Skończył obiad i powiedział rodzinie, że wieczorem zaczyna dwutygodniowy wolontariat w miejscu, gdzie szaleje koronawirus, i nie będzie go w domu na Wielkanoc. Sebastian poszedł tam, gdzie z własnej woli nie chciałby trafić niemal nikt. O tym, co przeżył, opowiedział nam. Ale pod jednym warunkiem: "Nie róbcie ze mnie żadnego nadętego bohatera. Jestem normalnym gościem, jak każdy mam sporo za uszami".
- Przegiąłem, wiem. Postawiłem w trudnej sytuacji rodzinę, mieli prawo się wściekać i o mnie bać. Ale łatwo jest przegiąć, jak się działa pod wpływem chwili - mówi Sebastian. Postawny jegomość po czterdziestce z tatuażami na rękach.
Do niedawna "tylko" mąż, ojciec dwóch córek, motocyklista i kierownik produkcji w jednym z dużych zakładów w Czeladzi (woj. śląskie).
Od początku kwietnia wolontariusz, który z własnej woli dał się zamknąć w Domu Pomocy Społecznej w Koszęcinie, który zmienił się w gigantyczne ognisko zakażeń koronawirusem.
- Sam się zastanawiałem, co za ludzie idą pracować w ramach wolontariatu. Że to osoby trochę jak z bajki Disneya, dobre na wskroś. A tu nagle stałem się jednym z nich. A wcale przezroczysty nie jestem - opowiada.
I dodaje, że do niedawna w życiu u siebie nie podejrzewałby takiej potrzeby pomagania.
Sebastian: - Dla mnie to coś na zasadzie katharsis. Jak nam firma stanęła przez pandemię, to trzeba było zwolnić parę osób. Ciężar przekazywania tej informacji spadł na mnie. Cholernie dołujące - opowiada.
Przyznaje, że miał poczucie winy. Do wolontariatu zgłosił się dokładnie 31 marca. Opowiedział nam, co przeżył, co widział i jakie ma przemyślenia. Opowiedział też, jak początkowy szok i nerwy żony zmieniły się w poczucie dumy. Ale też o tym, co go najbardziej zawiodło.
31 MARCA
Jechałem do pracy. W radiu od kilku tygodni mówią o pandemii. Nie wiem, czym relacja o sytuacji w DPS w Koszęcinie różniła od setek innych. Wiem za to, że ktoś na koniec mówił, że potrzeba ludzi do wolontariatu.
Pierwsza myśl: oby ktoś się zgodził. Druga: mam sporo niewykorzystanego urlopu. Trzecia: w pracy i tak zastój. Pewnie by mi wybaczyli, jakbym zniknął na dwa tygodnie… Czwarta myśl była taka, że pewnie żona będzie na "nie". W sumie, co jej się dziwić. Sama ma zostać z dziewczynami?
Może lepiej jej nie mówić - przynajmniej na razie. Może już się ktoś zgłosił i tylko niepotrzebnie ją wkurzę.
W pracy rozmowa była krótka. Mówię, że chce wybrać zaległy urlop. A oni na to "Po co teraz? Boisz się zachorować?". A ja na to, że wręcz przeciwnie. Że na ochotnika idę robić w DPS.
No to widzę, jak robią duże oczy, wzruszają ramionami i rzucają: "ok".
- Kiedy zaczynasz?
- Jeszcze nie wiem - mówię.
1 KWIETNIA
Jadę jeszcze do pracy. Ale w aucie wybieram numer do DPS Koszęcin. Znalazłem w sieci.
- Halo? Chcę się zgłosić na ochotnika. Chcę pomagać - mówię.
- Od jutra pan może? Sytuacja słaba - odpowiadają.
- No, jak trzeba to będę jutro – odpowiadam.
W pracy powiedziałem, że biorę ten urlop. Pokręciłem się chwilę po firmie, uporządkowałem sprawy i znowu do auta. Trzeba było powiedzieć rodzinie.
Ale zanim dojechałem był kolejny telefon:
- Proszę pana, a może pan przyjść jeszcze dziś? Bo tu ludzie nie wyrabiają.
- Mogę. W końcu co za różnica.
Dom. Obiad. Jakoś nie miałem odwagi od razu poruszać tematu. Jak skończyłem jeść, to mówię do żony, że muszę się pakować, bo jadę pomagać w DPS-ie.
"Nie, to nie jest primaaprilisowy żart" - mówię.
Reakcja żony była... emocjonalna. Nawet bardzo.
12-letnia córka się rozpłakała. "Boję się tato o ciebie. Co ty robisz?" - mówiła.
Tylko najstarsza, czternastolatka inaczej na to patrzyła. "Jestem z ciebie dumna. Jakbym była starsza, to sama bym to zrobiła" - napisała mi w sms-ie.
Pod DPS-em w Koszęcinie byłem wieczorem. Dzwonię, że jestem. Po kilkunastu minutach schodzi dyrektor. Daje mi kombinezon, maseczkę i rękawiczki. Trochę byłem speszony, bo przecież w środku jest tylko jedna osoba zakażona koronawirusem.
No nic. Założyłem strój i wszedłem do środka. Oddycha się źle. Zdejmuję. Przecież i tak mam tu spędzić dwa tygodnie, to przecież nie wytrzymam cały czas w tym rynsztunku.
Dyrektor prowadzi mnie do personelu. Jest jedna pielęgniarka i salowa.
- Nasz bohater! Gdzie pracowałeś? DPS? Szpital który? - pytają.
- Żaden. Nie robiłem nigdy w służbie zdrowia - mówię.
Konsternacja.
- No to na cholerę nam taka pomoc! - jedna nie wytrzymuje. Druga uspokaja. Ich uwagę odwraca młoda dziewczyna, 21-latka, oddelegowana z DPS-u w Lublińcu. Załamana, bo musiała zostawić małe dziecko.
Z młodą powiedzieliśmy, żeby panie sobie odpoczęły. Wzięliśmy wiadra i umyliśmy korytarze, poogarnialiśmy pensjonariuszki. Reszta pań zdała sobie sprawę, że nie przyszedłem tutaj robić z siebie gwiazdy instagrama, tylko jestem silnym, wypoczętym gościem, co się pracy nie boi. Przydam się.
Dzień minął.
2 KWIETNIA
"Ale wdepnąłem w gówno" - taką myśl miałem w głowie. Bo sytuacja w DPS-ie, od wczoraj "moim", stała się beznadziejna. Przyszły wyniki testów pobranych od pensjonariuszek: 17 pozytywnych, w tym u pielęgniarki.
Sytuacja słaba o tyle, że jakoś nie wpadliśmy na to, że ona może być zakażona. W piwnicy robiliśmy sobie pokoik socjalny. Jedliśmy, odpoczywaliśmy.
Chwilę potem decyzja: ewakuacja! Zjeżdżają się karetki z całego województwa. Nas wzięli na kwarantannę do Ośrodka Sportu i Rekreacji w Koszęcinie. Razem z nami też dziewięć pensjonariuszek, co podobno były zdrowe.
Podobno.
Już na miejscu dwie z podopiecznych zaczęły się źle czuć. No to je oddzieliliśmy od reszty.
Telefon od sanepidu. Mówią, że za tydzień wszyscy zostaniemy przebadani na koronawirusa.
6-10 KWIETNIA
Dni lecą. Z żoną już lepszy kontakt. Jest ciągle zła, ale mówi, że trochę mnie rozumie. Od razu mi lepiej.
Roboty zbyt wiele nie ma. Jest na pięcioro: ja i jeszcze jeden wolontariusz, salowa i dwie pielęgniarki. Nie ma tragedii.
Zaczynam się też martwić, czy na czas wrócę do roboty. Robię sobie coś na kształt home office. Tyle, że z kwarantanny.
Acha. Kiedyś zapisałem się do bazy dawców szpiku. Dzwonią ze szpitala i mówią, że mają bliźniaka genetycznego, któremu mogę uratować życie. A ja na to: "spoko, ale jestem w kwarantannie". Mówią, żebym zrobił testy.
Ale kiedy ja stąd wyjdę?
11 KWIETNIA
Dzwonię do sanepidu, pytam o wyniki naszych testów.
- Wasze są negatywne. Ale pięć z siedmiu pensjonariuszek chorych Będą wywiezione - słyszę.
No cholera, gdybym nie zadzwonił, to byśmy nawet tego nie wiedzieli. Nikt nie zadzwonił!
12 KWIETNIA
Dziwna to była Wielkanoc.
W ośrodku została jedna podopieczna. Opiekuje się nią dwóch wolontariuszy i jedna salowa. No, jak w prywatnej klinice.
Dzwonię do sanepidu. Mówię, że zgłaszałem się na dwa tygodnie, ale chcę wyjść dzień wcześniej, bo nie ma sensu tu siedzieć.
- Nie wyjdzie pan. Sam pan chciałeś siedzieć to siedź - słyszę.
- Do pracy muszę wracać!
- Teraz to pan poczeka, aż pan będzie mógł wyjść - mówią.
Wkurzyłem się. To po to się narażałem rodzinie, żeby takim tonem do mnie mówili? Jakbym był jakimś przestępcą albo niewdzięcznikiem?!
***
Sebastian w środę po raz kolejny dał wymaz do testów na kornawirusa. Jeżeli on i reszta osób w ośrodku będzie miała negatywny wynik, to będzie mógł wrócić do normalnego życia.
Z pracy już nie dzwonią, ale podobno na niego czekają.
- Czy było warto? Nie wiem. Zobaczę, jak wrócę do domu i to przemyślę. Najgorsze jest to, że pięć pań, którymi się zajmowaliśmy, już nie żyje. Oby reszta wydobrzała, bo całe to siedzenie i pomaganie będzie psu na budę - mówi.
Czapki z głów
Zapytaliśmy Dariusza Szendzielorza, dyrektora DPS w Lublińcu z filią w Koszęcinie o to, jak bardzo przydała się pomoc Sebastiana.
Zamiast odpowiedzi kilka sekund milczenia. Dopiero potem usłyszeliśmy:
- Bezcenna. Nie umiem znaleźć lepszego słowa. Sebastian i Tomek, solista w śląskim zespole pieśni i tańca, zgłosili się w momencie, w którym byliśmy w absolutnej zapaści. Kiedy znikąd nie można było znaleźć chętnych do pracy. Naprawdę byliśmy pod ścianą, miałem poczucie beznadziei - opowiada.
Nie pamięta, czy już podziękował wolontariuszom tak, jak na to zasługują.
- To goście, którzy zdecydowali się na wejście do miejsca, gdzie prawie nikt nie chciałby się znaleźć. To nie były żarty, tylko bardzo poważne zagrożenie dla ich zdrowia. Czapki z głów. To postawa na medal - mówi dyrektor.
Zapowiada, że - już po wyjściu - wolontariusze mają być nagrodzeni przez starostwo powiatowe.
Na froncie walki z koronawirusem dramatycznie brakuje rąk do pracy. Wojewodowie przymusowo kierują lekarzy, pielęgniarki, opiekunów między innymi do ośrodków opieki, gdzie sytuacja jest najtrudniejsza. Czasami także niezgodnie z obowiązującymi przepisami – w czwartek na tvn24.pl informowaliśmy, że do pomocy wezwane zostały m.in. kobiety samotnie zajmujące się dziećmi, w tym jedna na urlopie macierzyńskim.
Tego samego dnia Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformowało, że teraz "wojewodowie zwrócą się z prośbą do izb zrzeszających lekarzy, pielęgniarki, położne oraz fizjoterapeutów o zgłaszanie się personelu medycznego gotowego do pracy przy zwalczaniu epidemii zakażeń wirusem SARS-CoV-2".
- W równie złej sytuacji, w której był ośrodek w Koszęcinie, są dziesiątki innych w całym kraju. Bez ludzi, którzy będą chcieli ruszyć z pomocą system może runąć - podkreśla Dariusz Szendzielorz, dyrektor DPS w Lublińcu z filią w Koszęcinie.
Efekty takiej pomocy bywają spektakularne. W DPS w Bochni kadra została zastąpiona przez siostry dominikanki z Krakowa.
Możesz? Pomóż
- Zazwyczaj ochotnicy do pracy na rzecz społeczeństwa mają czas, żeby się do niej przygotować – mówi Mariusz Kołodziejski pracuje w Regionalnym Centrum Wolontariatu w Łodzi, które jest częścią Ogólnopolskiej Sieci Centrum Wolontariatu.
I dodaje: - Wolontariat w Polsce jest mocno usystematyzowany. Ochotnik się zgłasza, wypełnia deklarację przystąpienia do wolontariatu, potem jest kierowany na szkolenia i na koniec może podjąć pracę. Ale są oczywiście sytuacje, w których nie ma na to czasu.
System Ogólnopolskiej Sieci Centrum Wolontariatu połączony jest z bazami Korpusu Solidarności, prowadzonego i finansowanego z budżetu państwa.
Organizacje szacują, że w Polsce może być ponad 20 tysięcy wolontariuszy. Tylko w regionie łódzkim jest ich około 150. A do tego dochodzi jeszcze rzesza tych, którzy zgłaszają się bezpośrednio do placówek i nie figurują w systemie Centrum Wolontariatu.
- Jeszcze dekadę temu lwią część pomagających stanowili studenci. Na przestrzeni dziesięciu lat coś się zmieniło i pojawiło się mnóstwo osób starszych, które poprzez pomoc się realizują i pozostają aktywne. Teraz to one są najliczniejszą grupą. Oczywiście mówimy o ludziach, którzy deklarowali pomoc jeszcze przed wybuchem pandemii - podkreśla rozmówca tvn24.pl.
A co z tymi, którzy chcą pomagać w zwalczaniu pandemii? Mogą skontaktować się z instytucjami, które najlepiej rozpoznają potrzeby swoich podopiecznych i są naturalnymi łącznikami z ludźmi, którzy potrzebują wsparcia także w czasach koronawirusa, na przykład z miejskimi bądź gminnymi ośrodkami pomocy społecznej.
- W niektórych miastach są centra wolontariatu. Tak jest na przykład w Łodzi, gdzie do walki z COVID-19 zgłosiło się 50 osób. Można też poszukać wolontariatu wśród innych organizacji pozarządowych: fundacji, stowarzyszeń, parafii. Druga metoda wiedzie przez platformy internetowe, które oferują wolontariat (ich listę znajdziesz tutaj - red.) - mówi Mariusz Kołodziejski.
Każdy gest się liczy
Przedstawiciele Ogólnopolskiej Sieci Centrum Wolontariatu przypominają, że żeby zostać wolontariuszem, czasami nawet nie trzeba wychodzić z domu.
- Technologia pozwoliła na stworzenie wolontariatu online. Daje on nieograniczone możliwości. Można prowadzić zajęcia edukacyjne, rozwijające umiejętności dzieci i młodzieży, porady prawne, psychologiczne, zajęcia z fizjoterapii czy informatyczne. Każda pomoc jest bezcenna! - podkreśla Mariusz Kołodziejski.
Jakie prawa ma wolontariusz? Przede wszystkim musi posiadać taki sam sprzęt ochronny, co zawodowcy. Przysługuje mu też ubezpieczenie NNW, wyżywienie i prawo do zrezygnowania z wykonywania obowiązków w każdym momencie.
- W tym roku miała być wprowadzona karta wolontariusza, ale przez pandemię prace nad projektem zostały czasowo wstrzymane. Miało to być coś na kształt legitymacji Honorowego Dawcy Krwi. Miały one upoważniać do zniżek w komunikacji miejskiej, kina czy innych miejsc - opowiada Mariusz Kołodziejski.
Podkreśla, że wolontariat wciąga. Nawet, jeżeli nie ma się za to absolutnie nic w zamian.
- Ludzie tak mają, że robienie dobra wydziela w nich dobre samopoczucie. Dlatego niektórzy już od dekady są aktywnymi wolontariuszami - podkreśla.
Według danych CBOS z 2018 roku, w jakąś formę wolontariatu angażował się co piąty Polak (21 proc.)
***
DPS w Koszęcinie to filia DPS w Lublińcu dla kobiet przewlekle psychicznie chorych. Została ewakuowana w zeszły czwartek po pięciu dniach od wykrycia koronawirusa u pierwszej pensjonariuszki. Wirus zdążył zakazić kolejne kobiety.
* Weryfikuj dostępne oferty pracy, szukaj ofert w sprawdzonych miejscach mających na uwadze dobro wspólne wolontariuszy i potrzebujących. * Zadbaj o swoją wiarygodność, zawsze miej ze sobą identyfikator wolontariusza lub inny dokument poświadczający, aby Ci którym pomagasz również czuli się pewnie i bezpiecznie. * Przestrzegaj oficjalnych zaleceń dotyczących ochrony przed koronawirusem. Przede wszystkim pamiętaj o myciu i dezynfekcji rąk przed i po rozpoczęciu konkretnej aktywności, staraj się nie dotykać twarzy, zwłaszcza okolic ust, nosa i oczu, zachowuj bezpieczną odległość od rozmówcy - min. 2 metry. * Twoje bezpieczeństwo jako osoby niosącej pomoc jest najważniejsze. Nie podejmuj się działań, które nie spełniają warunków bezpieczeństwa, nie wykonuj powierzonych Ci obowiązków bez niezbędnego zabezpieczenia i środków ochrony osobistej (np. jednorazowe rękawiczki ochronne i maseczki) oraz bez znajomości zasad dotyczących bezpiecznego pomagania, np. seniorom. * Chroń siebie i tych, którym pomagasz. Monitoruj swoje samopoczucie i zdrowie bardziej niż zwykle. Nie bagatelizuj niepokojących objawów chorobowych. W razie wątpliwości skontaktuj się z najbliższą stacją sanitarno-epidemiologiczną i zaprzestań działalności wolontariackiej. * Pomoc, której udzielasz jest dobrowolna. Pamiętaj o swoich prawach i potrzebach. Jeśli masz obawy przed podjęciem aktywności wolontariackiej nie bój się mówić "nie" i #zostańwdomu. Pamiętaj, że #zostańwdomu to również wyraz odpowiedzialności społecznej i troski o innych. * Jeśli przebywasz na kwarantannie, w ciągu ostatnich 14 dni wróciłeś z zagranicy, chorujesz przewlekle lub masz ponad 60 lat nie podejmuj się udzielania osobistej pomocy i wolontariatu.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Skalski/TVN24 Łódź