Lampiony bez zgody lotniska. Chaos, śmieci, pożar i poparzenia

Lampiony wypuszczono zbyt wcześnie
Lampiony wypuszczono zbyt wcześnie
Źródło: TVN 24
Kilkanaście tysięcy lampionów wzbiło się w niebo w piątkową Noc Kupały. Mimo apeli organizatorów, poszybowały zanim zgodę wyraziła kontrola lotów. Ich resztki całkowicie zaśmieciły okolicę. Kilka osób zostało też lekko poparzonych.

Organizatorzy, po kontakcie z wieżą lotów na poznańskiej Ławicy otrzymali zgodę na wypuszczenie lampionów od godz. 22:15. Nie udało im się jednak powstrzymać tłumu. Kiedy w niebo poleciały pierwsze lampiony, zadziałał efekt domina. W konsekwencji jeszcze przed godz. 22 w powietrzu unosiły się tysiące chińskich lampek.

Przed czasem

Nie pomagały krzyki dzieci, które skandowały: "nie puszczamy".

"Wszyscy czekamy, to jeszcze nie czas! Te lampiony nie bedą się liczyć!" - krzyczał ze sceny Piotr Zyznawski, prezes Fundacji ARS, organizatora imprezy. Na niewiele się to zdało - większość osób nie słyszała lub nie chciała słyszeć tych apeli.

- Według mnie wynika to ze złej organizacji imprezy. Nie słychać, co organizatorzy mówią na scenie - przekonywała jedna z uczestniczek imprezy.

- Ludzie są bezmyślni. Nie było przecież sygnału - denerwowała się opiekunka grupy dzieci. - Impreza świetna, ale ku przestrodze można byłoby raz ją odwołać - dodawała inna.

Jest bałagan, są poparzeni

Mimo negatywnej opinii na temat organizacji imprezy, strażacy zabezpieczali Noc Kupały. Ich przewidywania się potwierdziły: - Dookoła mamy jeden wielki bałagan. W trakcie puszczania lampiony spadały na ręce, dłonie ludzi poparzyły także przelatujące inne lampiony i musieliśmy udzielać im pomocy. W sumie mieliśmy trzy takie interwencje, ale pomocy doraźnej udzielają także harcerze - tłumaczy Dariusz Jezierski z komendy miejskiej straży pożarnej w Poznaniu.

Poznań po Nocy Kupały. "Jeden wielki bałagan, lampiony spadały na ręce"

Poznań po Nocy Kupały. "Jeden wielki bałagan, lampiony spadały na ręce"

Nie były to jedyne zadania, jakie czekały strażaków. - Mieliśmy zaginione dziecko, które na szczeście sie odnalazło. Spadające lampiony zaśmieciły ulice Warszawską i utrudniały tam przejazd. Mielismy też mały pożar - przy katedrze paliły się krzaki i drzewo - wymienia Jezierski.

Świadkowie przekonują, że pożaru nie wywołał spadający lampion. - Stałem kilkanaście metrów dalej. Jakaś grupka nastolatków kręciła się w pobliżu, po czym podpaliła krzaki i zaczęła uciekać - tłumaczy jeden z uczestników zabawy przy moście Chrobrego.

Paraliż miasta

Tłumy ludzi, które przybyły pod most Chrobrego, zaskoczyły drogowców i MPK. Przed imprezą w korkach stało praktycznie całe centrum. Korek ciągnął się od Garbar aż do Placu Wolności i al. Niepodległości.

- Drogę, którą normalnie pokonuje w pięć minut, jechałem ponad 45 - mówi jeden z kierowców.

Uczestnicy zabawy nie mogli liczyć na dojazd tramwajem. Już przed godz. 21 MPK zdecydowało o skierowaniu linii jadących przez most Chrobrego na inne trasy. Most około godz. 21:30 został wyłączony dla samochodów jadących w strone ronda Śródka. To spowodowało z kolei potężne korki na Garbarach.

Czwarty raz

Noc Kupały odbywała się w Poznaniu po raz czwarty. W tym roku organizatorzy bili rekord Guinessa w ilości wypuszczonych w niebo lampionów. Czy ta sztuka się udała, dowiemy się najwczesniej za miesiąc, po weryfikacji dokumentów i nagrań przez komisję zajmująca się rekordami. Oprócz puszczania lampionów zorganizowano liczne atrakcje - koncerty muzyki etnicznej, warsztaty taneczne, konkursy. Udział wzięło kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Poznań walczy o rekord Guinessa

Poznań walczy o rekord Guinessa

Autor: fc/roody / Źródło: TVN 24 Poznań

Czytaj także: