Do kanalizacji miejskiej blisko 70-tysięcznego Inowrocławia trafiły substancje chemiczne. Próbki zostały pobrane do badań laboratoryjnych, ale już teraz wiadomo, że w ściekach znajdowało się bardzo dużo kwasu siarkowego. Pracownicy Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Inowrocławiu odkryli to w środę (24 września) późnym wieczorem.
Jak przekazał w relacji reporter TVN24 Mariusz Sidorkiewicz, w hali, w której znaleziono strefę zrzutu, znajdowały się olbrzymie zbiorniki, w których poprodukcyjne ścieki chemiczne były magazynowane i to z nich były wtłaczane do sieci wodociągowej za pomocą zwykłej rury. Prawdopodobnie do sieci trafiały ścieki odpowiadające kilkunastu mauzerom, czyli dużym, przemysłowym zbiornikom.
Jak mówił reporter TVN24, stężenie było tak duże, że zwykła studzienka kanalizacyjna została przez kwas siarkowy wypalona. Z jego ustaleń wynika, że był to dobrze zorganizowany proceder. Wszystko odbywało się na terenie firmy, którą prowadziły przypadkowe osoby. Firma oddawała ścieki do innej, która powinna zajmować się ich utylizacją, biorąc za to spore pieniądze. Zamiast jednak płacić za utylizację, oszuści spuszczali ścieki do kanalizacji.
- Ktoś kupuje kwas siarkowy jako odpad z jednego z zakładów tłuszczowych, prowadzi tak zwany laboratoryjny element syntezy, który wytwarza frakcje lekką i ciężką. Jedna z tych frakcji trafia do sprzedaży, ponieważ jest "chodliwa", a to co powinno być utylizowane, czyli kwas siarkowy z odpadem, zamiast trafiać do miejsc utylizacji trafiło do kanalizacji naszego zakładu - mówi Janusz Radzikowski, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Inowrocławiu.
Śledztwo w tej sprawie dopiero się rozpoczyna. Sprawą zajmuje się policja.
Autorka/Autor: Michał Malinowski
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Inowrocławiu