegroźny. Szarpnąłem za klamkę, drzwi były zamknięte. Wtedy okazało się, że możemy wejść do pomieszczenia gospodarczego - zeznał podejrzany.
Z pomieszczenia gospodarczego można było dostać się do domu. Drzwi były zamknięte, ale zostały wyważone łomem.
- Usłyszałem coś dziwnego. Wyszedłem do przedpokoju, tam stało dwóch wysokich mężczyzn w kominiarkach. Wyglądali jak jacyś ochroniarze - opowiada ofiara włamania.
- Przez chwilę myśleliśmy, żeby stamtąd uciekać. Ale w końcu zdecydowaliśmy się robić "robotę" - zeznał potem podejrzany.
Padły pierwsze ciosy.
- Przewrócili mnie, potem zaczęli kopać. Uderzali mnie jakimś twardym przedmiotem. Krzyczeli "gdzie jest kasa?!". Ja mówiłem, że nie mam - wspomina poszkodowany.
400 złotych, 12 lat
Napastnicy szybko się rozdzielili. Jeden pilnował właściciela domu, drugi plądrował mieszkanie. Znalazł 400 złotych i telefon komórkowy. Zamaskowani sprawcy zaczęli potem wyrywać kable telefoniczne ze ścian. Po kilku minutach sprawcy wybiegli. Pobity i skrępowany taśmą właściciel został na podłodze.
- Śledztwo było prowadzone przy współpracy łódzkiego wydziału Biura Spraw Wewnętrznych KGP - informuje Krzysztof Kopania.
Jego funkcjonariusze zatrzymali 29-letniego policjanta. Mężczyzna nie przyznaje się do winy, podobnie jak jego partnerka. Zeznania złożył trzeci ze sprawców. v
- Za rozbój grozi im do 12 lat pozbawienia wolności. Wszyscy trafili do aresztu na dwa miesiące - kończy Kopania.
Jak się okazało, sprawcy dobrze znali syna zaatakowanego mężczyzny. Jak ustalili śledczy, podejrzani spodziewali się "dużego łupu".
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia Commons