W szpitalu zmarła 68-letnia pensjonariuszka domu pomocy społecznej w Koszęcinie. To pierwsza zakażona koronawirusem i druga ofiara śmiertelna COVID-19 w tej placówce. Pozostałe kobiety są na kwarantannie, dzisiaj pobierane są od nich wymazy do badań. Opiekunka, pani Monika, jest z nimi bez przerwy od 28 marca. Nie widuje swoich dzieci. Pomagają jej dwaj wolontariusze. Brakuje rąk do pracy.
To filia DPS w Lublińcu dla kobiet przewlekle psychicznie chorych. Została ewakuowana w zeszły czwartek po pięciu dniach od wykrycia koronawirusa u pierwszej pensjonariuszki. Wirus zdążył zakazić kolejne kobiety.
- Niestety, nasza "pacjentka zero" zmarła wczoraj w szpitalu w Raciborzu - mówi Dariusz Szendzielorz, dyrektor DPS w Lublińcu.
Miała 68 lat.
To druga ofiara śmiertelna COVID-19 w koszęcińskiej placówce. W poniedziałek w szpitalu w Częstochowie zmarła 82-latka. Była najstarszą pensjonariuszką DPS w Koszęcinie.
- Zakażonych jest w tej chwili 21 pensjonariuszek. Dwie są w ciężkim stanie - dodał Szendzielorz. Koronawirusa ma także pielęgniarka.
Pozostałe siedem pensjonariuszek są w kwarantannie razem z trojgiem opiekunów w Gminnym Ośrodku Sportu i Rekreacji, a DPS został odkażony. Dzisiaj pobrano im wymazy do badań.
Będzie to już drugie badanie. Zarządzono je po tym, gdy wykryto wirusa u pensjonariuszek już po ewakuacji, przebywających w kwarantannie w ośrodku sportu.
Opiekunka z żelaza i dwaj panowie wolontariusze
Złą sytuację w DPS w Koszęcinie nagłośniły media w zeszłą środę. Po wykryciu koronawirusa u jednej z pensjonariuszek, przez pięć dni pozostałymi kobietami zajmowały się dwie opiekunki. Zostały zamknięte razem na kwarantannie. Resztę personelu dwutygodniowa izolacja zastała we własnych domach. Nie mogły wymienić koleżanek.
To trudna praca. Jak powiedział nam dyrektor Szendzielorz, podopieczne mają od 60 do 80 lat, cierpią na choroby związane ze starością, alzheimera, demencję, a także schizofrenię. Personel nie tylko musi przygotować posiłki i sprzątać. Pensjonariuszki wymagają pomocy przy higienie osobistej, muszą być doglądane 24 godziny na dobę.
Dziennikarze TVN 24 rozmawiali z jedną z opiekunek. Mówiła, że jest na skraju wyczerpania. Bała się, że umrze na tej kwarantannie, a w domu zostawiła swoje dzieci.
Nie zobaczyła ich do dzisiaj. Rzeczniczka wojewody śląskiego Alina Kucharzewska powiedziała nam, że opiekunka trafiła do szpitala z powodu ogólnie złego stanu zdrowia. Ale dyrektor Szendzielorz twierdzi, że to niezgodne z prawdą.
- Pani Monika nadal pracuje. To kobieta z żelaza, chociaż ma chwile załamania z powodu rozłąki z rodziną. Brakuje nam rąk do pracy, część personelu jest na kwarantannie w swoim domu, inni wzięli zwolnienia lekarskie, a pani Monika pozostała na placu boju - mówi dyrektor.
W czwartek na apel w mediach odpowiedzieli dwaj wolontariusze i zgłosili się do pracy w DPS w Koszęcinie. Szendzielorz: - Pan Tomek i pan Sebastian zgodzili się zamknąć na kwarantannie z pensjonariuszkami, chociaż nie są opiekunami ani pielęgniarzami i mają swoje rodziny. Przyszli, zostali powiadomieni o ryzyku i zostali.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice