- Jeżeli się gra, to można wygrać i przegrać - powiedział Andrzej Wajda. Tym razem wygrał ktoś inny. Oscara zdobył austriacki film "Fałszerze", a nie film Wajdy "Katyń". Reżyser zapewnia jednak, że nie jest rozczarowany - a nawet ma powody do zadowolenia.
- Już czwarty raz jestem na oscarowej gali. Dlaczego miałbym być rozczarowany? - pytał dziennikarzy, którzy pytali o komentarz do przegranej "Katynia" w wyścigu po złocistą statuetkę. - Są różne filmy, jedne się podobają widzom, inne jury. Jak się uczestniczy w konkursie to trzeba liczyć się z jego regułami - tłumaczył mistrz polskiej kinematografii.
Reżyser zadowolony, aktorzy zawiedzeni Rozczarowania nie kryli za to aktorzy. - Nie ma co ukrywać: liczyliśmy bardzo na tę statuetkę i dlatego pewien smutek jest. Ale i tak jesteśmy zadowoleni, bo sama nominacja - co wielokrotnie powtarzał pan Wajda - jest dużym uhonorowaniem. No cóż, nie udało się, ale miejmy nadzieję, że nie po raz ostatni tu byliśmy - mówił tuż po niekorzystnym dla nas werdykcie amerykańskich akademików Paweł Małaszyński, który w "Katyniu" zagrał jedną z głównych ról.
Wajda zna smak przegranej Andrzej Wajda do najbardziej prestiżowej nagrody filmowej nominowany był juz po raz czwarty, nigdy jednak nie otrzymał nagrody za konkretny film. Z Hollywood ze złotą statuetką powrócił w 2000 roku, gdy otrzymał Oscara za całokształt twórczości.
W 1975 bez echa przeszła "Ziemia obiecana" według prozy Reymonta. Cztery lata później "Panny z Wilka", nakręcone na podstawie noweli Jarosława Iwaszkiewicza pod tym samym tytułem otrzymały nominację, ale Wajda wyjeżdżał z Los Angeles bez nagrody.
1981 rok to nominacja dla "Człowieka z żelaza" - film również przepadł w głosowaniu członków Amerykańskiej Akademii Filmowej. W tym roku spore nadzieje pokładaliśmy w "Katyniu". Niestety obraz polskiego reżysera pokonali "Fałszerze".
Andrzej Wajda zapowiada, że teraz na warsztat bierze inne dzieło Jarosława Iwaszkiewicza - "Tatarak".
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24