Na skraju szaleństwa. Ratownicy medyczni na niekończących się dyżurach 

Zaatakowany został ratownik (zdjęcie ilustracyjne)
Tak wygląda praca ratowników
Źródło: TVN24 Łódź
240 godzin pracy w 11 dni. Tyle ma przepracować ratownik medyczny w powiecie bełchatowskim. Na etacie trwałoby to blisko półtora miesiąca. - W naszej branży od 300 do 400 godzin dyżuru w miesiącu jest normą - opowiadają nam pracownicy systemu ochrony zdrowia. Informatorzy mówią nam też o "turystyce zawodowej", która sprawia, że ratownik kończy dyżur w jednym miejscu i - teoretycznie - w tym samym momencie zaczyna w innym. A to przekłada się na bezpieczeństwo pacjentów.
Artykuł dostępny w subskrypcji
Kluczowe fakty:
  • W kilku niezależnych od siebie źródłach sprawdziliśmy, że pracownicy pogotowia w Polsce pracują kilka razy więcej niż w innych branżach. - Gdyby nie my, system by się rozsypał, bo brakuje rąk do pracy - mówi nam jeden z nich, który pracuje w czterech różnych placówkach.
  • Kodeks pracy zakłada, że po przepracowaniu na dyżurze 24 godzin pracownik musi mieć co najmniej 11 godzin przerwy. W świecie pogotowia to często fikcja.
  • Czasami jeden ratownik w dwóch różnych miastach oddalonych od siebie o kilkadziesiąt kilometrów jednocześnie kończy i zaczyna dyżur.
  • - To głębszy systemowy problem, z którym nie poradzimy sobie ot tak. Spędzanie życia na dyżurze jest konsekwencją gigantycznej dziury kadrowej - mówi ekspert.

Krzysztof* prosi, żeby zmienić jego dane i nie pokazywać jego twarzy. Zabieg pro forma, bo - jak tłumaczy - w pogotowiu i tak dobrze będą wiedzieli, kim jest. Od lat alarmuje, że sposób organizacji pracy ratowników medycznych w Polsce jest skandaliczny i stanowi podwójne zagrożenie - dla pacjentów i samych pracowników, którzy swoje życie spędzają w pracy. 

Czytaj także: