Aktorka Gwyneth Paltrow zeznała w piątek w sprawie kolizji na stoku narciarskim, do której doszło w 2016 roku w Utah. Mężczyzna, który ją pozwał, twierdzi, że doprowadziła do kolizji na stoku narciarskim i nie udzieliła mu pomocy. Aktorka mówi, że było odwrotnie.
Gwyneth Paltrow powiedziała przed sądem o incydencie, do którego doszło w 2016 roku w Deer Valley Resort w stanie Utah. Aktorka jeździła na nartach z dwójką swoich dzieci, kiedy doszło do wypadku. Powiedziała, że w rzeczywistości to ona została uderzona przez Terry'ego Sandersona.
76-letni mężczyzna pozwał Paltrow o 300 tysięcy dolarów odszkodowania za incydent, ale kilka lat po nim. Z dokumentów sądowych wynika, że w wyniku zderzenia doznał "trwałego urazu mózgu".
Początkowo domagał się odszkodowania w wysokości 3,1 miliona dolarów. Paltrow złożyła pozew wzajemny, domagając się 1 dolara odszkodowania i opłaty kosztów pomocy prawnej.
Patrow kwestionuje zeznania świadka
Paltrow zakwestionowała zeznania Craiga Ramona, przyjaciela Sandersona, który powiedział, że usłyszał krzyk, zanim zobaczył, jak Paltrow zderza się z emerytowanym optykiem. Aktorka powiedziała, że Ramon znajdował się około 40 stóp dalej i nie był w stanie rozpoznać, kto był winny zderzenia.
Paltrow odrzuciła również twierdzenia Sandersona, że odjechała z miejsca zdarzenia i zignorowała zasady udostępniania informacji kontaktowych drugiej stronie po wypadku.
Członek personelu Deer Valley Resort - który udzielał lekcji Paltrow i jej rodzinie – zeznał, że nie widział kolizji i to on został na miejscu zdarzenia, aby podać Sandersonowi dane kontaktowe. Inny pracownik ośrodka narciarskiego, instruktor Eric Christiansen ma zeznawać w przyszłym tygodniu.
Paltrow przyznała, że w nerwach przeklęła w stronę Sandersona, dodała, że nie odjechała od mężczyzny, dopóki ten nie powiedział pracownikowi ośrodka, że nic mu nie jest. - Nie spowodowałam wypadku, więc nie mogę być winna niczego, co mu się później przydarzyło - powiedziała Paltrow.
Źródło: Reuters