Pijana 44-latka spod Wieruszowa (woj. łódzkie) postrzeliła z wiatrówki pięcioletniego syna swojej koleżanki. Chłopiec został trafiony w ramię, na szczęście jego życiu nic nie zagraża. - Kobieta tłumaczyła, że pokazywała koleżance, jak używać broni. Wtedy miało dojść do przypadkowego wystrzału - tłumaczą tvn24.pl policjanci.
Policjanci mówią wprost - gdyby śrut trafił w głowę, lub korpus dziecka, mogło dojść do tragedii.
- Ustaliliśmy, że 44-latka z gminy Wieruszów w niedzielę po południu pokazywała koleżance broń należącą do jej męża - mówi asp. Radosław Szkudlarek z policji w Wieruszowie.
W pewnym momencie, kobieta oddała niekontrolowany strzał. Śrut utkwił w ramieniu pięcioletniego chłopca - syna koleżanki, której 44-latka prezentowała broń.
- Podejrzewana tłumaczyła, że chciała pokazać, "jak się strzela". Według jej relacji, broń sama wystrzeliła - dodaje asp. Szkudlarek.
Do trzech lat więzienia?
44-latka tuż przed wystrzałem piła alkohol. Koleżanka, której pokazywała broń, na szczęście była trzeźwa.
- To ona zawiozła pięcioletniego synka do szpitala w Wieluniu. Lekarze poinformowali policjantów o tym, że w domu pod Wieruszowem mogło dojść do przestępstwa - dodaje asp. Szkudlarek.
Policjanci szybko dotarli do 44-latki, która oddała strzał. - Funkcjonariusze ustalili, że kobieta miała ponad 1,5 promila alkoholu we krwi - dodaje rzecznik wieruszowskiej policji.
Kobieta nie została zatrzymana, bo - jak słyszymy od policjantów - przyznała się do przestępstwa i złożyła wyjaśnienia. Według funkcjonariuszy nie ma też obawy mataczenia w sprawie, czy próby ucieczki.
- Kobieta niedługo usłyszy prokuratorskie zarzuty narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia - zapowiada asp. Radosław Szkudlarek.
Centymetry od tragedii
Policja ustaliła, że 44-latka użyła długolufowej broni pneumatycznej.
- To popularna wiatrówka, na którą nie trzeba mieć pozwolenia. Nie zmienia to faktu, że z bliskiej odległości strzał mógł skończyć się tragicznie. Wystarczyło, żeby śrut trafił na przykład w głowę, lub korpus dziecka - zaznacza policjant w rozmowie z tvn24.pl.
Do incydentu doszło w budynku, w którym na co dzień mieszka rodzina 44-latki, jak i jej koleżanki. Strzał padł, kiedy obie kobiety siedziały w kuchni. W momencie zdarzenia, w domu przebywało pięcioro dzieci.
- Wcześniej w tym domu nie mieliśmy żadnych zgłoszeń – kwituje Szkudlarek.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź