Śledczy już wiedzą, że to może być jedna z najtrudniejszych spraw jakimi się zajmowali, bo bliźniacy Karol i Kamil mają najpewniej to samo DNA. Wyglądają niemal identycznie. Byli w samochodzie, w którym w poniedziałek zginęła 18-letnia Andżelika. Kto prowadził? Według świadków, bliźniacy najpierw zrzucali winę na siebie nawzajem. Potem stwierdzili, że kierowała nieżyjąca dziewczyna.
- Dysponujemy różnymi, wykluczającymi się wersjami. Nie mogę podawać szczegółów, ale z zeznań najpierw wynikało, że kierował jeden z bliźniaków. Potem mężczyźni sugerowali, że kierowała nieżyjąca już nastolatka - mówi Tadeusz Cebo, prokurator rejonowy w Gorlicach.
Obaj bracia w momencie wypadku w organizmach mieli ponad pół promila alkoholu.
- Lekarze zgodzili się na przesłuchanie jednego z mężczyzn. To ten, który po zdarzeniu opuścił pojazd i został odnaleziony przez służby kilkaset metrów dalej - tłumaczy prokurator.
Śledczy nieoficjalnie przyznają: rozpoczęte właśnie śledztwo może być szalenie trudne.
- Wiele wskazuje na to, że możemy mieć do czynienia z bliźniętami jednojajowymi - mówi prokurator Cebo. A to - jak przyznają eksperci - może bardzo utrudnić ustalenie, kto tak naprawdę odpowiada za śmierć Andżeliki.
Dwie książki, kilka liter różnicy
Doktor Magdalena Spólnicka, szefowa Zakładu Biologii w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji podkreśla, że bliźnięta jednojajowe zawsze mają to samo DNA. - Bliźniacy jednojajowi pochodzą z tej samej, zapłodnionej komórki jajowej, która się podzieliła. Mają więc ten sam materiał genetyczny - tłumaczy. A to oznacza, że trudno będzie stwierdzić, do którego z braci należą ślady DNA znalezione w aucie.
- Współczesna nauka nie jest całkowicie bezradna w takiej sytuacji. Jest metoda, która pozwala wykryć mutacje DNA, które nastąpiły jeszcze w czasie rozwoju embrionalnego. Jest ona jednak droga i czasochłonna - tłumaczy rozmówczyni tvn24.pl.
W praktyce metoda ta sprowadza się do sekwencjonowania genomu. Oznacza to tyle, że próbkę DNA trzeba zabezpieczyć i "przepisać" nukleotyd po nukleotydzie, z których składa się kod genetyczny.
- DNA jest wtedy jak książka napisana czterema literami ułożonymi w różne sekwencje. Potem takie "książki" trzeba porównać. I znaleźć kilka różniących je liter. To drobiazgowa i trudna praca - tłumaczy rozmówczyni tvn24.pl.
Będzie to możliwe tylko wtedy, jeżeli we wraku uda się zabezpieczyć ślad DNA z całą pewnością należący do osoby, która siedziała za kierownicą w momencie wypadku, a nie pasażera. A to nigdy nie jest łatwe.
- To metoda, która nie jest rutynową metodą używaną w kryminalistyce, bo zazwyczaj nie ma potrzeby przeprowadzania tak skomplikowanych analiz - kończy Spólnicka.
Czytanie krwi
Kamil Januszkiewicz jest policyjnym specjalistą, zajmuje się badaniem i zabezpieczaniem śladów krwawych na miejscu przestępstw. Opowiada, że na podstawie krwi nie będzie łatwo ustalić, kto siedział za kierownicą audi.
- Auto koziołkowało. W tego typu, bardzo dynamicznych sytuacjach trudno odtworzyć, jak powstawały poszczególne ślady - opowiada.
Jak mówi, sprawy wypadków komunikacyjnych, w których trzeba udowodnić komuś, że siedział za kierownicą, są zawsze bardzo trudne. Zaznacza, że najważniejszym czynnikiem jest odnalezienie krwi, jednoznacznie wiążącej osobę z zajmowanym przez nią miejscem w pojeździe.
- Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy na poduszce powietrznej kierowcy mogli znaleźć ślady krwi wszystkich uczestników zdarzenia - mówi.
Puzzle
Największe szanse wymiaru sprawiedliwości na udowodnienie winy sprawcy mogą być związane z pracą biegłego z zakresu medycyny sądowej. Śledczy z Gorlic już zapowiadają jego powołanie do tej sprawy. Takim biegłym jest Sławomir Glazar, który pracuje dla Sądu Okręgowego w Sieradzu (woj. łódzkie). Tłumaczy, że odtwarzanie okoliczności wypadków przypomina dopasowywanie skomplikowanych puzzli.
- Trzeba dokładnie obejrzeć wrak samochodu i ustalić, jakie siły na niego działały. Tak zdobytą wiedzę należy drobiazgowo porównać z obrażeniami, których doznali uczestnicy zdarzenia - opowiada biegły.
Tłumaczy, że każdy wypadek to inna historia.
- Czasami nie ma żadnych wątpliwości, co do okoliczności powstania urazów. Ale bywa i tak, że nie można z całą odpowiedzialnością odtworzyć mechanizmu powstania obrażeń - przyznaje.
Nadzieja
Śledczy z Gorlic mimo wszystkich tych problemów, wierzą w rozwiązanie zagadki śmierci Andżeliki.
- Mamy jeszcze pewien plan, którego realizacja pomoże wyjaśnić okoliczności tego dramatu. O szczegółach nie mogę mówić, ze względu na dobro śledztwa - ucina Tadeusz Cebo, prokurator rejonowy w Gorlicach.
Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym w stanie nietrzeźwości grozi do 12 lat więzienia.
Autor: Bartosz Żurawicz / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: psp-nowysacz.pl, tvn24