Olga Orzechowska przedstawiła w swoim reportażu "Ja was zaskarżę" historię 17-letniej Victorii z Mławy. Dziewczyna została zatrzymana przez policję za posiadanie narkotyków i przesłuchana na komendzie, w której spędziła kilkanaście godzin. Matka o zatrzymaniu, przesłuchaniu, a później zwolnieniu leczącej się psychiatrycznie córki nie została poinformowana.
Victoria przed opuszczeniem komisariatu podała policji telefon do mamy i była przekonana, że ta będzie na nią czekać. Mama Victorii nie dostała jednak telefonu, dziewczyna wyszła sama. Historia ma tragiczny finał - dziewczyna podjęła próbę samobójczą, w wyniku której została okaleczona na całe życie.
"Dla mnie jest to niezrozumiałe"
- Tu nie zachodziły żadne przesłanki ku temu, aby nie zaprosić matki, nie powiadomić matki, że będzie takowe przesłuchanie - powiedział w TVN24 Andrzej Mroczek, były policjant, ekspert ds. bezpieczeństwa (Collegium Civitas). - Dla mnie jest to niezrozumiałe, że (przy czynnościach) w stosunku do osoby nieletniej nie została matka powiadomiona o tym, że będzie przesłuchanie i że może uczestniczyć w tej czynności - stwierdził.
W jego ocenie policjantów "zjadła rutyna".
- Z jednej strony policja postąpiła na każdym etapie prawidłowo w myśl prawa. Są pewne sugestie, że policja opierała się przede wszystkim na opinii medycznej oraz wytycznych prokuratora, czyli policja odsuwa od siebie tutaj odpowiedzialność - mówił były funkcjonariusz.
Zwrócił uwagę, że nastolatka została zatrzymana w porze nocnej. Wyjaśnił, że "pod nieobecność komendanta komisariatu, odpowiedzialnym za funkcjonariuszy jest dyżurny". - To tak naprawdę dyżurny jest odpowiedzialny za dokumenty, jakie policjanci wypełniają, jak oni je wypełniają, czy była konsultacja medyczna, bo osoba zatrzymana sygnalizuje, że bierze środki medyczne - tłumaczył.
"Policjanci nie mają prawa, aby dawać jakiekolwiek środki"
Jak zaznaczył, "jeżeli lekarz, z którym była konsultowana zatrzymana, wystawiłby zaświadczenie albo skonsultował to na przykład z lekarzem psychiatrą, to by nie była wyrażona zgoda na osadzenie tej dziewczyny w policyjnej izbie zatrzymań".
Podkreślił, że "policjanci nie mają takiego prawa, aby dawać jakiekolwiek środki, o których mówi osoba zatrzymana". - Od tego jest lekarz. Jeżeli faktycznie prawdą jest, że była przewieziona do szpitala na SOR i lekarz dyżurny wystawił zaświadczenie, że może przebywać w areszcie, to należało to przede wszystkim do tego lekarza, który przeprowadzał wywiad z osobą zatrzymaną. I to od niego zależało, czy podać jej jakieś środki, czy też nie, albo wesprzeć się kolegą, który jest specjalistą w tym zakresie. Rozumiem, że to nie zostało dopełnione - powiedział Mroczek.
Autorka/Autor: momo/tok
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24