Policja zatrzymała pijanego 39-latka, który w poniedziałek, 1 maja, uderzył w tył innego samochodu. Okazało się, że chwilę przed tym sprawca niemal spowodował czołowe zderzenie z innym autem. Kierowca miał włączony wideorejestrator, który nagrał, jak w ostatniej chwili uciekł przed "czołówką" na chodnik, po którym - na szczęście - w tym miejscu nikt nie szedł.
Na filmie, który niedługo po zdarzeniu trafił do sieci na profilu StopCham widać, jak jadący z naprzeciwka fiat zjeżdża na środek drogi tuż przed jadącym na niego samochodem. Kierowca auta, w którym zainstalowany był wideorejestrator wykonał manewr obronny, skręcił kierownicą w prawo tak, że auto zjechało z drogi i trasy jadącego z naprzeciwka auta. Wszystko dzieje się w ciągu kilku sekund. Na szczęście, uciekający kierowca był nie tylko skoncentrowany na jeździe, ale też miał możliwość ucieczki, bo na chodniku obok jezdni nie było akurat pieszych (chociaż sekundę wcześniej auto minęło dwie osoby na spacerze z psem).
Dopiero po krótkiej chwili kierowca wykrzykuje z przerażeniem kilka wulgaryzmów i wyzwisk w kierunku sprawcy niebezpiecznej sytuacji. Słychać też kobiecy głos, najprawdopodobniej pasażerki auta.
Zderzenie kilkaset metrów dalej
Okazało się, że do czołówki niemal doprowadził 39-letni mężczyzna. Wiadomo, że był nietrzeźwy, ale stężenie alkoholu w jego organizmie będzie znane dopiero wtedy, kiedy będą wyniki badania pobranej od niego próbki krwi.
- Niestety kierowca chwilę po sytuacji widocznej na filmie uderzył w inny pojazd - przekazuje młodszy aspirant Jadwiga Czyż z łódzkiej drogówki.
Pijany kierowca wjechał w tył auta stojącego na światłach na ulicy Zakładowej przy Hetmańskiej. Kierowca auta, w które uderzył sprawca, skontaktował się z naszą redakcją dzięki serwisowi Kontakt 24.
Kierowany przez 39-latka fiat uderzył w tył mazdy, a ten wjechał w kolejny samochód tej marki.
- Trzeźwość sprawcy została przebadana za pomocą urządzenia alcoblow, który wykazał, że ma on stężenie przekraczające pół promila w organizmie - mówi Czyż.
Kierowca fiata nie chciał się poddać innym badaniom trzeźwości, dlatego pobrano od niego próbkę krwi do badania. - Mężczyzna odniósł obrażenia lewego barku. Na wyniki badania krwi jeszcze czekamy - przekazuje mł. asp. Jadwiga Czyż.
"Potworne uderzenie"
Kierowcy uszkodzonych aut nie odnieśli poważniejszych obrażeń. Jeden z nich, za pomocą Kontaktu 24, opowiedział nam swoją wersję wydarzeń:
- Stałem jako drugi samochód na czerwonym świetle, dosłownie 200 metrów od mojego domu. W pewnym momencie poczułem potworne uderzenie w tył auta, do tego stopnia, że sam uderzyłem głową o zagłówek z taką siłą, że na moment straciłem świadomość. Byłem oszołomiony i nie wiedziałem, co się dzieje. Jeżdżę potężną mazdą, miałem nogę na hamulcu, a i tak samochód przejechał około trzech metrów do przodu i uderzył w kolejne auto, również mazdę - relacjonował pan Jacek, kierowca.
W rozmowie z naszą reporterką przekazał, że kiedy się otrząsnął, wysiadł z samochodu i podszedł z kierowcą drugiego auta do drzwi fiata, który w nich wjechał. - Szarpnąłem jego drzwiami, a ze środka wytoczył się kompletnie pijany, młody człowiek. Później od mojego ubezpieczyciela dowiedziałem się, że ma 39 lat. Natomiast był tak pijany, że nie byliśmy w stanie nawiązać z nim żadnego kontaktu, widziałem tylko, że ma poranioną rękę. Podeszli do nas przechodnie, ale nikt nie był w stanie się z tym mężczyzną porozumieć. Ja zadzwoniłem pod numer alarmowy 112 - opisywał sytuację.
"Nie było śladów hamowania, niczego"
Pan Jacek przyznał, że początkowo wydawało mu się, że nikt nie odniósł większych obrażeń. - Sprawca miał uszkodzoną rękę, mnie bolała trochę głowa, pana, w którego uderzyłem ja, kręgosłup, ale nic poza normalnymi skutkami stłuczenia. Natomiast po około dwóch lub trzech minutach, sprawca nagle położył się na trawniku obok miejsca zdarzenia. Trudno powiedzieć, co dokładnie mu było, bo z jednej strony wyglądało to, jakby tracił przytomność, a z drugiej sprawiał wrażenia, jakby zasypiał, ale podczas snu wpadał w bezdech. Rowerzysta, który się przy nas zatrzymał zaczął robić mu masaż serca, natomiast wyglądało na to, że był po prostu pijany do tego stopnia, że organizm odmawiał posłuszeństwa. Ja sam byłem w ciężkim stanie emocjonalnym - przyznał. - Pierwsze na miejsce dojechało pogotowie ratunkowe. Ratownicy zapytali nas, czy potrzebujemy pomocy, odpowiedzieliśmy, że nie, a oni zajęli się sprawcą zderzenia. Po jakimś czasie nadjechał pierwszy radiowóz, a po nim jeszcze dwie jednostki straży pożarnej. Ostatecznie musiały dojechać jeszcze dwa patrole policji, bo ten pijany mężczyzna zaczął awanturować się w karetce pogotowia i jeden z policjantów musiał pojechać z nim i ratownikami do szpitala. Wszystko trwało około trzech godzin, teraz sprawą zajmuje się policja - podsumował. Dodał również, że po obejrzeniu nagrania opublikowanego w internecie jest przekonany, że samochód sprawcy wjechał w tył jego auta z dokładnie taką samą prędkością, jak podczas jazdy widocznej na filmie. - Tam nie było żadnych śladów hamowania, niczego. Nie wiem, ile miał promili, ale nie wiem nawet, czy znajdował się jedynie pod wpływem alkoholu, bo naprawdę nikt nie był w stanie się z nim dogadać, on nie kontaktował - ocenił.
Źródło: Kontakt24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Stop Cham