57-letni Krzysztof T. w maju tego roku zadzwonił na policję i przekazał, że w lutym 2016 roku zabił swoją matkę. Do zbrodni doszło w Kole (woj. wielkopolskie), ale policji i prokuraturze przez siedem lat nie udało się ustalić, kto był sprawcą. Po zatrzymaniu 57-latek już nie przyznawał się do winy. Usłyszał zarzuty i trafił do aresztu.
Ponad siedem lat temu, 29 lutego 2016 roku wieczorem do jednego z domów w Kole wszedł mężczyzna. Był krewnym mieszkającej tam 74-latki. - Zobaczył, że w środku jest bałagan, który wskazywał, że ktoś w lokalu szukał wartościowych rzeczy - opowiada Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury okręgowej.
Dodaje, że w domu nie było śladu po mieszkającej tam kobiecie. Jej ciało znaleźli dopiero wezwani na miejsce policjanci. - Przy dolnych stopniach schodów prowadzących do piwnicy odnaleźli zwłoki. Oględziny przeprowadzone z udziałem biegłego medyka sądowego wykazały, że bezpośrednią przyczyną śmierci były obrażenia mózgowo-czaszkowe - przekazuje prokurator.
Wezwany biegły stwierdził, że 74-latka była uderzana w głowę z dużą siłą przez osobę trzecią. - Ciosy były zadawane twardym narzędziem - dodaje Kopania.
Przeprowadzona później sekcja pozwoliła na doprecyzowanie, że zabójca uderzał narzędziem tępokrawędzistym - na przykład młotkiem.
Zagadka, która czekała na rozwiązanie
Śledczy, którzy wtedy zajęli się sprawą nie mieli wątpliwości, że szukają sprawcy zabójstwa. Ustalili, że kobieta mieszkała samotnie i była bardzo ostrożna - zawsze zamykała drzwi na klucz i nie wpuszczała obcych do siebie.
- Mimo przeprowadzenia bardzo licznych czynności dowodowych, na wcześniejszym etapie śledztwa nie udało się ustalić sprawcy, więc śledztwo umorzono - mówi Kopania.
Nieoczekiwany przełom w sprawie nastąpił w drugiej połowie maja 2023 roku. Do komendy w Kole zadzwonił mężczyzna, który przekazał, że to on jest zabójcą. Z przekazanych informacji wynikało, że jest synem 74-latki.
- Postępowanie zostało podjęte. Niedługo potem zatrzymany został 57-letni Krzysztof T. Usłyszał on zarzut zabójstwa - mówi prokurator.
Zmiana narracji
57-latek - już jako podejrzany - nie przyznawał się do winy. To jednak nie oznaczało, że uniknie odpowiedzialności. - Zebrane dowody wskazują z dużym prawdopodobieństwem, że to właśnie on dopuścił się brutalnej zbrodni - dodaje Kopania.
Śledczy przekazali, jak - ich zdaniem - doszło do zabójstwa: podejrzany przyjechał kilka dni przed zbrodnią do Polski z Danii, gdzie przebywał od dłuższego czasu.
- W dniu zdarzenia matka, otwierając drzwi, wpuściła go do domu. Wówczas została zaatakowana przez syna, który zepchnął ją ze schodów do piwnicy, a potem pozbawił życia, zadając kilka ciosów w głowę młotkiem - opisuje prokurator.
Narzędzia zbrodni sprawca miał się pozbyć, wyrzucając młotek z mostu przy obwodnicy.
Śledczy: poszło o spadek
Czemu sprawca miał zabić własną matkę? Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury przekazuje, że podejrzany najpewniej chciał zapobiec przekazania przez nią części majątku innym osobom. - Chciał odziedziczyć całość spadku. Po zbrodni sprzedał dom matki i pieniądze przekazał swojej ówczesnej partnerce - mówi Kopania.
Dodaje, że 57-latkowi grozi dożywocie. Mężczyzna został aresztowany.
***
Sprawą zajmują się prokuratorzy z Łodzi, bo wcześniejsze śledztwo zostało połączone z innym wątkiem, który - jak się potem okazało - nie miał związku ze śmiercią 74-latki.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock